Ewa Drzyzga: Nie ma co się wstydzić swoich uczuć [wywiad]
Ewa Drzyzga przez lata prowadziła słynne "Rozmowy w toku", a teraz jest jedną z prowadzących śniadaniowe pasmo "Dzień Dobry TVN" w duecie z Agnieszką Woźniak-Starak. Więcej je łączy czy dzieli? Co powiedziała, nie tylko na ten temat, dziennikarka?
Od kilku lat współprowadzi pani program "Dzień dobry TVN" z Agnieszką Woźniak-Starak. Co wpływa na to, że jesteście tak zgranym duetem?
Ewa Drzyzga: - Mamy podobne poczucie humoru. Jednak myślę, że na nasz sukces składa się to, że interesują nas inne dziedziny życia. Gdy w programie poruszany jest temat zwierząt lub filmu, to od razu wiemy, kto będzie wiódł prym. Każda z nas ma swoją ciekawość tematów, więc nie ma między nami napięcia czy walki o zadawanie pytań [uśmiech - przyp. red.].
A pani, z jakimi gośćmi najchętniej się spotyka? Które tematy najchętniej porusza pani w programie?
- Zdecydowanie najbardziej rozpala moją ciekawość edukacja i wszystko to, co dotyczy dzieci - troski o nie, a także ich praw. Lubię również tematy około medyczne. Tyle nowego dzieje się w świecie medycyny. Zabiegani tak rzadko przykładamy wagę do tego, żeby zadbać o siebie, zmienić nawyki, które nam szkodzą.
Rozmowy z gośćmi trwają zazwyczaj kilka minut, a wiadomo, że to najtrudniejsza forma dziennikarska.
- W "Dzień dobry TVN" nie mamy przestrzeni na bardzo pogłębioną rozmowę z gościem. Na szczęście jest również cykl "Dzień dobry TVN extra". Pamiętam doskonale mój wywiad z Julią Wróblewską, z którą spotkałam się po wielu latach. O swoich początkach na planie filmowym opowiadała w "Rozmowach w toku", kiedy miała 8 lat. Teraz spotkałyśmy się w jej dorosłym życiu i zgodziła się opowiedzieć o swoich zmaganiach ze zdrowiem psychicznym.
W tym wywiadzie nie kryła pani wzruszenia. Mogę wywnioskować, że jest pani bardzo wrażliwa.
- Po prostu nie potrafię inaczej. Gdy siedzę obok osoby, która się przede mną otwiera, zwierza się ze swego życia, odkrywa się, dzieli swym bólem, smutkiem, wrażliwością i jest w tym szczera, odczuwam tę samą energię. Wystarczy się wsłuchać w czyjeś uczucia i nie ma co się wstydzić swoich.
Czuje pani, że dla niektórych rozmowa z panią może być formą terapii?
- Nigdy nie pozwoliłabym na to, aby mianować się terapeutką i nie chciałabym, aby ktoś mnie tak potraktował. Nic nie jest w stanie zastąpić prawdziwej terapii. W programie "Rozmowy w toku" zawsze obecny był psycholog, a ja starałam się gościowi zapewnić poczucie bezpieczeństwa.
Spotkania z gośćmi w "Rozmowach w toku" z pewnością nie były łatwe. Bywało tak, że przenosiła pani te emocje do domu?
- Gdy rozmawiałam z osobą przez godzinę, poruszając trudny dla niej temat, to trudno mi było nie myśleć o tym później. Pamiętam moje powroty ze studia samochodem, w kompletnej ciszy. Wtedy próbowałam wszystko poukładać sobie w głowie. Na szczęście rodzina zawsze była dla mnie rodzajem wybawienia, powrotu do rzeczywistości. Wówczas moje dzieci były jeszcze małe i od progu opowiadały mi o tym, co się wydarzyło w przedszkolu, szkole. To pozwalało mi oderwać się od tego, czym dzielili się ze mną moi goście.
Pomimo tego, że w "DDTVN" nie ma czasu na pogłębione rozmowy, któryś gość szczególnie zapadł pani w pamięci?
- Pamiętam, jak gościliśmy dziewczynę, która choruje na stwardnienie rozsiane. Opowiadała o swoich dalekich egzotycznych podróżach. Wtedy spojrzałam na siebie i pomyślałam o tym, że ona o kulach potrafi zwiedzać świat, a ja ciągle szukam wymówek, aby siedzieć w miejscu. Takie rozmowy bardzo otwierają głowę. Na naszych kanapach często zasiadają osoby, które są inspiracją i to zawsze we mnie zostaje.
Czyli często zdarza się tak, że wraca pani do domu z głową pełną pomysłów?
- Tak albo z przepisem na pyszny obiad. Proszę mi wierzyć, ale niejednokrotnie przepisy z programu ratowały mi życie, kiedy nie miałam pojęcia, co ugotować dla rodziny.
Lubi pani gotować?
- Nie jest to moja pasją, ale dbam o to, aby w domu zawsze był ciepły posiłek. Nie uciekam od garów [uśmiech - przyp. red.]. Jest to dla mnie naturalne, że jak prowadzę dom, to zaglądam też do kuchni.
Aleksandra Wojtanek/AKPA
Czytaj również:
Ewa Drzyzga: Granicę zawsze stawia człowiek, z którym rozmawiasz