Krzysztof Skórzyński: Po aferze jego miejsce w TVN nie było pewne. Wystąpi w śniadaniówce?
Zaledwie dziesięć miesięcy temu wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że Krzysztof Skórzyński dołączy do panteonu najbardziej cenionych dziennikarzy politycznych w Polsce. Nazywany "złotym dzieckiem TVN", od ponad dekady wspinał się po szczeblach kariery. Czar prysł po ujawnieniu jego prywatnej korespondencji z szefem kancelarii premiera – najpierw został odsunięty od tematów politycznych, potem był przerzucany między kolejnymi redakcjami stacji niczym gorący kartofel. Lada dzień ma odrodzić się niczym Feniks z popiołów, zasiadając na kanapie w studiu "Dzień Dobry TVN" jako współprowadzący śniadaniówkę u boku Małgorzaty Rozenek-Majdan.
Ponad pół miliona – średnio tylu Polaków jeszcze we wrześniu ubiegłego roku zasiadało w sobotnie wieczory przed telewizorami, aby obejrzeć na antenie TVN24 kolejny odcinek "Sprawdzam" – autorskiego magazynu Krzysztofa Skórzyńskiego. Biorąc pod uwagę porę emisji i wysiłki konkurencji kuszącej w tym samym czasie hollywoodzkimi hitami czy koncertami z udziałem gwiazd estrady – dla programu publicystycznego był to wynik oszałamiający.
500 tysięcy widzów miało pewność, że znany reporter "Faktów TVN" ponownie popisze się rzetelnością i dociekliwością, zadając swoim gościom – czołowym politykom i przedstawicielom rządu – szereg niewygodnych pytań.
Nadszedł feralny dzień 17 września, gdy do sieci trafiły screeny wiadomości pochodzących z prywatnej skrzynki e-mailowej Michała Dworczyka, szefa kancelarii premiera. Ich adresatem był nie kto inny jak... Krzysztof Skórzyński. Ten sam, który w sobotnie wieczory w TVN24 ochoczo wdawał się w ostrą polemikę z kolejnymi ministrami obecnego rządu.
"Tylko do Twojej wiadomości - co sądzisz o propozycjach odpowiedzi?" – pytał w listopadzie 2019 roku minister Dworczyk. Poniżej znalazła się lista pytań zadanych przez dziennikarkę portalu OKO.press i proponowanych odpowiedzi. Dotyczyły m.in. majątku, podróży samochodami służbowymi, samolotami, kosztów delegacji czy wydatków ze służbowej karty kredytowej.
"Nigdy nie wymieniałem w tej sprawie maili z ministrem Dworczykiem" - napisał Skórzyński w oświadczeniu, które zamieścił na Twitterze. "Nigdy także, w żaden, podkreślam - w żaden sposób, nie 'doradzałem' ani ministrowi Dworczykowi, ani jakiemukolwiek innemu politykowi, w jakiejkolwiek sprawie! Byłoby to niedopuszczalne i nie do zaakceptowania" – deklarował.
Wody w usta nabrał także sam szef kancelarii premiera, który do dziś konsekwentnie odmawia komentowania treści swych, regularnie trafiających do sieci, wiadomości, nazywając ich upublicznianie "prowokacją obcych służb". Ale nigdy nie zaprzeczył autentyczności żadnej z nich.
Stanowczość oświadczenia Skórzyńskiego wydawała się przekonująca – ale gdy sprawa zaczęła przycichać, jak na złość wyciekły kolejne maile. W jednym z nich Dworczyk przesyłał dziennikarzowi fragment komunikatu dotyczącego szczepionek przeciw COVID-19. Z opublikowanych zrzutów ekranu wynikało, że Skórzyński miał nanieść zmiany w dokumencie i wysłać ministrowi przeredagowany tekst. W innym z kolei minister narzekał na mizerne efekty swojego występu w programie publicystycznym "Czarno na białym”, na który miał się zdecydować za namową... Skórzyńskiego.
Widzowie TVN zaczęli zadawać sobie podstawowe pytanie: jakim cudem Krzysztof Skórzyński może w wiarygodny sposób pełnić funkcję przedstawiciela tzw. czwartej władzy, której misją jest patrzenie na ręce trzem pozostałym, jeżeli w wolnych chwilach sekunduje jednej z czołowych postaci rządzącej partii?
Wątpliwości rozwiali szefowie TVN, zdejmując autorski program Skórzyńskiego z anteny i zawieszając go w obowiązkach służbowych. Po miesiącu ogłoszono, że dziennikarz co prawda zachowa swój etat, jednak od tej pory będzie trzymany z dala od wszelkich tematów związanych z bieżącą polityką.
