Małgorzata Braunek i Andrzej Krajewski: Historia niezwykłej miłości

Gdy Małgorzata Braunek poznała swojego męża Andrzeja Krajewskiego, była u szczytu popularności i należała do grona największych gwiazd polskiego kina. Początki ich miłości nie należały do najłatwiejszych - musieli zakończyć swoje poprzednie związki. "Zaryzykowaliśmy i dziś, po latach, wiemy, że było warto" - mówiła aktorka. U boku Andrzeja Krajewskiego spędziła ostatnie 37 lat życia.

W latach siedemdziesiątych XX wieku Małgorzata Braunek była najpopularniejszą polską aktorką filmową. Oglądaliśmy ją jako Irenę w "Polowaniu na muchy" Andrzeja Wajdy, Oleńkę w "Potopie" Jerzego Hoffmana, Izabellę Łęcką w "Lalce" Ryszarda Bera. 30 lat temu niespodziewanie wycofała się z aktorstwa i poświęciła całkowicie filozofii i religii Wschodu. Wszystko za sprawą miłości. 

Miłość od pierwszego spotkania

Aktorka nie kryła, że zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia. Dokładnie pamiętała, jak ubrany był Andrzej w chwili, kiedy go poznała, co mówił, jak się zachowywał. "Szwedzkie chodaki, nepalski sweter w egzotyczne wzory, burza ciemnych włosów... Był niezwykle barwną postacią, hipisem, obieżyświatem, a jego opowieści o dalekich podróżach brzmiały jak baśnie z tysiąca i jednej nocy" - wspominała. 

Reklama

Poznali się dzięki interwencji przyjaciela Krajewskiego. "Kiedyś mój przyjaciel powiedział: »Wpadnij do mnie wieczorem, będzie fajna dziewczyna, musisz ją poznać«. To był 1974 rok, mieszkałem na stałe w Szwecji, on w Warszawie. A dziewczyna rzeczywiście była piękna. Bardzo ją zbulwersowało, że potraktowałem ją jak »zwykłą dziewczynę«, a ona właśnie była po premierze »Potopu« i była supergwiazdą w zenicie! Ale ja nie wiedziałem o tym. Michał zastawił na mnie pułapkę. To spotkanie zmieniło nasze życie" - mówił Krajewski w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej".

Nieudane małżeństwa

Małgorzata Braunek miała już wtedy za sobą dwa nieudane małżeństwa, wychowywała syna Xawerego z Andrzejem Żuławskim. Jej związek ze znanym reżyserem już od dawna się nie układał. Poznali się przypadkiem na paryskim lotnisku. Młoda aktorka i doświadczony reżyser zakochali się w sobie bez pamięci. Nie przeszkadzał im nawet fakt, że byli wtedy w związkach. Dla niego zostawiła męża. Gorące uczucie szybko się wypaliło, a miłość przerodziła się w nienawiść. Aktorka zarzucała Żuławskiemu, że był despotą i tyranem nie tylko na planie. Reżyser opowiadał, że Braunek nie była mu wierna oraz nie stroniła od narkotyków. 

Do rozpadu związku przyczyniła się również PRL-owska cenzura. "Diabeł" nie został dopuszczony do emisji, a Andrzej Żuławski wiedział, że władze nie pozwolą mu już na nakręcenie żadnego filmu. Zdecydował się więc wrócić do Francji, a w kraju została jego żona z małym dzieckiem. Ostatecznie aktorka porzuciła męża, zabrała małego syna i związała się z Andrzejem Krajewskim. Wraz z nowym ukochanym wyjechali do Indii. Dziennikarz namówił ją na długą podróż do Azji, podczas której Małgorzata Braunek zafascynowała się filozofią zen i buddyzmem. 

Aktorka stała się gorliwą wyznawczynią buddyzmu, co tylko zaogniło konflikt między nią a byłym mężem. "Trudno jest walczyć z człowiekiem, którego opanowuje mania religijna. Jestem człowiekiem naprawdę niewierzącym - to było rozlecenie się bardzo głębokie, bo ideowe. Większego być nie może" - mówił po latach Andrzej Żuławski.

Burzliwy związek Małgorzaty Braunek i Andrzeja Żuławskiego. Od miłości do nienawiści 

Gorliwa wyznawczyni

Pobrali się po powrocie z jednej z wypraw do Indii. Choć wcale nie chcieli brać ślubu, uznali, że zawarcie małżeństwa ułatwi im codzienne życie. "Nasz ślub był wymuszony przez sytuację w Polsce. Andrzej miał szwedzkie obywatelstwo, a obowiązujące wtedy prawo stanu wojennego nakazywało mu wyjeżdżać z Polski co trzy miesiące. Kiedy się pobraliśmy, nie musiał już mnie zostawiać" - śmiała się później aktorka.

Wtedy też Braunek postanowiła wycofać się z show-biznesu. Miała ponad 30 lat i nie chciała już czekać na telefony z kolejnymi propozycjami. "Wywróciłem do góry nogami jej życie, ale ona zawsze miała problemy z tym zawodem. Nie podobało się jej, że żyje cały czas w oczekiwaniu na telefon z nową propozycją, że jest od tego uzależniona jak niewolnica" - mówił Krajewski. 

Środowisko przyjęło decyzję Małgorzaty Braunek o wycofaniu się z aktorstwa jako kolejną fanaberię rozkapryszonej popularnością gwiazdy. Zastanawiano się, jak szybko zatęskni do luksusowego życia, do bankietów, przyjęć, uroczystych premier. Tymczasem aktorka na dwadzieścia lat zamknęła się w swoim świecie - zamieniła luksusową willę na nieduży dom pełen wiklinowych mebli, posążków Buddy, muszli, kamieni i egzotycznych instrumentów przywiezionych z podróży na Wschód. Wyprawy w najodleglejsze zakątki ziemi - do Nepalu, Lhasy, Indii, Tybetu - stały się jej wielką pasją. Sama aktorka najmilej wspominała zawsze podróż, w czasie której osobiście poznała Dalaj Lamę.

Na świat przyszła... Dziewczynka

Małgorzata Braunek i Andrzej Krajewski po 12 latach wspólnego życia doczekali się ukochanej córki, która przez pierwsze pół roku swojego życia nie miała... imienia. Rodzice nie mogli się zdecydować, jakie imię dać córce, więc nazywali ją Dziewczynką! Podobno propozycje imienia dawali szczęśliwym rodzicom pięknego niemowlaka wszyscy znajomi. "Chcieliśmy, żeby imię było dla niej drogowskazem na życie. Nie pasowały do naszej córki Julie, Marysie czy Kasie..." - żartowała po latach Małgorzata Braunek.

Wybór padł na imię Orina, czyli Oświecona Miłość. Andrzej Krajewski miał wiele problemów z przekonaniem urzędniczek w Urzędzie Stanu Cywilnego, by zgodziły się oficjalnie nadać jego córce imię, którego nie było w żadnych rejestrach i spisach. Chociaż imię jest wyjątkowo piękne, to córka pary wspominała, że w szkole nie miała z nim łatwo. "W końcu się przyzwyczaiłam, ale podstawówka była koszmarna. Zawsze z nerwów bolał mnie brzuch, gdy nauczyciele sprawdzali listę obecności. Nadal często muszę się tłumaczyć, skąd mam takie imię. Teraz mówię, że rodzice byli hipisami - mówiła Orina Krajewska w jednym z wywiadów. 

