Anita Dymszówna oddała ojca do przytułku. Choroba alkoholowa zniszczyła jej życie
Anita Dymszówna, którą fani „07 zgłoś się” z pewnością pamiętają jako Annę Tyszko z pierwszego odcinka kultowego serialu, latami żyła w cieniu swego sławnego ojca – legendarnego Adolfa Dymszy. Aktorka, choć doceniano jej talent, nie zrobiła kariery, na jaką zasługiwała, bo w świadomości Polaków była przede wszystkim córką uwielbianego gwiazdora.
Anita Dymszówna była najmłodszą z czterech córek Adolfa Dymszy i jednym dzieckiem gwiazdora przedwojennego polskiego kina, które poszło w jego ślady. Znane nazwisko wcale jednak nie ułatwiło jej startu w zawodzie.
"Nigdy nie miałam łatwo. Ciągle musiałam udowadniać, że nie jestem tylko córką znanego ojca" - żaliła się w rozmowie z "Magazynem Filmowym".
Anita studiowała jeszcze w warszawskiej szkole teatralnej, gdy w 1966 roku zadebiutowała w filmie "Kochajmy syrenki", ale zagrała w nim tak małą rolę, że jej nazwiska nie umieszczono nawet w napisach. Szansę na zaistnienie dostała dopiero dwa lata po studiach... od ojca. W 1970 roku Adolf Dymsza namówił Jana Łomnickiego, by zaangażował ją do filmu "Pan Dodek", w którym on miał zagrać główną rolę (jak się okazało - ostatnią w karierze). Anita występowała też w widowiskach estradowych u boku taty, towarzyszyła Dymszy podczas jego spotkań z publicznością.
Jeszcze przed premierą "Pana Dodka" Anita Dymszówna wyszła za mąż za Macieja Damięckiego, w którym zakochała się z wzajemnością podczas studiów. Uchodzili za szczęśliwą parę, choć nad ich małżeństwem zbierały się czasami ciemne chmury.
"Jesteśmy do siebie podobni. Oboje równie impulsywni, tak samo zadziorni, dlatego często się nie zgadzamy. Ale mamy zgodne gusta" - opowiadała Anita w wywiadzie.
Anita i Maciej byli świeżo po ślubie, gdy Adolf Dymsza zaczął chorować. Niewiele osób wiedziało, że aktor niemal kompletnie stracił słuch. Grał na pamięć, nie słysząc tego, co mówią jego sceniczni partnerzy. Do postępującej w zastraszającym tempie głuchoty doszły na początku lat 70. poważne problemy neurologiczne.
Córka zajmowała się Dymszą najlepiej, jak umiała, ale w pewnym momencie po prostu przestała sobie radzić. Zwołała rodzinną naradę, podczas której ustaliła z siostrami, że ich ojcu potrzebna jest profesjonalna opieka, której żadna z nich nie jest w stanie mu zapewnić.
Choroba dosłownie zmiotła Adolfa Dymszę ze sceny. Dokładnie pół wieku temu - latem 1973 roku - Polskę obiegła wiadomość, że "Dodek" zdecydował się przejść na emeryturę. Miał już ponad 70 lat, więc nikogo nie zdziwiło, że chce odpocząć. Tylko znajomi aktora wiedzieli, że źle się z nim dzieje. Tajemnicą poliszynela było, że wraz ze słuchem Dymsza traci też pamięć. Choć nigdy oficjalnie nie zdiagnozowano u niego choroby Alzheimera, najprawdopodobniej właśnie na nią cierpiał. Wkrótce po przejściu na emeryturę nie pamiętał nawet, kim jest.
Córki w końcu postanowiły opłacić ojcu pobyt w Domu Aktora w Skolimowie. Niestety, odmówiono im przyjęcia ich ojca z powodu zbytniego niedołęstwa. To dlatego trafił do prowadzonego przez zakonnice DPS-u w Górze Kalwarii.
Cała tzw. branża uznała, że Anita Dymszówna pozbyła się kłopotu i umieściła ojca w przytułku, bo chciała położyć rękę na jego majątku. Choć decyzję o umieszczeniu chorego i coraz bardziej niedołężnego "Dodka" w DPS-ie podjęły wspólnie wszystkie jego dzieci i ich matka, to Anitę obarczono odpowiedzialnością z nią.
Doszło do tego, że gdy Dymszówna wchodziła do obleganego przez artystów SPATiF-u, milkły rozmowy i nawet byli przyjaciele odwracali się do niej plecami. Nagle przestano proponować jej role, zapraszać na zdjęcia próbne, angażować do spektakli telewizyjnych, w których wcześniej zawsze była mile widziana.
Dymszówna, by ukoić nerwy i zapomnieć o tym, że nazywana jest wyrodną córką, zaczęła zaglądać do kieliszka. Po śmierci Adolfa Dymszy (przeżył w DPS-ie niespełna dwa lata - zmarł 20 sierpnia 1975 roku) załamała się i wpadła w szpony nałogu. Choroba alkoholowa, z którą nawet nie próbowała walczyć, zrujnowała jej zdrowie i małżeństwo.
Rozwód z Maciejem Damięckim tylko ją dobił. Uciekła z Warszawy, przez pewien czas mieszkała w Szczecinie, później w Koszalinie, a w końcu wróciła do stolicy - zamknęła się w domu, z nikim nie utrzymywała kontaktu. Depresja zmieniła jej życie w gehennę, a alkohol sprawił, że niemal stoczyła się niemal na dno. Ci, którzy próbowali jej pomóc, twierdzili, że utknęła w piekle.
Anita nigdy nie wybaczyła sobie, że uległa matce i siostrom i zgodziła się na umieszczenie ojca do domu opieki, a potem pozwoliła, by zrzucono na nią winę za to.
7 lipca 1999 roku przegrała z chorobą alkoholową. Wódka, która miała uśmierzyć jej cierpienia, zabiła ją. Zmarła w kompletnym zapomnieniu. Miała zaledwie 55 lat.
Zobacz też:
Dennis Quaid był uzależniony od kokainy. Zerwał z nałogiem dzięki religii
Alicja Bachleda-Curuś zachwyciła. Pokazała się w koronkowej bieliźnie