Agnieszka Żulewska: Niech ten stary świat odejdzie do lamusa!
"Bardzo się cieszę, że "Wielka Woda" nie jest po prostu serialem samym w sobie; nie jest rozrywką samą w sobie. To nie produkcja, która wejdzie na platformę, ktoś ją obejrzy i już chwilę później nie będzie po niej śladu. "Wielka Woda" bierze na warsztat wydarzenie, które budzi bardzo wiele emocji i wspomnień" - mówi Agnieszka Żulewska o serialu "Wielka Woda". O swojej bohaterce, relacji z Marczakiem, kostiumach i scenografii oraz starym świecie, który musi odejść do lamusa przeczytacie w naszym wywiadzie.
Agnieszka Żulewska od lata pojawia się na ekranach w wymagających i kontrowersyjnych rolach, które już kilkakrotnie zostały docenione przez krytyków. Debiutowała w 2011 roku w produkcji "W imieniu diabła". Za rolę w filmie krótkometrażowym "Pocałunek" została nagrodzona na Festiwalu Filmów Krótkometrażowych w Sztokholmie w 2013 roku. Trzy lata później została wyróżniona Nagrodą im. Zbyszka Cybulskiego.
Przez lata dbała o różnorodność swoich ról filmowych i serialowych. Na swoim koncie ma występ m.in. w "Sanctuary" (filmie produkcji irlandzko-polskiej), "Bejbi blues", "Ostatnim komersie", "Erotica 2022" czy "Konwoju", "Rojście", "1983", "Żmijowisku", "Ślepnąc od świateł". Ostatnie produkcje z jej udziałem to "Cicha ziemia" oraz "Nie zgubiliśmy drogi".
Wielką rolę stworzyła w filmie "Chemia" (2015), gdzie zagrała w duecie z Tomaszem Schuchardtem. Po latach spotkali się ponownie na planie "Wielkiej Wody" - miniserialu Netfliksa, który od kilkunastu dni robi furorę na całym świecie. Po dwóch tygodniach od debiutu produkcja znalazła się na pierwszym miejscu Top 10 nieanglojęzycznych seriali platformy.
Katarzyna Ulman, Interia: Kim jest Jaśmina Tremer?
Agnieszka Żulewska: - Jaśmina to na pewno bardzo odważna dziewczyna. Wydaje mi się, że ona jest trochę wyjęta z dzisiejszych czasów i przeniesiona w lata 90. To jest jedna dzielna, młoda kobieta, która rozprawia się ze starym systemem - z męskim światem oraz mężczyznami, którzy tłumaczą, jak ma być i zaznaczają, że to oni zawsze mają rację. Bardzo lubię jej sposób podejmowania decyzji, jest szalenie aktywna. Ona się po prostu nie zatrzymuje.
- Popełnia błędy, upada, ale konsekwentnie idzie dalej, nie wycofuje się. Mam wrażenie, że to jest coś, co można podarować widzowi - bohaterkę, z której czerpie się siłę.
Jaśmina jest nieszablonową postacią, która w zupełnie niestandardowy sposób rozwiązuje problemy. Nie da sobie w kaszę dmuchać. Widzimy to nie tylko przy okazji różnych wydarzeń, ale także w tym, jak wygląda jej relacja z Jakubem Marczakiem (Tomasz Schuchardt). Jak opisałaby pani tę znajomość?
- Relacja Jaśminy z Marczakiem jest dość specyficzna - łączy ich, że tak to ujmę, "wspólna sprawa". Znają się, jednak dopiero w momencie zagrożenia powodziowego ich drogi się krzyżują. To z kolei jest dla nich możliwością do skonfrontowania się i ułożenia kilku skomplikowanych... spraw.
Zobacz też: "Wielka woda": Emocjonująca opowieść o ludzkich dramatach
Bardzo podoba mi się to określenie - "wspólna sprawa". Ona w jakiś sposób pomaga Jaśminie dorosnąć.
- Tak, tak dokładnie jest. Cała sytuacja przyspiesza dorastanie czy zmierzenie się Jaśminy do pewnych rzeczy, przed którymi wcześniej uciekała. Musi zadać sobie pytanie, kim jest dla Marczaka, czym jest dla niej wspomniana "wspólna sprawa".
Wiele osób w mediach społecznościowych opisuje w komentarzach pod informacjami o "Wielkiej Wodzie", jak pamięta powódź; piszą, co robili i jak pomagali. Jak pani pamięta ten okres?
- Bardzo się cieszę, że "Wielka Woda" nie jest po prostu serialem samym w sobie; nie jest rozrywką samą w sobie. To nie produkcja, która wejdzie na platformę, ktoś ją obejrzy i już chwilę później nie będzie po niej śladu. "Wielka Woda" bierze na warsztat wydarzenie, które budzi bardzo wiele emocji i wspomnień. Ten serial to piękne skonfrontowanie świata wymyślonego z prawdziwymi odczuciami, prawdziwymi doświadczeniami związanymi z 1997 rokiem, które mają ludzie z całej Polski. Ja tamtego lata byłam na kolonii, miałam z 10 lat, jak wylała rzeka. Byliśmy odcięci od lądu w związku z tym byliśmy szalenie podekscytowani tym, że jesteśmy wyspą, wokół której szaleje woda. Nie zdawaliśmy sobie sprawy z powagi sytuacji. Dziecięce postrzeganie świata.
Serial jest inspirowany prawdziwymi wydarzeniami. Ile w nim prawdy, a ile fikcji?
