Kultowe seriale
Ocena
serialu
8,2
Bardzo dobry
Ocen: 10719
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Anita Dymszówna: Aktorka wyklęta. Ta decyzja zniszczyła jej życie

​Pochodziła z rodziny o artystycznych tradycjach. Sama również odnosiła sukcesy jako aktorka. Jedna decyzja spowodowała, że cały aktorski świat się od niej odsunął. Niesłuszne oskarżenia zniszczyły jej karierę i życie. Anita Dymszówna zmarła w wieku zaledwie 55 lat.

"Anita to urocze i nieprawdopodobnie utalentowane skądinąd, ale... zwierzątko" - pisała o niej teściowa aktorki, legendarna aktorka Irena Górska-Damięcka. Jej syn, Maciej Damięcki, studiował z Anitą na jednym roku PWST w Krakowie.

Oboje wywodzili się z artystycznych rodów. Maciej był synem aktorskiej pary - Ireny Górskiej-Damięckiej i Dobiesława Damięckiego. Anita zaś córką wybitnego komika Adolfa Dymszy i tancerki Zofii Olechnowicz.

Anita Dymszówna urodziła się 3 marca 1944 roku. Jako jedyna z czterech córek Dymszy poszła w jego ślady. Nic zresztą dziwnego. Miała w końcu urodę, znajomości i niezaprzeczalny talent. W 1968 roku ukończyła warszawską PWST. Dwa lata później zagrała u boku ojca w filmie "Pan Dodek". Często partnerowała mu również na estradzie, jednak nigdy nie dorównała mu popularnością. Grała w filmach, serialach i spektaklach teatralnych. Krytycy szybko poznali się na jej talencie. Wróżono jej wielką karierę teatralną.

Reklama

Maciej Damięcki już na studiach podkochiwał się w pięknej koleżance. Bał się wyznać jej swoje uczucie i po studiach ich drogi się rozeszły. Spotkali się ponownie podczas prób do spektaklu Teatru Telewizji. 1 kwietnia 1970 roku odbyło się huczne wesele. "Jesteśmy do siebie podobni. Oboje równie impulsywni, tak samo zadziorni, dlatego często się nie zgadzamy. Ale mamy zgodne gusta: lubimy nasz dom, nasze kicze i maszkarony, pełno ich w mieszkaniu" - mówiła młoda aktorka w jednym z wywiadów. Adolf Dymsza z początku trzymał zięcia na dystans. Z czasem przekonał się do młodego aktora i doradził mu, by spróbował okiełznać szaloną żonę.

"[Anita] strzela pomysłem adoptowania dziecka z sierocińca. Na szczęście do tego nie doszło. Ona jednak dyktuje tempo życia! Maciek usiłuje nadążyć za nią. Czekam. Może jednak te wzburzone fusy osiądą na dnie?" - pisze Irena Górska-Damięcka w książce "Wygrałam życie". Aktorka z niepokojem przyglądała się małżeństwu syna. Uważała, że Anita nie potrafiła odnaleźć się w roli żony, a Maciej potrzebował kogoś, kto zaprowadzi porządek i ukróci jego imprezowy styl życia. Nawał pracy oraz różnice charakteru w końcu dały o sobie znać i małżonkowie z czasem zaczęli się od siebie oddalać.

Dwa lata po ślubie na młodych spadło kolejne trudne wyzwanie. Adolf Dymsza podupadał na zdrowiu. Aktor prawdopodobnie cierpiał na Alzhaimera. Starzejąca się żona nie była już w stanie zapewnić mu odpowiedniej opieki. Była tancerka sama miała poważne problemy z kręgosłupem, brakowało jej również pieniędzy. 

Córki pomagały, jak tylko mogły. Jednak z czasem aktor zaczął wymagać całodobowej opieki. Olechnowicz wraz z córkami podjęły trudną decyzję i zdecydowały się oddać Dymszę do zakładu opieki. 