Jeszcze niedawno czołowy dziennikarz polityczny pojawiał się i znikał z anteny, za każdym razem występując z odmiennej roli. 20 listopada 2021 roku zadebiutował jako reporter relacjonujący skoki narciarskie, nadając na żywo z mroźnego Jekaterynburga. Wówczas bowiem po raz pierwszy to na antenie TVN, a nie Telewizji Polskiej, widzowie mogli śledzić zmagania polskich skoczków w zawodach Pucharu Świata rozgrywanych za granicą.
Po rozpoczęciu inwazji Rosji na Ukrainę Skórzyński zaczął pojawiać się również w studiu TVN24, gdzie na tle mapy opowiadał o działaniach wojennych. Dziennikarz deklarował wówczas, że chciał w ten sposób wesprzeć kolegów i koleżanki podczas intensywnego, całodobowego wydania specjalnego.
"Znam rosyjski i trochę ukraiński. Poproszono mnie o pomoc" – zapewniał tym usilniej, im lepiej słyszalne były komentarze sugerujące, że przecież wojny za naszą wschodnią granicą nijak nie można odseparować od kwestii polityki. "Jeśli stacja obniża własne standardy, to obciąża to jej sumienie. Dziwi jednak, że robi to TVN24, charakteryzująca się prestiżem i renomą" – irytował się publicznie prof. Stanisław Jędrzejewski, medioznawca z Akademii Leona Koźmińskiego.
Po zaledwie kilku "wejściach na żywo" Skórzyński ponownie zniknął z anteny, ale nie ustały próby znalezienia mu odpowiedniego miejsca w ramówce telewizji. Wreszcie, w marcu br., były reporter pojawił się w programie rozrywkowym "Mask Singer", w którym celebryci, aktorzy i dziennikarze próbowali swoich sił wokalnych, występując w najbardziej zaskakujących przebraniach.
W każdym odcinku detektywi (Julia Kamińska, Joanna Trzepiecińska, Kuba Wojewódzki, Kacper Ruciński) wraz z publicznością wybierali najlepszy występ, uczestnik z najmniejszą liczbą głosów zaś odpadał i ujawniał tożsamość. Skórzyński, który w programie wcielał się w "Koguta", zajął trzecie miejsce, pokonując m.in. Beatę Kozidrak czy Marcina Millera.
Program dobiegł końca, maska "Koguta" opadła – a Krzysztof Skórzyński ponownie został bez stałego zajęcia. Gdy sprawy idą tak źle, zrobił to, co z pewnością zrobiłaby większość z nas – wraz z żoną i trójką dzieci udał się na letni urlop, do słonecznych Włoch.
Okazuje się jednak, że tuż przed wyjazdem władze TVN znalazły wreszcie dla niego stanowisko i zaproponowały... dołączenie do grona prowadzących program "Dzień dobry TVN". Wraz z nim od jesieni w śniadaniowym paśmie ponoć pojawić się ma także Małgorzata Rozenek-Majdan, w czym wielu dostrzega zalążek przyszłego prezenterskiego duetu.
Rzeczywiście, w "Dzień Dobry TVN" dominują lekkie i przyjemne tematy lifestylowe, tak więc dziennikarz nie byłby więcej narażony na kontakt z bardziej lub mniej znanymi mu politykami. Co więcej, poza duetem Skórzyński-Rozenek-Majdan, program prowadzić będą również inne pary znanych osobistości, jak Dorota Wellman z Marcinem Prokopem czy Anna Kalczyńska z Andrzejem Sołtysikiem.
Trudno więc uznać to zajęcie za wyjątkowo absorbujące, co byłemu reporterowi "Faktów" umożliwiłoby realizację swojego marzenia – jak donoszą Wirtualnym Mediom anonimowi przyjaciele Skórzyńskiego, chciałby on w zbliżającym się sezonie kontynuować relacjonowanie Pucharu Świata w skokach narciarskich.
Uznany dziennikarz polityczny, reporter sportowy, wokalista w przebraniu, być może wreszcie prezenter porannego magazynu. Niektórzy mogliby go uznać za prawdziwego człowieka renesansu. Niewykluczone jednak, że już do końca swego życia będzie gorzko żałował, że potknął się na nieprzestrzeganiu żelaznej zasady dziennikarskiej niezależności.
Zobacz też:
"Magia nagości": Kontrowersyjny program wraca do Zoom TV. Kiedy premiera?
"Gogglebox": "Big Boy" schudł 170 kg. "Nie chciałem umrzeć w wieku 36 lat"
Piotr Kraśko: Kiedy znów poprowadzi "Fakty"? Możliwe, że w ogóle nie wróci