- Jeżeli chodzi o kwestie techniczne, mamy w serialu wklejonych kilka ujęć autentycznej powodzi, które przenikają się z naszą scenografią fenomenalnie wykreowaną i zrobioną przez Marka Warszewskiego. Tutaj widać to przenikanie się światów. Powódź faktycznie zniszczyła zoo, ale było to zoo w Opolu, nie we Wrocławiu. Doszło też do bardzo wielu błędnych decyzji, ale w serialu nie zanurzamy się konkretnie w to, kto podjął te decyzje i jak to wyglądało. Wybieramy z niego wątki i przedstawiamy ludzkie historie.
Lata 90. zostały pieczołowicie odwzorowane w kostiumach i scenografii. Jak czuła się pani przenosząc się te kilkadziesiąt lat wstecz?
- Scenografia to jeden z największych atutów "Wielkiej Wody". Dla mnie lata 90. są okresem szalenie szczęśliwym. Między innymi dlatego, że są bardzo analogowe. Moje najlepsze wspomnienia z dzieciństwa to właśnie te lata. To również czas i okoliczności, które, mogą być bardzo interesujące dla widzów zagranicznych - to dla nich zupełnie coś innego; coś, co może być ciekawe dla kogoś, kto żyje w zupełnie innym miejscu świata.
Zobacz też: "Wielka woda": Za kulisami polskiego hitu Netfliksa! Rozmach scenograficzny
Co najbardziej zapadło pani w pamięć w trakcie zdjęć do "Wielkiej Wody"?
- Pewnie wszyscy o tym wspominają, że kończyliśmy kręcić serial w drugiej albo trzeciej fali pandemii i w pewnym momencie chorzy byli w zasadzie wszyscy - nie rozchorowałam się tylko ja i Tomek Schuchardt. W związku z tym przez dwa dni kręciliśmy zdjęcia tak, że operator był na monitorze, reżyser był na monitorze, mistrz oświetlenia był na monitorze i ktoś zdalnie, z daleka, dyrygował tym planem. No i nasza dwójka. To była dziwna rzeczywistość. Nagle okazało się, że możne realizować prace bez człowieka za kamerą.
To kolejny serial przy którym współpracowała pani z Janem Holoubkiem. Wcześniej były seriale "Rojst" i "Rojst’97". Jak pracowało się na planie "Wielkiej Wody"?
- Janek Holoubek razem z Bartkiem Ignaciukiem, czyli nasz pion reżyserski, to osoby o niezwykłym sercu. Praca z nimi to sama przyjemność, wszyscy chętnie z nimi współpracują. Ta cała rodzina filmowa czuła się ze sobą doskonale i chciała być na planie.
- Razem z Jankiem zaczęliśmy "Rojsta" sceną, którą nagraliśmy między moją postacią, Nadią, a bohaterem granym przez Dawida Ogrodnika, czyli Piotrem. Od tej sceny Janek zaczął tak naprawdę komponować ten świat, który okazał się tak atrakcyjny dla widzów z całego świata. Często spotykałam się z tym, że ktoś mówił, iż poleca "Rojst" jako wizytówkę filmowo-serialową z naszego kraju; że jest świetna produkcja, jeśli chodzi o pokazanie komuś z innego krańca świata, jak to wyglądało u nas w latach 80., które są szalenie atrakcyjne. Uwielbiam pracować z Jankiem. Uważam, że Janek jest takim reżyserem, który wyciąga z aktora to, o co aktor nawet się nie podejrzewa.
Ostatnio widzieliśmy panią w "Cichej ziemi", "Nie zgubiliśmy drogi". Kolejną skomplikowaną postacią kobiecą postacią, którą pani gra, jest Jaśmina.
- Jesteśmy teraz w świecie, gdzie można powiedzieć, że jest moda na powierzanie głównych ról kobietom. Mam nadzieję, że to nie tylko i wyłącznie moda, ale także zaufanie. Kobiece bohaterki są piekielnie ciekawe i cały czas czujemy jakiś rodzaj niedosytu. Niech historie o różnych kobietach się piszą, niech tych ról będzie coraz więcej. Mam też taką głęboką nadzieję, że pojawi się niestandardowe podejście, żeby dochodziło do miksów i można było zaszaleć. Chciałabym, żeby kobietom powierzane były także męskie role, a mężczyznom - kobiece. Niech to się po prostu jakoś zmiksuje, niech ten stary świat odejdzie do lamusa i nastanie nowy porządek, w którym płeć nie będzie tak bardzo odgrywała roli. Niech ważny będzie po prostu człowiek.
Jak bardzo Jaśmina różni się od tych bohaterek?
- Bohaterki "Cichej ziemi" i "Nie zgubiliśmy drogi" mają tak trochę "zamrożoną" emocjonalność. Mam wrażenie, że one są bardzo chłodne, że tam emocji nie ma. A Jaśmina... Jaśmina jest kobietą pełną emocji. W końcu można powiedzieć, że "Jezus, ta Żulewska ma jakieś emocje" i potrafi nimi grać (śmiech). Jaśmina jest na kontrze wobec moich wcześniejszych postaci, więc czułam pracując nad "Wielką Wodą", że jest tam mięso emocjonalne; prawdziwe emocje, na których można pracować i je wydobywać.
Zobacz też:
"Wielka Woda": Polski serial na pierwszym miejscu w Top 10 Netfiksa
Blanka Kot podbija Netflix. Córka Tomasza Kota zagrała w serialu "Wielka Woda"
"Gang Zielonej Rękawiczki": I bawi, i obala stereotypy. Kilka słów o nowym serialu Netflix