"W Skolimowie nie chcieli teścia przyjąć, bo był niedołężny. Udało się dopiero w domu pomocy społecznej w Górze Kalwarii. Jeździliśmy tam często z Anitą na występy, żeby odwdzięczyć się tym ludziom. Mimo to środowisko miało do nas pretensje, że oddaliśmy go do przytułku i jesteśmy najgorsi na świecie" - wspominał Damięcki w magazynie "Rewia".

Dymsza przebywał w ośrodku od 1973 roku. Córki odwiedzały go regularnie, zwłaszcza Anita, której dobro ojca bardzo leżało na sercu. Nikt nie spodziewał się konsekwencji, jakie spadły na nią spadły. Środowisko aktorskie głośno ją potępiło "porzucenie" legendarnego aktora w ośrodku. Po śmierci Dymszy w 1975 roku od Dymszówny odwrócili się znajomi, koledzy z pracy wypowiedzieli jej otwartą wojnę. "W SPATiFie, aktorskiej knajpie, gdzie zawsze można było przyjść, kiedy chciało się do człowieka, nie dopuszczano jej do towarzystwa, nie rozmawiano z nią, zdarzało się, że kiedy podchodziła do stolika, jej koledzy wstawali i odchodzili" - wspominał przyjaciel Dymszówny, Cezary Bryka. 

Dobrze zapowiadająca się aktorka została odsunięta na margines. Kilka osób stanęło w jej obronie, ale nie mieli siły przebicia. Krytyka i nienawiść branży aktorskiej spadła tylko na nią. Nikt nie miał pretensji do ani do żony Dymszy, ani do pozostałych córek. Nikt nie zastanowił się również, ile ją kosztowała ta decyzja. Dawni znajomi coraz głośniej mówili, że Anita jest niewdzięczną córką, która tylko czekała na zdobycie majątku po ojcu. Bojkotujący, pytani, czy ofiarowali jakąkolwiek pomoc, gdy Adolf Dymsza jeszcze żył, nie mieli odpowiedzi.

W 1977 roku kolejne kłopoty przelały szalę goryczy młodego małżeństwa. Dymszówna i Damięcki rozstali się. Na początku lat 80. aktor poznał Joannę Stankiewicz. Pobrali się, a wkrótce na świat przyszły ich dzieci: najpierw syn Mateusz, a potem córka Matylda. Jego była żona nie miała takiego szczęścia w miłości. 

"Była fantastyczną, zdolną aktorką, ale sama o sobie mówiła, że jest naznaczona przez los piętnem kobiety fatalnej. Miała kilku narzeczonych, wszyscy tragicznie zmarli. Często dzwoniła i mówiła: jak to dobrze, żeśmy się rozwiedli, bo chociaż ty jeden żyjesz" - mówił po latach Damięcki.

Rozwód i odrzucenie środowiska aktorskiego podłamały aktorkę. Zaczęła wpadać w depresję, a lekarstwa na smutki zaczęła szukać w alkoholu. "Anita starała się jakoś trzymać, ale słabiutko jej to wychodziło. Wreszcie zdarzyło się, że raz w życiu usłyszałem jej płacz: zadzwoniła do mnie, kiedy z okazji jakiejś związanej z Dymszą rocznicy telewizja przygotowywała program z udziałem gości. Anity nie zaproszono" - mówił Bryka. Dymszówna wyjechała z Warszawy i zaczęła grać w Teatrze Polskim w Szczecinie, później w Koszalinie. 

Z czasem całkowicie wycofała się z aktorstwa. Cztery lata po rozwodzie po raz ostatni wystąpiła na scenie. Po kilku latach wróciła do Warszawy, ale unikała kontaktów z dawnymi znajomymi. Zmarła w osamotnieniu 7 lipca 1999 roku w wieku 55 lat. Nawet po jej przedwczesnej śmierci nie zabrakło nieprzychylnych komentarzy. "Tak to środowisko zabiło człowieka, a po śmierci obsmarowało" - komentował smutno Cezary Bryka.

swiatseriali
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy