Zdzisław Maklakiewicz stracił życie, bo stanął w obronie dwóch prostytutek!
W tym roku minie już 45 lat od śmierci niezapomnianego Zdzisława Maklakiewicza, czyli Jodłowskiego z "Czterdziestolatka". Wciąż jednak nie zostały wyjaśnione wszystkie okoliczności jego nagłego zgonu, do którego doszło zaraz po tym, jak na ulicy w środku Warszawy pomógł dwóm pannom lekkich obyczajów...
Z oficjalnego komunikatu, jaki w związku ze śmiercią popularnego aktora stołeczna milicja przesłała mediom 10 lipca 1977 roku, wynikało, że Zdzisław Maklakiewicz zmarł dzień wcześniej wskutek powikłań nieleczonej cukrzycy. Milicyjny koroner stwierdził, że gwiazdor zapadł w śpiączkę, z której już się nie obudził.
W komunikacie pominięto jednak fakt, że wcześniej został pobity przez milicjantów, gdy stanął w obronie prostytutek znieważonych przez portiera pilnującego wejścia do słynnych "Kamieniołomów" – ekskluzywnego lokalu znajdującego się w podziemiach Hotelu Europejskiego.
Plotki, że Maklakiewicz został bestialsko pobity przez funkcjonariuszy PRL-owskiej bezpieki, lotem błyskawicy obiegły całą Warszawę. Milicjanci, którzy tamtej nocy zostali wezwani na miejsce zdarzenia i pomogli portierowi z "Kamieniołomów" pozbyć się niechcianych gości, nie zostali nawet przesłuchani. Ich tożsamości nigdy nie ujawniono!
Plotkowano też, że Zdzisława Maklakiewicza pobił do nieprzytomności kochanek pewnej kwiaciarki z Krakowskiego Przedmieścia, z którą aktor wdał się w niezobowiązujący romansik.
- Po pogrzebie taty próbowałam wiele razy zrekonstruować wydarzenia tamtej październikowej nocy w 1977 roku. Rozmawiałam z wieloma przyjaciółmi i znajomymi ojca. Teraz jedynie wiem mniej więcej, co się mogło stać - stwierdziła Marta Maklakiewicz w opublikowanych siedem lat temu wspomnieniach o ojcu.
Marcie Maklakiewicz nie udało się, niestety, znaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania na temat okoliczności śmierci Maklaka. W jej książce, w rozdziale zatytułowanym "Śmierć ojca", często powtarzają się słowa "ponoć" i "podobno". Tak naprawdę tylko jedno jest pewne – że Zdzisław Maklakiewicz spędził noc na ławce przed Europejskim, rano się ocknął i jakoś dotarł do domu, a jego matka, widząc, że jest w fatalnym stanie (zapadł w śpiączkę cukrzycową), wezwała pogotowie.
Podobno usiadł na ławce i tam dopadł go sen. Rozpoznały go i obudziły prostytutki z pobliskiego Hotelu Europejskiego. Miały do niego sprawę. Nie chciano ich wpuścić do "Kamieniołomów". Widocznie znał te panie albo zadziałał jego szarmancki stosunek do kobiet. Doszło do scysji z bramkarzami, wezwano milicję. Naoczni świadkowie twierdzą, że jakiś ORMO-wiec czy milicjant uderzył tatę pałką - tyle udało się ustalić Marcie Maklakiewicz.
Zdzisław Maklakiewicz zmarł w warszawskim szpitalu przy ulicy Lindleya 9 października 1977 roku – kilka dni po wydarzeniach przed Hotelem Europejskim i dokładnie trzy miesiące po swoich pięćdziesiątych urodzinach, które hucznie świętował 9 lipca.
- Niestety, nikt nigdy nie wyjaśnił do końca przyczyn śmierci ojca. A miejska legenda o lekarzu pogotowia, który w drodze do szpitala zabił go zastrzykiem z glukozy, zwyczajnie nie ma sensu, bo przy niedocukrzeniu glukoza tylko by mu pomogła - stwierdziła córka aktora w rozmowie z magazynem "Pani".
- Na pewno była to przedwczesna, nieprzewidziana i niepotrzebna śmierć - powiedziała.
Zobacz też:
Jadwiga Jankowska-Cieślak odrzuciła rolę Kasi Pióreckiej w "Zmiennikach". Dlaczego?
"Złotopolscy": Serial, który pokochały miliony!
Dorota Stalińska mogła być drugą... Joanną Pacułą, ale nie chciała zostać w Ameryce!