Marcin Mroczek ujarzmił swe rozbuchane ego za pomocą... modlitwy!
Marcin Mroczek, który już dwadzieścia dwa lata wciela się w Piotra Zduńskiego w „M jak miłość”, otwarcie mówi w wywiadach, że kiedyś miał... chorą duszę – nic nie sprawiało mu radości, ciągle był z siebie niezadowolony i nie widział sensu w życiu. Pewnego dnia brat Rafał namówił go na wspólny wypad do Częstochowy. Podczas modlitwy przed Czarną Madonną Marcin poczuł obecność Ducha Świętego... - Zostałem uzdrowiony – twierdzi.
Marcin Mroczek dorastał w domu, w którym wiara odgrywała niezwykle ważną rolę. Wspomina, że lubił chodzić do kościoła i nie trzeba było "zaganiać" go do pacierza. Niestety, gdy w 2000 roku dostał rolę Piotra w "M jak miłość", nieco zaszumiało mu w głowie i zapomniał o Bogu.
- Trochę się pogubiłem, zapomniałem, co jest w życiu najważniejsze. Zaczęła się liczyć dla mnie głównie dobra zabawa, osiągnięcie sukcesu - opowiadał na łamach "Frondy".
Marcin doskonale pamięta moment, w którym przestał chodzić na niedzielne msze.
- Kiedy rozpocząłem studia na Politechnice Warszawskiej, a grałem już wtedy w serialu, tylko w niedziele mogłem nadrobić zaległości, przysiąść do projektów i uczyć się do kolokwiów. Kościół zaczął schodzić na drugi plan - mówi.
Aktor przyznaje, że zachłysnął się popularnością i pieniędzmi, które przyszły wraz z nią. Twierdzi, że korzystał z uroków życia i dopiero po kilku latach uświadomił sobie, że czegoś mu jednak brakuje, by czuć się naprawdę szczęśliwym.
- Przestało mnie cieszyć to, co miałem. W swoim wnętrzu czułem ogromną pustkę i niechęć do wszystkiego. Ciągle krytycznie się oceniałem, miałem poczucie bardzo niskiej wartości, z wszystkiego byłem niezadowolony - wyznał w rozmowie z "Frondą".
Tak naprawdę Marcin zrozumiał, że bez Boga jest skazany sam na siebie, gdy zakończył się jego trwający cztery lata związek z Agnieszką Popielewicz (dziś Hyży). Po rozstaniu z ukochaną stracił wiarę w sens życia. Na szczęście to, że coś złego się z nim dzieje, w porę zauważył jego brat bliźniak...
To Rafał namówił Marcina na pielgrzymkę do Częstochowy w intencji uzdrowienia duszy. Modląc się w Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej na Jasnej Górze, Marcin poczuł, że Bóg naprawdę istnieje i... działa. Postanowił wrócić na łono kościoła!
Po nawróceniu - co przyznał na kartach książki "Yes, we can! Powołani, by świadczyć" Zbigniewa Kaliszuka - Marcin Mroczek regularnie odwiedza Czarną Madonnę. Dziś jeździ do Częstochowy w towarzystwie żony Marleny i synów: 6-letniego Ignacego i 5-letniego Kacpra.
- Każdego dnia dziękujemy z żoną Bogu za to, że tak się w naszym związku stało, że możemy razem chodzić do kościoła, cieszyć się naszą wiarą i... nie kłócić się o to - powiedział.
Marcin nie kryje, że codziennie dziękuje Bogu za to, że jest i czuwa nad nim.
- Podstawą jest dziś dla mnie modlitwa i życie z Panem Bogiem na co dzień. Po przebudzeniu odmawiam modlitwę poranną, potem cały dzień staram się pamiętać o Bogu. Proszę o wsparcie, dziękuję za wszystko... Pan Bóg jest z nami cały czas i świadomość tego bardzo mi pomaga - wyznał "Frondzie".
Zobacz też:
Maciej Kozłowski: Aktor na pięć minut
Joanna Kurska ma ambitny plan. Idzie na wojnę z TVN?
"Taniec z Gwiazdami": Karolina Pisarek przerwała milczenie po występie