Najbardziej oryginalne imiona gwiazd polskiego show-biznesu

Powrót na ekrany

Pod koniec lat 90. ubiegłego wieku Małgorzata Braunek postanowiła ponownie zadebiutować przed kamerą. Doszła do wniosku, że może już wykonywać zawód aktorki z pewnym dystansem, którego tak bardzo brakowało jej przed laty. Kiedyś musiała grać, bo nie wyobrażała sobie bez tego życia. "Teraz chciałabym grać, ale nie muszę, bo i tak żyję" - mówiła. 

Żadne z nowych wcieleń aktorki nie wzbudziło wielkiego zainteresowania widzów i krytyki. Aż do chwili, gdy w 2004 roku zagrała w "Tulipanach" Jacka Borcucha. W kolejnych latach zagrała też w serialach "Glina", "Pensjonat pod Różą", "Pełną parą" i "Ekipa". W 2009 roku po raz pierwszy wcieliła się w Basię Jabłonowską w mazurskiej sadze "Nad rozlewiskiem". W serialu zagrała również jej córka, która poszła w ślady aktorki. 

Walka z nierównym przeciwnikiem

Tuż przed rozpoczęciem zdjęć do 4. serii "Rozlewiska" Małgorzata Braunek dowiedziała się, że ma nowotwór. Andrzej Krajewski był pierwszą osobą, której Małgorzata Braunek powiedziała o swojej chorobie. Odtwórczyni roli Izabeli Łęckiej długo walczyła z rakiem jajnika. Aktorka bardzo cierpiała, ale nie chciała przyjmować leków przeciwbólowych. Mówiła, że skoro jej los jest przesądzony, chciałaby odejść świadomie i z godnością. "Wejdę w stan śmierci spokojnie i bez bólu, łącząc się z Wielkim Umysłem, Pustką, Bogiem chrześcijan, Żydów, muzułmanów albo z Oceanem... I znowu stanę na jego brzegu oniemiała z zachwytu nad jego bezkresną nieskończonością" - powiedziała kiedyś gwiazda "Potopu".  

Niestety, medycyna konwencjonalna nie okazała się skuteczna. Małgorzata Braunek miała trafić do jednej z niemieckich klinik. Tysiące ludzi odpowiedziało na apel jej najbliższych, którzy zwrócili się do fanów aktorki o pomoc w zebraniu środków na sfinansowanie leczenia we Frankfurcie. Aktorka zmarła tuż przed rozpoczęciem terapii. Jej ostatnią wolą było, aby cała kwota, jaka miała być przeznaczona na jej leczenie, została oddana organizacjom zajmującym się wspieraniem chorych na raka.

Do końca pozostała pogodną, czarującą osobą, mimo że choroba ostro dawała się jej we znaki. "Traktowała tę chorobę nie jako przeciwnika, ale jak część siebie. To, w jaki sposób mierzyła się z chorobą, było dzielne, bohaterskie... Była silna, zdecydowana..." - powiedziała Orina Krajewska w wywiadzie, w którym szczerze opowiedziała o ostatnich miesiącach życia mamy.

Andrzej Krajewski czuwał przy ukochanej do ostatniej chwili. "Kiedy Małgosia umierała, bardzo bałem się, że przejdzie ogromne cierpienie. Patrząc jej w oczy, w oczy człowieka, którego kochałem najbardziej na świecie, w pewnej chwili modliłem się, żeby odeszła. Bo rak w pewnej chwili dusi, wszystko jest nabrzmiałe od płynów, które podchodzą do gardła, i człowiek nie jest w stanie oddychać. Patrzyłem na nią i myślałem: »Odejdź w spokoju!«, choć każdy dzień z nią był dla mnie bezcenny. Umarła mi na rękach. Czułem ten moment, jak uchodzi z ciała. Poczułem chłód, w pokoju zmieniło się światło i nagle jej obecność ustąpiła nieobecności" - wspominał na łamach "Dużego Formatu". Prochy zmarłej na raka żony rozsypał w jej ukochanych miejscach w Azji...


swiatseriali
Dowiedz się więcej na temat: Małgorzata Braunek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy