Fani "M jak miłość" oniemieją. Roznerski zaskakuje w zupełnie nowej roli
Mikołaj Roznerski po raz pierwszy w karierze stanął po drugiej stronie kamery – nie jako aktor, lecz prowadzący nowy teleturniej "The Floor". W rozmowie z Martyną Janasik opowiada o stresie debiutanta, strategii na zdobycie całej planszy, ale też i o tym, kto by go zagrał, gdyby doczekał się własnej biografii.
Znany i lubiany przez miliony widzów, Mikołaj Roznerski od lat wciela się w postać Marcina Chodakowskiego w serialu "M jak miłość" - jednego z najbardziej lubianych bohaterów tej produkcji. Równolegle z powodzeniem rozwija karierę filmową, szczególnie w komediach. Widzowie pokochali go m.in. za role w przebojowej serii "Poskromienie złośnicy" oraz w filmie „Siedem rzeczy, których nie wiecie o facetach” i jego kontynuacji. Teraz aktor staje przed zupełnie nowym wyzwaniem zawodowym: debiutuje w roli prowadzącego teleturniej "The Floor", gdzie nie ma scenariusza, a emocje są prawdziwe, a uczestnicy walczą o 100 tysięcy złotych, wiedzą, refleksem i strategią.
Czy doświadczenie aktorskie pomogło mu w zupełnie nowej roli? Jak radzi sobie z tremą przed kamerą, gdy to on trzyma mikrofon? W rozmowie z Interią aktor zdradza kulisy pracy na planie, opowiada o emocjach, które towarzyszyły mu podczas nagrań, i tłumaczy, dlaczego widzowie nie powinni bać się ryzykować.
Martyna Janasik, Interia: Mikołaju, po raz pierwszy występujesz nie jako aktor, ale prowadzący teleturniej. Właśnie wróciliśmy z zamkniętego pokazu odcinka "The Floor". Jakie wrażenia? Przyjemność z oglądania siebie na ekranie, czy raczej męka?
Mikołaj Roznerski: - Oglądanie siebie to dla mnie trudne doświadczenie. Nie sprawia mi to przyjemności. Co nie znaczy, że coś było nie tak z programem - wręcz przeciwnie! Odcinek był świetny, a format ma naprawdę spory potencjał. Oglądając siebie, zauważyłem nawet, że nie jestem taki sztywny, jak się obawiałem. Było kilka żartów, trochę luzu... To był dopiero drugi odcinek, więc dopiero się rozkręcałem. Myślę, że z czasem będzie coraz lepiej.
Co takiego ma w sobie "The Floor", że zgodziłeś się wejść w nową rolę i wyjść ze swojej aktorskiej strefy komfortu?
- Od 20 lat zajmuje się aktorstwem i przyszedł czas na nowe wyzwania. Ten program to przygoda, a ja lubię przygody. W "The Floor" jest adrenalina, emocje, reakcje tu i teraz, kontakt z ludźmi. Mam do czynienia ze stu uczestnikami, każdy inny, każdy z własną strategią. Tu jest więc wszystko to, co dostaję w aktorstwie, ale w tej roli mogłem pokazać się z nieco innej strony.
Skoro mówisz, że dostajesz tu to samo, co w aktorstwie, czy przygotowywałeś się do niej tak, jak do roli aktorskiej?
- Nie. Tutaj chodziło o to, żeby być sobą. TVN ma wielu świetnych, doświadczonych prowadzących. Mogli wybrać każdego z nich, a jednak wybrali mnie. Może nie byłem najlepszy na castingu - wręcz przeciwnie, sądziłem, że jestem najgorszy - ale zadziałał chyba tzw. czynnik ludzki. Potrafię słuchać, dobrze się bawię i staram się być jak najbardziej naturalny.
A jakbyś sobie poradził jako uczestnik? Ja myślisz?
- Wiesz, ja trochę czułem się jak trzeci gracz. Nie znałem wcześniej pytań, więc razem z nimi próbowałem je rozwiązywać. Miałem mały monitorek z boku planu i zgadywałem. Czasem sam nie wiedziałem, czy patrzę na brokuła czy kalafiora. Głowa płata figle pod presją czasu. Myślę, że jako uczestnik byłbym równie zestresowany jak oni - zwłaszcza w momencie pojedynku. Choć atmosfera była świetna, to przed starciem czuć było napięcie. Niektórzy dosłownie modlili się przed wejściem na planszę.
Jeśli powstanie drugi sezon, jakie rady dałbyś przyszłym uczestnikom?
- Ryzykujcie! Bądźcie otwarci. Tu nie chodzi o wiedzę encyklopedyczną, tylko o życiową orientację. Obserwujcie, myślcie strategicznie. Każdy uczestnik miał własną taktykę - i to było fascynujące.
No to jaka jest taktyka Mikołaja Roznerskiego na wygranie "The Floor"?
- Obserwować, trochę poskubać, czyli rozegrać jeden, dwa, trzy pojedynki. Następnie przeczekać, a potem - BACH! Przejąć planszę.
Gdybyś miał opisać „The Floor” w trzech słowach?
- Emocje, refleks, stres.
No właśnie - stres. Jak sobie z nim poradziłeś? To przecież był dla Ciebie debiut jako prowadzący.
- Jestem zadaniowcem. Wiedziałem, że wchodzę do dużej machiny, w której ludzie na mnie liczą. Nie mogłem utonąć. Zagryzłem zęby i robiłem swoje. Mimo że byłem debiutantem, nie było taryfy ulgowej. Od początku wymagano ode mnie pełnej koncentracji i profesjonalizmu. I to było uczące doświadczenie.
Moim zdaniem ta debiutanckość działała na Twoją korzyść. Uczestnicy również debiutowali i czuć było, że jesteś "blisko" nich, nie tworzysz dystansu.
- I właśnie o to chodziło - żeby nie stwarzać barier. To ma być przyjemna zabawa, prawdziwe emocje. Jasne, ktoś musi panować nad planszą - i to była moja rola - ale bez budowania muru między mną a uczestnikami. Oglądając odcinek na pokazie zamkniętym mogę powiedzieć, że chyba częściowo mi się to udało.
Czego Ci życzyć na najbliższy czas?
- Przede wszystkim dobrej oglądalności "The Floor". Jeśli widzowie nie pokochają tego programu, to pewnie ostatni raz tu rozmawiamy (śmiech). Poza tym - dobrych wakacji i pięknego życia.
Gdzie planujesz te wakacje?
- Jeszcze nie wiem. Nie mam dużych wymagań. Ważne, by być z ludźmi, których kocham, w miejscu, które kocham.
W takim razie życzę Ci cudownych wakacji i pięknego życia! I ostatnie pytanie - bo zawsze tak kończę wywiady: gdyby powstał film o twoim życiu, kto by cię zagrał?
- O ja, nie mam pojęcia. Ludzie naprawdę odpowiadają na to pytanie?
Tak – i to bardzo różnie! Ja mam już swój typ... Ryan Gosling.
- To dla mnie komplement. Dziękuję bardzo. No dobrze, to Ryan, czekaj na telefon (śmiech).
Dziękuję ci bardzo za rozmowę.
- Ja również! I zapraszam od 20 maja do oglądania "The Floor" w TVN.
Premiera nowego, emocjonującego teleturnieju coraz bliżej. "The Floor" to ekscytujący teleturniej, w którym o główną wygraną rywalizuje aż stu uczestników. Program poprowadzi Mikołaj Roznerski. Emisja zaplanowana jest na wtorki, środy i czwartki o 20:55. Pierwszy odcinek będzie można obejrzeć już 20 maja.
"The Floor" to nowoczesny teleturniej, w którym 100 graczy walczy na gigantycznej, podzielonej na pola arenie quizowej. Każdy zaczyna z własnym polem i kategorią wiedzy. Wyzywając sąsiadów, może przejąć ich teren. Kategorie są różnorodne – od aktorów i sportowców po przyrodę i architekturę. Zwycięzca pojedynku decyduje: gra dalej czy zatrzymuje zdobycze? Liczą się wiedza, refleks i strategia. Wygrywa ten, kto jako ostatni zostanie na planszy i zgarnie 100 tysięcy złotych!
ZOBACZ TEŻ:
Amant PRL-u zmieniał partnerki jak rękawiczki. Zawsze wracał do jednej