Anna Szczepaniak wolała umrzeć niż żyć bez ukochanego mężczyzny
Anna Szczepaniak, czyli niezapomniana Wieśka z „Daleko od szosy”, była pół wieku temu uważana za nadzieję polskiego kina, teatru i telewizji. Wróżono jej wielką karierę i przepowiadano wspaniałą przyszłość. Niestety, aktorce – bardziej niż na uznaniu widzów – zależało na uczuciu starszego od niej o półtorej dekady kolegi po fachu. Z miłości do Andrzeja Antkowiaka gotowa była na wszystko... Gdy go zabrakło, odebrała sobie życie.
Miała wszystko, co potrzebuje aktorka, aby podbić serca widzów: młodość, urodę, talent i dużo szczęścia. Anna Szczepaniak jeszcze w trakcie studiów w warszawskiej szkole teatralnej zaczęła grać w filmach i spektaklach Teatru Telewizji, a gdy odbierała dyplom ukończenia PWST, znana już była z kilku naprawdę świetnych ról i... szykowała się do ślubu z kolegą z roku, Andrzejem Strzeleckim.
Anna i Andrzej zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. Przez całe studia trzymali się razem, uchodzili za parę niemal idealną. Wszyscy znajomi kibicowali ich miłości i życzyli szczęścia. To, że zostaną małżeństwem, było kwestią czasu. Anna Szczepaniak zamówiła już suknię ślubną, a Andrzej Strzelecki kupił obrączki, gdy w ich życiu pojawił się Andrzej Antkowiak - były kochanek aktorki Kaliny Jędrusik, obiekt westchnień tysięcy Polek i... mąż swojej żony.
Kiedy w 1974 roku 23-letnia Anna Szczepaniak dołączyła do zespołu stołecznego Teatru Polskiego, Andrzej Antkowiak swe najlepsze lata miał już za sobą. O zbliżającym się do czterdziestki aktorze mówiono, że nie wylewa za kołnierz i zapija stresy. Wiadomo było, że bardzo źle znosi brak propozycji filmowych (kino faktycznie nie miało mu zbyt wiele do zaoferowania), a wódka pozwala mu zapomnieć o braku sukcesów zawodowych.
Anna zakochała się w nim bez pamięci... Nie przeszkadzało jej ani to, że obiekt jej westchnień pije na umór, ani to, że ma żonę. Wszyscy w teatrze wiedzieli, że świata poza nim nie widzi i że nawet zerwała zaręczyny ze Strzeleckim... na wszelki wypadek. Choć Antkowiak ignorował ją, wierzyła, że w końcu zwróci na nią uwagę i odwzajemni jej uczucie. W końcu dopięła swego.
Stojąca u progu wielkiej kariery Anna (popularność przyniosła jej rola Wiesi w oglądanym przez miliony telewidzów serialu "Daleko od szosy") gotowa była zrezygnować ze wszystkiego, byle tylko Andrzej zostawił żonę i poślubił ją.
"Ania dosłownie oszalała z miłości do niego" - opowiadała po latach "Dobremu Tygodniowi" osoba, która dobrze znała Annę i Andrzeja.
Antkowiak ponoć obiecał kochance, że się rozwiedzie, ale wcale nieśpieszno mu było wywiązać się z danego słowa.
Alkohol w końcu całkowicie zawładnął życiem Antkowiaka i doprowadził do tego, że wiosną 1978 roku aktorowi wypowiedziano etat w Teatrze Polskim.
Wiadomość, że jej ukochanego wyrzucono z teatru, bo coraz częściej pojawiał się na próbach po kieliszku, a nawet zdarzało mu się upijać przed wieczornymi spektaklami, była dla Anny Szczepaniak potwornym ciosem. Postanowiła interweniować i obiecała dyrektorowi, że wyciągnie Antkowiaka z nałogu i pomoże mu wrócić do formy. Na nic jednak zdały się jej prośby. Andrzej musiał odejść.
Ania na znak protestu także zrezygnowała z etatu w Polskim, co przyszło jej bardzo łatwo, bo już od pewnego czasu na scenie przy ulicy Karasia grała jedynie tzw. ogony. Pomocną dłoń wyciągnął do niej dyrektor Teatru Syrena Witold Filler - przyjął ją do swojego zespołu i od razu zaoferował sporą rolę w widowisku "Wielki Dodek".
Tymczasem Andrzej Antkowiak dostał propozycję występów w Olsztynie. Uznał, że w stolicy nic dobrego już go nie spotka i postanowił wyjechać. Był już wtedy po rozwodzie i nie wyobrażał sobie życia bez Anny. Poprosił ukochaną, by pojechała z nim. Obiecał, że w Olsztynie przestanie pić, że wezmą ślub, być może nawet postarają się o dziecko. Wobec tak postawionej sprawy aktorce nie pozostało nic innego, jak tylko spakować się i opuścić Warszawę.
Znajomi Anny Szczepaniak uważali, że aktorka łamie sobie nie tylko karierę, ale też życie, jadąc za kochankiem. Ona jednak chciała tylko jednego - być z Andrzejem.
W Olsztynie wcale nie przyjęto aktorskiej pary z otwartymi ramionami. Ani Annie, ani Andrzejowi nie było dane nawet raz stanąć na scenie tamtejszego Teatru Jaracza. Oboje czuli, że powoli staczają się na dno, ale nie mieli pojęcia, co zrobić, by się od niego odbić.
Pewnego styczniowego wieczoru 1979 roku 43-letni wówczas Andrzej Antkowiak trafił do szpitala. Po tym, jak podczas libacji alkoholowej został pobity do nieprzytomności, był w strasznym stanie. Lekarzom nie udało się uratować mu życia. Zmarł, nawet na moment nie odzyskawszy świadomości, z powodu - jak podano w akcie zgonu - pęknięcia tętniaka mózgu.
Śmierć ukochanego pogrążyła Annę Szczepaniak w rozpaczy. Po pogrzebie Andrzeja aktorka zamknęła się w swoim warszawskim mieszkaniu, zerwała kontakt ze wszystkimi znajomymi, po prostu zniknęła. Choć dawni przyjaciele proponowali jej pomoc, nie chciała jej przyjąć.
2 marca 1979 roku - 40 dni po śmierci Antkowiaka - Anna Szczepaniak wyskoczyła z okna. Samobójstwo zakończyło jej trwające niespełna 28 lat życie.
Zobacz też:
Dolph Lundgren: Gwiazdor kina akcji wziął ślub! Jego wybranka jest młodsza o 40 lat
Te seriale Netfliksa widzowie najchętniej oglądają do końca! Niektóre tytuły zaskakują