"Wielka woda": Polityk z sercem. Tomasz Schuchardt o roli w hicie Netfliksa!
O "Wielkiej wodzie", różnicy między seriami a serialami, wyzwaniach na planie oraz o tym, że fikcja podbija rzeczywistość rozmawiamy z Tomaszem Schuchardtem, który w serialu Netfliksa wciela się w postać Jakuba Marczaka, polityka z wielkim sercem.
Katarzyna Ulman, Interia: Przygotowując się do dzisiejszej rozmowy natknęłam się na dość ciekawy cytat z "Polityki". Zdzisław Pietrasik pisał w 2010 roku: "Tomasz Schuchardt to odkrycie nie tylko tego sezonu. Chyba od czasu pojawienia się Lindy w "Gorączce" Agnieszki Holland nie mieliśmy tak imponującego debiutu filmowego. Oby tylko nie zmarnował się w serialach". Chciałam zapytać, jak to jest z tymi serialami? Wystąpił pan w świetnym "Bodo", intrygującej "Skazanej", niedługo premiera "Wielkiej wody".
Tomasz Schuchardt: - Wydaje mi się, że rzeczywiście tak mogłoby to wyglądać, jeżeli spojrzymy na to, jak jest to podzielone. Ja dzielę to na własne potrzeby - serial zawsze kojarzył mi się z czymś krótkim, co ma określoną liczbę sezonów. Nigdy nie wchodziłem w nic co miało kilkanaście sezonów. Z prostej przyczyny - rzeczywiście w pewnym momencie możesz przestać szukać i zaczynasz tylko powielać podobne zachowania. To jest niestety największy problem w serialach telewizyjnych rozpisanych na długie sezony - po pięćset odcinków. Pozostaje także kwestia realizacji tych produkcji - często do nakręcenia jest trzynaście scen dziennie, aktorzy po prostu nie nadążają nawet uczyć się tekstu. Wiele rzeczy jest robionych naprędce na trzy kamery. Nie ma też czasu, bardzo często, na to, żeby przed rozpoczęciem zdjęć te postaci zbudować. Wchodzisz tam jako ty, grasz jako ty. Oczywiście ja tutaj nie oceniam osób, które realizują takie produkcje, ani które w nich grają - to jest po prostu raczej specyfika takich seriali.
- Rzeczy, które wybierałem świadomie - to były formy zamknięte, które dawały szansę na przygotowanie. W przypadku "Wielkiej wody", czyli miniserii, formatu coraz bardziej popularnego za granicą, mamy do czynienia jeszcze z inną sytuacją, ponieważ to jest tak naprawdę sześć godzinnych filmów. Również realizacja jest zupełnie inna. Zdjęcia odbywają się w formule filmowej: kamery-światło; wszystko ustawia się filmowo. Scenariusz jest tak napisany, aby zagłębić się w postaci, nawet bardziej niż w krótkim filmie. Spędzamy z bohaterami więcej czasu, możemy spojrzeć na katastrofę przedstawioną w "Wielkiej wodzie" z kilku perspektyw. Więc nie będę tego traktował jako zmarnowanie bo co to znaczy się zmarnować? Jeżeli masz w sobie cały czas potrzebę samorozwoju oraz poszukiwania różnych rzeczy, to wydaje mi się, że nie jesteś w stanie się zmarnować czy zepsuć, ponieważ będziesz po prostu ciągle dążył do samodoskonalenia.
"Wielka woda" jest serialem dopracowanym w każdym szczególe, emocjonującym i poruszającym. Co było największym wyzwaniem na planie?
- Wyzwanie może nie jest najodpowiedniejszym słowem, ponieważ pracuję w zawodzie, który bardzo kocham, więc nie traktuję tego jako wyzwania, tylko poszczególne przygody. Ta wymagała ode mnie różnych rzeczy już od samego początku - trzeba było usiąść nad scenariuszem z dwoma reżyserami, co zdarza się dość rzadko - mi po raz pierwszy. Jan Holoubek i Bartłomiej Ignaciuk tworzyli pewną opowieść naprzemiennie, ale wcześniej usiedliśmy wszyscy całą ekipą głównych aktorów z reżyserami oraz jednym ze scenarzystów i zaczęliśmy analizować to, co zostało napisane przez Kaspra Bajona i Kingę Krzemińską. Czy to jest wystarczające? Czy coś jeszcze trzeba dodać? Czy nam wszystkie literki tak zwane "aktorskie literki", czyli dialogi pasują? Nie są jakieś nad wyraz? Zbyt koślawe czy zbyt surowe? Pierwszy etap jest rzeczywiście najtrudniejszą częścią, ponieważ trzeba ustalić wszystko - to, co my będziemy grać. Kiedy już się to ustali, to uważam, że te inne kwestie, które można by nazwać wyzwaniami - zmiany wizerunkowe, wchodzenie do zimnych akwenów wodnych, jak w przypadku naszego serialu - to są sprawy poboczne. To jest tak nieodłączne z naszym zawodem aktorskim, że ja tego już nawet nie traktuje jako coś trudnego. Sprawia mi to wszystko przyjemność, bo gramy do wspólnej bramki.
Pana bohater, Jakub Marczak, to postać skomplikowana. Jak bardzo wydarzenia zmieniają jego podejście do życia?
- Jakub Marczak zmienia się jako człowiek, ale z czego to wynika? Z tego, że sytuacja wokół niego się zmienia, a on zawsze podchodzi do wszystkiego raczej szczerze. Nieszczere są jednak niektóre osoby, które go otaczają. Marczak jest postacią uwikłaną w politykę; jest wicewojewodą, a jak wiadomo polityka - to jednak ciągła elastyczność; częste zmienianie swoich przekonań. Tu można dyskutować, czy jest to dobre czy złe, ale jednak tak jest, że zmienia się swoje podejścia do pewnych rzeczy. Czasami Kuba jest spolegliwy, czasami idzie na kompromis, a czasami nie może nic zrobić. Marczak jest między młotem a kowadłem. Ma dobre serce, ponieważ widzimy jego relacje z córką, z obecną partnerką, z byłą partnerką, z niedoszłą teściową. To ukazuje tę postać przede wszystkim jako człowieka, który ma prywatne dylematy, ma własne emocje. Bardzo staraliśmy się, żeby pokazać go od strony ludzkiej, pomimo tego stanowiska, które piastuje.
Zobacz też: "Wielka woda": Emocjonująca opowieść o ludzkich dramatach [recenzja]
Polityk z wielkim sercem. Można byłoby go tak określić?
- Polityka pewnie miała niebagatelne znaczenie w przebiegu całej historii i katastrofy, tylko nie o tym opowiadamy. Kuba nie jest osobą, która jest żywcem przepisana - to raczej kompilacja kilku osób i dużo fikcji.
W centrum opowieści znajdują się losy trzech postaci - Andrzeja, Jakuba i Jaśminy. Jednym z najbardziej intrygujących wątków jest przeszłość i relacja ostatniej dwójki. Co mógłby pan o niej powiedzieć?
- To jest relacja rozbudowana, bliska, oparta na pewnych niuansach. Mam wrażenie, że próbując o niej opowiedzieć, bałbym się, że coś zdradzę widzowi, a nie chciałbym chyba tego robić - z prostej przyczyny. Ta relacja jest tak ciekawa, że każdy powinien obejrzeć ją od początku, nie sugerując się tym, co ja powiem. Ta relacja była kiedyś bardzo intensywną znajomością. Wiemy o tym, że znają się nie od dzisiaj, widzą się po raz pierwszy po latach - wracają stare demony, pojawia się teraźniejszość; wraca też coś, co ich łączy i będzie miało niebagatelne znaczenie w całej historii. Ta relacja jest bardzo żywa, impulsywna. Myślę, że ciekawa.
W "Wielkiej wodzie" mamy zderzenie fikcji i rzeczywistości. Jak sfabularyzowanie wydarzeń pomogło w opowiedzeniu tej historii?
- W tym przypadku fikcja dużo pomogła - jeszcze bardziej przybliżyła ludzkie dramaty. Zawsze staram się powtarzać, że dramat katastroficzny opowiada z reguły o konkretnym wydarzeniu. Ta katastrofa dla widza miała miejsce kilka lat wcześniej, więc może nie być, że tak powiem - chwytliwym tematem. Dla niektórych osób będzie wspomnieniem tragedii. Tym, co przyciągnie widzów to historia ludzi, przez których ta katastrofa jest opowiedziana, ponieważ to są konkretne nazwiska.
- Ci ludzie doświadczyli powodzi, stracili bliskich, dobytek całego życia. Nie da się przedstawić tragedii tysiąca ludzi - w serialu musiałoby zagrać dwa tysiące aktorów. Najlepszą metodą jest wtedy skompilowanie w bohaterach kilku różnych postaci. Jeżeli chodzi z kolei o prawdziwe wydarzenia, mamy wątek, w którym zostaje zalane wrocławskie zoo. To jakby przeniesienie tragedii z innego miasta - łącząc te dwie rzeczy posługujemy się fikcją, aby podbić rzeczywistość. I to jest ciekawe, bo dzięki temu jest skondensowana tragedia w tym jednym miejscu. Gdybyśmy rozbili opowieść na kilka miast, mam wrażenie, że serial musiałby trwać o wiele dłużej, ale też zniszczyłoby to jedność miejsca. To wszystko pomaga nam, żeby utożsamić się z tymi ludźmi. Zapamiętać ich.
Jakie są pana przyszłe plany zawodowe?
- Około dziesięć czy trzynaście lat temu obiecałem sobie, że nie będę zapowiadał swoich zawodowych planów, żeby nie zapeszyć. Szczególnie, że spotkałem się z czymś takim, że nawet mając rolę... można ją stracić. Czasami takie przypadki zdarzają się przed rozpoczęciem produkcji i wynikają z różnych powodów a niekoniecznie dlatego, że ktoś coś źle zrobił. Czasem jest to siła wyższa. Mam wrażenie, iż to jest takie gdybanie. Mam kilka projektów, część nawet wstępnie podpisanych, ale może się okazać, że nie dojdzie do ich realizacji. Kilka rzeczy właśnie wchodzi na ekrany - poza "Wielką wodą" zaraz wchodzi do kin film "Orzeł. Ostatni patrol" o okręcie podwodnym ORP "Orzeł", który zaginął w czasie ostatniego rejsu; oraz lekki przyjemny komediodramat "Chrzciny", gdzie akcja dzieje się w całości w ciągu jednego dnia, w dniu ogłoszenia stanu wojennego.
To intensywna jesień?
- Mam wrażenie, że mam taki fajny zawód, że wiele się dzieje i mogę się rozwijać na wielu polach. Poza filmami czy serialami czasami lubię bardzo też jakiś audiobook przeczytać, zagrać w teatrze. Mam wrażenie, iż to wszystko służy.
Serial "Wielka woda" jest dostępny na Netflix od 5 października 2022 roku.
Zobacz też:
"Wielka woda": Serial inspirowany powodzią tysiąclecia od 5 października na Netflix
"Wielka woda": Magda Mołek zaprasza na serial!
"Wielka woda": Światowa premiera serialu Netfliksa odbyła się we Wrocławiu