"Pam & Tommy”: Kontrowersyjna scena z penisem

Produkcja oparta na małżeńskich perypetiach aktorki "Słonecznego patrolu" Pameli Anderson i perkusisty Mötley Crüe Tommy'ego Lee, zadebiutowała właśnie na amerykańskiej platformie streamingowej Hulu. Jedna scena szczególnie zafrapowała widzów, chodzi o dialog głównego bohatera z własnym penisem. Specjalista od efektów specjalnych wyjaśnił, jak udało się osiągnąć tak realistyczny efekt.

"Pam & Tommy" skupia się na krótkim i burzliwym, związku aktorki i muzyka w latach 90. ubiegłego wieku. Związek ten został zapamiętany (a nawet wszedł do klasyki popkultury) za sprawą scen ich seksu, nagranych na taśmę wideo, wykradzioną później i udostępnioną amatorom filmów porno, przez elektryka Randa Gauthiera. Człowiek ten wiosną 1995 roku remontował rezydencję pary w Malibu. W tym czasie - jakoby znienacka - został zwolniony (bez wynagrodzenia) przez Lee. Perkusista miał też przepędzić fachowca, celując weń ze strzelby... W skrócie: Gauthier postanowił zemścić, włamał się do domu celebrytów i obrabował ich sejf. Wśród łupów była kaseta VHS z 54-minutowym zapisem miłosnych igraszek sławnej pary. Elektryk zaczął ten film powielać i sprzedawać.

Reklama

W serialu Pamelę Anderson i Tommy’ego Lee grają znana z serialu "Downton Abbey" i filmu "Baby Driver" Lily James oraz Sebastian Stan, czyli Bucky Barnes z cyklu filmów o Kapitanie Ameryce.

"Pam & Tommy": Rozmowa z penisem

Stan musiał tu odegrać dość kontrowersyjną scenę, w której jego nabuzowany narkotykami bohater, rozmawia ze swoim penisem (a przynajmniej wydaje mu się, że rozmawia) o Pameli Anderson. Taką historie opisał bowiem Tommy Lee w swojej biografii "Tommyland".

Mówiący penis Tommy'ego Lee (mówiący głosem aktora Jasona Mantzoukasa) został przedstawiony w drugim odcinku zatytułowanym "I Love You Tommy". Scena wyszła bardzo realistycznie. Do tego stopnia, że widzowie zaczęli zastanawiać się, czy w serialu występuje autentyczne przyrodzenie Sebastiana Stana, animowane jedynie przy użyciu techniki komputerowej.

Okazuje się, że nie, ale... trochę tak. Jak bowiem w wywiadzie dla "British GQ" przyznał specjalista od tzw. makijażu protetycznego Jason Collins, gadający penis jest sztuczny, jednak stanowi idealną kopię przyrodzenia Sebastiana Stana.

"Kiedy czytasz taką scenę, twój umysł trochę wariuje. Czy naprawdę zamierzają to nakręcić? Na początku myśleliśmy, że może to powinno być trochę komiczne i kreskówkowe. A potem - może jednak realistyczne?" - opowiedział Collins.

Silikonowy członek Sebastiana Stana

Stanęło na tym drugim i zespół postanowił, że członek będzie wyglądał tak realistycznie, jak to tylko możliwe. Proteza została stworzona przy użyciu "mięsistego" silikonowego odlewu, który do złudzenia przypomina element ciała. Sam odlew powstał zaś z formy zdjętej bezpośrednio z przyrodzenia aktora.

Silikonowy członek został następnie przymocowany do krocza Stana i pomalowany w odcieniu jego skóry. W istocie to rodzaj marionetki, ponieważ w kluczowej scenie animowało go dwóch lalkarzy, by - jak to ujął Jason Collins - "poruszać penisem w lewo, w prawo, w górę i w dół, a także obsługiwać ruch 'ust' cewki moczowej".

Miniserial składa się z ośmiu odcinków. Trzy pierwsze pojawiły się już na platformach Hulu i Disney+ . Kolejne dodawane będą co tydzień.

PAP life
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy