Kultowe seriale
Ocena
serialu
8,2
Bardzo dobry
Ocen: 10732
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Bohdan Łazuka: Jego ukochana zabiła się z miłości do innego mężczyzny

Bohdan Łazuka, czyli maestro Rene z "Domu" i śpiewak Lucjan Romani z "Na Wspólnej", zawsze z ogromną sympatią mówi o kobietach, które kochał. Ze szczególnym sentymentem wspomina swą wielką miłość z czasów studenckich – piękną krakowiankę Zofię Marcinkowską. Do dziś, śpiewając piosenkę "Bo to się zwykle tak zaczyna", aktor myśli o Zosi, która dwa lata po tym, jak zerwali, popełniła samobójstwo.

Bohdan Łazuka był w młodości bardzo kochliwy, co – jak żartuje – nigdy mu nie przeszło. Jeszcze zanim rozpoczął studia na wydziale aktorskim warszawskiej PWST, miał już za sobą parę romansów...

- To były krótkie historie – wyznał na kartach swej książki "Przypuszczam, że wątpię".

- Dłuższa i traktowana poważnie przydarzyła się na początku studiów. Moją wybranką była cudna koleżanka ze szkoły Zosia Marcinkowska – wspominał.

Bohdan Łazuka i Zofia Marcinkowska: To była miłość od pierwszego wejrzenia

Zofia Marcinkowska zjawiła się w Warszawie zaraz po tym, jak wyrzucono ją z krakowskiej szkoły teatralnej za to, że bez pozwolenia zagrała w filmie "Lunatycy". 19-letnia wówczas Zosia postanowiła nie rezygnować z marzeń o zostaniu dyplomowaną aktorką. 

Reklama

Uznała, że – skoro nie chcą jej w Krakowie – ruszy na podbój stolicy. Na szczęście profesorowie z warszawskiej szkoły nie dopatrzyli się niczego złego w tym, że ma już za sobą debiut przed kamerą. Wpisano ją na listę studentów.

- Byłem na drugim roku, gdy w szkole pojawiła się ta niebiańskiej urody dziewczyna. Zosia Marcinkowska miała chabrowe oczy, delikatny nosek, kilka piegów i wielką kulturę osobistą, do tego duży biust… Zakochałem się w nie od pierwszego wejrzenia. Z wzajemnością – opowiadał Bohdan Łazuka w rozmowie z autorką bloga "Świat według Tess'y".

Bohdan i Zofia byli naprawdę piękną parą. Legendarny Ludwik Sempoliński, który prowadził w stołecznej szkole teatralnej zajęcia z interpretacji piosenki, wybrał dla Łazuki utwór z repertuaru Mieczysława Fogga i chciał, by jego ulubiony student śpiewał "Bo to się zwykle tak zaczyna", patrząc w oczy wybrance swego serca.

- Śpiewałem tę piosenkę dla Zosi. Naprawdę lubiła jej słuchać – wspomina aktor i dodaje, że do dziś myśli o Marcinkowskiej, śpiewając przebój zaczynający się od słów "Tak mi wstyd, strasznie wstyd, bo zakochałem się".

Bohdan Łazuka i Zofia Marcinkowska: Ich drogi po prostu się rozeszły...

Bohdan był przekonany, że u boku Zosi spędzi resztę życia...

- Choć wokół roiło się od pięknych dziewczyn, widziałem tylko ją - moją jedną wielką miłość. Wiele sobie obiecywaliśmy – opowiadał po latach.

Niestety, ich drogi rozeszły się, gdy Łazuka skończył studia i "poszedł w siną dal". Zofia Marcinkowska studiowała jeszcze przez rok, a tuż po dyplomie wróciła do rodzinnego Krakowa.

- Ja zostałem w Warszawie i z oddalenia przypatrywałem się, jak robi karierę – twierdzi Bohdan Łazuka.

Zofia Marcinkowska jeszcze w trakcie studiów zagrała w filmie Kazimierza Kutza "Nikt nie woła", po premierze którego okrzyknięto ją nadzieją polskiego kina. 

"Była niezwykle zdolną, a przy tym niesłychanie miłą dziewczyną, miała szczery wdzięk i promieniała cudowną kobiecością" - pisał o niej Kutz w książce "Będzie skandal. Autoportret".

Po dyplomie Zofia zagrała jeszcze w filmie "Weekendy" i w jednym przedstawieniu wystawianym na scenie Starego Teatru, po czym słuch po niej zaginął.

