Freddie Prinze: Popularny komik strzelił sobie w głowę w wieku 22 lat

Freddie Prinze był jednym z najpopularniejszych komików lat 70. Gdy miał 20 lat, otrzymał swój własny sitcom w jednej z największych amerykańskich telewizji. Popularny aktor nie dożył jednak 23. urodzin. Jego syn mówił po latach, że to rozwijająca się w zastraszającym tempie kariera odpowiadała za jego śmierć.

Prinze urodził się 22 czerwca 1954 roku. Naprawdę nazywał się Frederick Karl Pruetzel. Jego ojciec pochodził z Niemiec, a matka z Portoryko. Gdy był dzieckiem, zmagał się z otyłością. Matka zapisała go wtedy na lekcje baletu. Jako nastolatek został przyjęty do prestiżowego High School of Performing Arts. Podczas przerw zabawiał kolegów swoimi żartami i opowieściami. Postanowił więc spróbować swoich sił w stand-upie. Rzucił szkołę i rozpoczął karierę komika.

Występował w nowojorskich klubach komediowych i teatrach improwizacji. Gdy jego kariera zaczęła nabierać rozpędu, postanowił zmienić nazwisko. Chciał się przedstawiać jako "król komedii", ale ten tytuł zawłaszczył już sobie Alan King. Został więc jej księciem. W 1973 roku Prinze debiutował w telewizji. Przedstawił swój skecz w talk-show "Tonite" Jacka Paara. Prawdziwą popularność przyniósł mu występ w "The Tonight Show Starring Johnny Carson" z grudnia tego roku. Prowadzący był pod takim wrażeniem młodego komika, że poprosił go do siebie i na antenie porozmawiał z nim przez kilka minut. Prinze pojawił się w jego programie jeszcze kilka razy.

Reklama

Wiecznie uśmiechnięty Latynos

Jego występ u Carsona zobaczył James Komack, twórca popularnych seriali komediowych. W preprodukcji był właśnie jego nowy sitcom, "Chico and the Man", a on szukał odtwórcy tytułowej roli — wiecznie uśmiechniętego Latynosa, który zaraża wszystkich swoim optymistycznym podejściem do świata. Komack uważał, że Prinze będzie idealny w tej roli, jednak włodarze stacji NBC byli przeciwni temu pomysłowi. Komack walczył o młodego komika, dzięki czemu pozwolono mu na udział w castingu, a później w scenach próbnych. W wieku dwudziestu lat Prinze otrzymał główną rolę w serialu jednej z największych stacji telewizyjnych w Stanach Zjednoczonych.

"Chico and the Man" opowiadał o zamkniętym w sobie, gburowatym wdowcu Edzie (w tej roli Jack Albertson, zdobywca Oscara za drugi plan w "Różach w tytule"), który prowadzi warsztat samochodowy w ubogiej dzielnicy Los Angeles. Pewnego dnia pojawia się u niego Chico (Prinze), młody Latynos z wiecznym uśmiechem na twarzy, który prosi o pracę. Ed mu odmawia. Chico widzi jednak, że mężczyzna potrzebuje dobrego ducha, który pomoże mu w otwarciu się na świat. Porządkuje więc i wprowadza się do starego vana przed warsztatem. Z czasem Ed zaprzyjaźnia się z młodzieńcem.

Serial okazał się ogromnym hitem. Jego pierwszy sezon znalazł się wśród dziesięciu najpopularniejszych produkcji telewizyjnych, drugi nie wypadł z pierwszej trzydziestki. Krytycy dopatrywali się jego sukcesu w chemii między Albertsonem i Prinze'em. Pierwszy otrzymał za rolę Eda trzy nominację do Emmy za najlepszą rolę w komedii, a w 1976 roku jedna z nich zamieniła się w statuetkę. Młodszy z aktorów był w 1977 roku nominowany do Złotego Globu.

Freddie Prinze: Strzelił sobie w głowę w wieku 22 lat

W prawdziwym życiu Prinze nie przypominał jednak optymistycznego Chico. Komik zmagał się z depresją i uzależnieniem od używek. W listopadzie 1976 roku został zatrzymany przez policję za jazdę pod wpływem silnych leków przepisanych mu przez psychiatrę. Katherine Elaine Cochran, z którą ożenił się zaledwie rok wcześniej, złożyła wtedy pozew o rozwód. Stan aktora drastycznie się pogorszył. Kolejne sukcesy w karierze nie miały na to wpływu. W tym samym czasie NBC podpisała z nim kontrakt na pięć lat w wysokości sześciu milionów dolarów. Na tydzień przed swoją śmiercią wystąpił podczas gali inaugurującej prezydenturę Jimmy'ego Cartera.

26 stycznia 1977 roku Prinze wykonał telefon do kilku członków swojej rodziny, a następnie byłej żony. Odwiedził go wtedy Marvin Snyder, jego menadżer. Komik nagle wyciągnął pistolet i strzelił sobie w głowę. Zmarł 29 stycznia w szpitalu, gdy jego najbliżsi zdecydowali się odłączyć go od aparatury podtrzymującej życie.

"Kilka czynników pociągnęło go w dół. Na planie czasem zamykał się w sobie, ale wychodził z tego. Żartował, bawił się... A następnego dnia znów był pogrążony w depresji" - wspominał go Albertson. "Czasem mówiłem mu: 'Freddie, twoje szczęście jest tutaj. Jesteś gwiazdą'. Odpowiadał mi: 'Nie, to już mnie nie cieszy'". Ostatni odcinek z Prinze'em został wyemitowany 4 marca 1978 roku. Zdjęcia do niego zakończyły się kilka godzin przed postrzeleniem się przez aktora.

Producenci zastanawiali się, czy nie skasować serialu. Ostatecznie zdecydowali się zastąpić postać młodzieńca dwunastoletnim Raulem (Gabriel Melgar). W jednym z odcinków chłopiec znajduje rzeczy Chico. Zaczyna się nimi bawić, a gdy Ed go na tym przyłapuje, jest wściekły. Później przeprasza go i zdradza, że dwudziestoletek zmarł — nie wyjawia jednak przyczyn jego śmierci. Bez Prinze'a oglądalność spadała z każdym odcinkiem. "Chico and the Man" zakończył się na czwartym sezonie.

Freddie Prinze Jr poszedł w ślady ojca

Syn komika, Freddie Prinze Jr, także został aktorem i zrobił karierę w Hollywood. Rozpoznawalność przyniosły mu romantyczne filmy dla młodzieży "Cała ona" i "Tam gdzie ty", horrory z serii "Koszmar minionego lata" i dwie części aktorskiej adaptacji animacji o psie Scoobym-Doo. Gdy jego ojciec popełnił samobójstwo, miał niespełna rok. Przez wiele lat nie podejmował tego tematu publicznie. Po raz pierwszy mówił o tym w dokumencie "Misery Loves Comedy", który Kevin Pollak nakręcił po śmierci Robina Williamsa.

Prinze Jr. poznał swojego ojca dzięki relacjom najbliższych i jego przyjaciół. Matka komika nigdy nie powiedziała o nim złego słowa. "Za to słyszałem tyle syfu od jego kuzynów..." - wspominał jego syn w podcaście "The Bearded Hippie". Na trudne pytania o ojcu odpowiedzieli mu przyjaciele spoza rodziny. "Mój tata nienawidził 'Chico and the Man'. Po prostu nienawidził. Nienawidził, że mówią tam do niego 'chłopcze'. Richard Pryor dzwonił do niego codziennie i mu to wypominał. [...] Bolało go, że Richard, jego bohater, gość, który go odkrył, go nie szanuje".

Według relacji Prinze'a Jr. jego ojciec pracował siedem dni w tygodniu przez dwa lata, aż do swojej śmierci — a był wtedy tylko dzieckiem. W pewnym momencie wspomniał uwagę, z którą podzielił się z nim jeden z jego wujków. Zaprowadził Prinze'a Jr. pod dom Marylin Monroe i porównał ją do jego taty. Oboje rozpoczęli wielkie kariery, zanim poznali samych siebie. To show-biznes ich zdefiniował. A gdy chcieli się przedefiniować, zostali za to zniszczeni.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Jeśli potrzebujesz pomocy, porozmawiaj otwarcie o problemach z osobą, której ufasz, zadzwoń 116 123 lub 116 111, lub wejdź na stronę www.pokonackryzys.pl.

swiatseriali
Dowiedz się więcej na temat: Freddie Prinze Jr.
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy