Gwiazda TVP nie kryje swojej radości. "Szczęście spadło na mnie znienacka"
Małgorzata Tomaszewska, gwiazda "Pytania na śniadanie" w TVP2, w lutym przyszłego roku zostanie po raz drugi mamą. Jej sześcioletni synek Enzo będzie miał siostrzyczkę. Prezenterka w rozmowie z nami wyjawia, że myśli już o trzecim dziecku. "Zawsze chciałam mieć dużą rodzinę i to marzenie właśnie się spełnia" - mówi.
Małgorzata Tomaszewska jest córką Jana Tomaszewskiego. Na szklanym ekranie debiutowała w telewizji Sportklub w 2012 roku. Później prezentowała prognozę pogody na antenie Polsatu, a następnie prowadziła magazyn Pudelek TV (WP TV.). W 2018 roku trafiła do studia "Pytania na śniadanie", najpierw w programie komentowała tematy kulturalne i plotki związane z show biznesem.
To był maj... 2019 rok. Przed studiem "Pytania na śniadanie" wylądował helikopter, z którego wysiedli Małgorzata Tomaszewska i Aleksander Sikora - nowy tandem prowadzących poranny program TVP2. To miało być wielkie wejście i tak właśnie zostało zapamiętane. Z kolei w programie "The Voice of Poland" zastąpiła w roli współprowadzącej Marcelinę Zawadzką, wystąpiła w dwóch edycjach. Gwiazda prowadziła też festiwal w Opolu, a także finał Konkursu Piosenki Eurowizji Junior.
Niebawem po raz drugi zostanie pani mamą. Przygotowuje się już pani do tego wydarzenia?
Małgorzata Tomaszewska: Jak najbardziej! Ostatnio poznałam już swoją położną, oglądałam szpital, w którym maleństwo przyjdzie na świat. Wybór szpitala jest bardzo istotny, żeby zapewnić sobie komfortowe warunki i mieć pewność co do tego, że ja i dziecko będziemy w dobrych rękach.
Na kiedy ma pani wyznaczony termin porodu?
- Na luty przyszłego roku. Niby trochę czasu jeszcze zostało, ale, jako że zwykle kieruję się zasadą: co masz zrobić jutro, zrób dziś - wolę już z wyprzedzeniem wszystko obejrzeć i porozmawiać. Rozmowa z położną dużo mi dała, usłyszałam wiele cennych rad i wskazówek. Na przykład to, żeby jeść ananasy i daktyle, podobno służą ciąży, czego nie wiedziałam. Albo - jakie ćwiczenia pomagają przygotować ciało do porodu. Rozważaliśmy też, wraz z lekarzem, kwestię znieczulenia, choć nie ma pewności czy zdążą mi je podać. Pierwsze dziecko, mojego syna Enzo, rodziłam dwie godziny, podobno za drugim razem odbywa się to szybciej.
Wiadomo już, że teraz będzie córeczka - czy będzie miała równie nietypowe imię jak synek?
- Burza mózgów trwa, propozycji jest kilka. Na pewno teraz, dla odmiany, będzie to polskie imię, aczkolwiek musi mieć odpowiednik zagraniczny. Przy wyborze imienia dla syna miałam wątpliwości. Najmocniej za Enzo optowała moja mama, i tak zostało. Imię to, pełne słońca i pozytywnej, włoskiej energii, niezwykle pasuje do mojego, 6-letniego już dziś syna. Sam zresztą jest nim zachwycony i twierdzi, że nie chciałby się inaczej nazywać, w dodatku nie ma wokół nikogo, kto nazywałby się tak, jak on. Myślę, że moja córka będzie miała zdecydowanie większą szansę spotykać imienniczki (uśmiech)
Mówi się, że dziewczynka odbiera matce w ciąży urodę, pani kwitnący wygląd zdecydowanie temu zaprzecza!
- Dziękuję bardzo (uśmiech). Muszę przyznać, że mocno się w tej ciąży pilnuję, co jem, ile jem. W pierwszej nie zwracałam na to większej uwagi, ale byłam jednak o te sześć lat młodsza, inny był metabolizm. Teraz dbam o to, żeby nadmiernie nie przytyć, rzecz jasna, bez drakońskich diet, bo byłoby to niezdrowe dla dziecka, tak z rozsądkiem. A tak poza tym, może dobry wygląd wiąże się z dobrym humorem, tak bardzo pragnęłam mieć córeczkę. A szczęście to spadło na mnie tak znienacka... Jechałam z koleżanką taksówką na koncert, nagle zrobiło mi się niedobrze. - Może ty jesteś w ciąży? - zapytała? - Nie sądzę - odpowiedziałam z chmurną miną, nie tłumacząc za bardzo, co mi chodzi po głowie...
Nie planowała pani ciąży?
- Wręcz przeciwnie, planowałam! Zrobiłam przegląd zdrowia, wszystko było w porządku, tylko test ciążowy wskazywał wynik ujemny. Nawet mam takie zdjęcie, jak siedzę i płaczę nad tym testem, który, jak się okazało, nie pokazał tego, na co tak bardzo czekałam. Na szczęście kolejny już tak.
Nie mówi pani nigdy o ojcu dziecka, a przecież on też jest ważny...
- Jak najbardziej! Ustaliliśmy jednak wspólnie, że nie będziemy o nas opowiadać w mediach. Zwłaszcza, że mój partner nie jest osobą publiczną i tak woli, a ja to szanuję.
Za to niewątpliwie osobą publiczną jest pani tata, Jan Tomaszewski, słynny bramkarz polskiej reprezentacji. Cieszy się, że będzie miał teraz i wnuczka, i wnuczkę?
- Bardzo! Jest taki szczęśliwy! Choć trzeba powiedzieć, że to specyficzny typ dziadka, na przykład nigdy nie został z Enzo sam na sam, bo twierdzi, że nie potrafi zajmować się dziećmi. Ale mają z nim wiele wspólnych pasji, np. sport. Enzuś gra w tenisa i - oczywiście - w piłkę nożną, w piątki regularnie chodzi na treningi bramkarskie, a dziadek mu co sił kibicuje.
Tenis i piłka nożna to Wasze rodzinne dyscypliny sportowe?
- Tak właśnie jest. Ja przez całe dzieciństwo uprawiałam tenis stołowy, wzorem mojej mamy, Katarzyny Calińskiej-Tomaszewskiej, wielokrotnej mistrzyni Polski w tej dyscyplinie. Uprawiali ją z powodzeniem moi dziadkowie, Danuta Szmidt-Calińska, zwana "żelazną damą" polskiego tenisa stołowego i ziemnego oraz dziadek, Zbigniew Caliński, jedyny w historii międzynarodowy Mistrz Polski w tenisie stołowym. Jest po kim dziedziczyć tradycję, która skutecznie uczy odporności fizycznej i psychicznej, sprawności, systematyczności, ja miałam szczęście, że dostałam to w genach od mamy i taty, i mogę przekazać dalej.
Pani mama mieszka za granicą, czy przyjedzie do Polski na narodziny wnuczki?
- Tak, mama bardzo mi pomaga, a jej obecność tu, przed porodem i po, będzie dla mnie ogromnym wsparciem. Na pewno ogarnie dla nas sprawy kulinarne, a gotuje świetnie, to będzie mi już lżej. Co prawda w ostatnim czasie trochę się podszkoliłam, zamówiłam sobie cztery książki kucharskie, ale mimo to ciężko byłoby mi jej dorównać w tym zakresie.
Znajomi, przyjaciele też pewnie wesprą?
- Cały czas wspierają! Szczególnie moja kochana ekipa z "Pytania na śniadanie", na czele z Olkiem Sikorą, który jest niezawodny - zawsze ma dla mnie dobre słowo, zawiezie, podwiezie, przywiezie jak trzeba, poda rękę, jeśli się przewracam. Co zresztą dosłownie miało miejsce w telewizyjnym studio przed paroma tygodniami. Na szczęście upadłam na pupę, dzidziusiowi nic się nie stało (uśmiech).
Z niefortunnych przypadków w tym szczególnym czasie przytrafiła się jeszcze pani ospa wietrzna...
- Od początku ciąży wiedziałam, że nie mam przeciwciał. Bardzo się tej ospy bałam, żeby Enzo mi jej nie przyniósł z przedszkola. Nie przyniósł, bo sam nie miał. Nie wiem, skąd się wzięła. Dobrze, że trafiło dopiero na trzeci trymestr. Lekarz mówi, że to już nie jest niebezpieczne, a korzyść taka, że mała urodzi się z przeciwciałami.
Pojawiły się już w domu akcesoria niemowlęce - łóżeczko, kocyki, pluszaki, pieluchy, wózek dziecięcy?
- Wciąż ich przybywa, a w całym domu dominuje róż. Nigdy za tym kolorem nie przepadałam, ale w ciąży zmieniły mi się preferencje i zaróżowił mój świat. Jest słodko, miło i przytulnie. W tych słodkich barwach i słodkim nastroju oczekujemy na naszą księżniczkę... (uśmiech)
Żeby jeszcze była podobna do mamusi, to będzie śliczną dziewczynką!
- Podejrzewam, że limit pod tym względem wykorzystałam - mój Enzo jest identyczny jak ja, skóra zdjęta! Kiedy widzi moje zdjęcia z dzieciństwa, twierdzi, że to on sam, bo faktycznie podobieństwo jest uderzające. Zresztą cóż tam, wygląd nie jest istotny, najważniejsze, żeby dzieci zdrowe były, i mój synek, i córeczka, na którą czekamy. A może to nie koniec, bo już myślę o trzecim dziecku... (uśmiech). Zawsze chciałam mieć dużą rodzinę i to marzenie właśnie się spełnia.
Rozmawiała: Jolanta Majewska-Machaj