- A potem dowiedziałem się, że popełniła samobójstwo... Zadzwonił do mnie jej brat i zaprosił na mszę w intencji siostry – wspomina Bohdan Łazuka, który zaraz po studiach ożenił się z Barbarą Wrzesińską.

Zofia Marcinkowska: Zabiła ją toksyczna miłość do mężczyzny, który ją bił

Kiedy w 1962 roku Zofia Marcinkowska dostała angaż w Starym Teatrze,  jedną z najjaśniej świecących gwiazd krakowskiej sceny był wówczas Zbigniew Wójcik. Niestety, wybitny aktor miał jedną wadę – był alkoholikiem. Zosia zakochała się w nim bez pamięci i – żeby mu się przypodobać – piła z nim i biesiadowała nierzadko całymi nocami.

"Oboje byli podobnie przetrąceni. Zosia zaczęła demonstracyjnie pić, jako że Wójcik był alkoholikiem. Często się bili, także w teatrze" - pisał o nich Kutz w "Autoportrecie".

O awanturach, do jakich dochodziło w ich mieszkaniu, było głośno w całym Krakowie. Zofia Marcinkowska wiele razy przychodziła do teatru posiniaczona, ale nigdy nie skarżyła się na kochanka. Żartowała, że potrafi się przed nim bronić. 

Pewnego upalnego wieczoru, 8 lipca 1963 roku, gdy oboje byli już po kilku głębszych, ukochany rzucił się na Zosię z pięściami, a ona tak nieszczęśliwie go odepchnęła, że przewrócił się i stracił przytomność.

"Zofia uwikłała się w toksyczną miłość do mężczyzny, który ją bił. Tego dnia oddała mu, on upadł i uderzył się w głowę, a ona przekonana, że go zabiła, odkręciła gaz. Zostawiła pożegnalny list: "Nie mogę bez niego żyć". Podobno on jeszcze żył, gdy ona umierała" - taką wersję wydarzeń przestawiła w swojej książce Iga Cembrzyńska, która była najbliższą przyjaciółką Zofii Marcinkowskiej. 

"Zosia i Zbyszek byli bardzo kochającą się parą. (…) Zbyszek pijany wrócił do domu i z wielką wściekłością rzucił się na nią. Ona, zdaje się, chwyciła coś ciężkiego i uderzyła weń tym przedmiotem, a potem popełniła samobójstwo" - opowiadał z kolei Henryk Boukołowski, który partnerował Marcinkowskiej w filmie "Nikt nie woła".

Faktem jest, że następnego dnia koledzy Zofii i Zbigniewa – zaniepokojeni, bo ci nie zjawili się na próbie w teatrze – poszli do mieszkania aktorskiej pary i...

"Zastali na miejscu dwa trupy. On miał na głowie ślad od uderzenia, ona w halce siedziała pod piecykiem gazowym, a gaz był odkręcony. Zostawiła kartkę do matki, że ją bardzo przeprasza, ale musi iść za Zbyszkiem" - wspominał Kazimierz Kutz. 

Zbigniew Wójcik po feralnym upadku nie odzyskał przytomności. Sekcja zwłok wykazała, że bezpośrednią przyczyną jego śmierci było jednak – podobnie jak w przypadku Zofii Marcinkowskiej - zatrucie gazem. Przeżył kochankę o kilka godzin...

Bohdan Łazuka: Bardzo przeżył śmierć Zofii Marcinkowskiej

Wiele lat później, wspominając Zosię w rozmowie z Teresą Gałczyńską, Bohdan Łazuka stwierdził, że Marcinkowska – to jego słowa – nie kochała się w intelekcie czy urodzie, ale w talentach. 

- To dlatego wybrała Zbigniewa Wójcika. Był bardzo utalentowany – powiedział.

- Zofia została pochowana Na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie. Miała zaledwie 23 lata. Była u progu wielkiej kariery... Bardzo wtedy przeżyłem jej śmierć. I, choć od tamtej pory minęło kilkadziesiąt lat, wciąż mam przed oczami tę zjawiskowej urody dziewczynę, która była moją pierwszą wielką miłością – mówi dziś aktor, opowiadając o Zofii. 

Zobacz też:

Jerzy Bińczycki nie chciał, by syn poszedł w jego ślady

Aleksandra Linda: Śladami sławnego ojca. Jej życie nie zawsze było kolorowe

Andrzej Łapicki był zauroczony Vivien Leigh. Spędzili razem cudowną noc

Źródło: AIM
Dowiedz się więcej na temat: Bohdan Łazuka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy