Bożena Marki: Była gwiazdą TVP. Jedna zapowiedź zniszczyła jej karierę!
W połowie lat 70. ubiegłego wieku Bożena Marki (+70) - 25-letnia wówczas prawniczka z Lublina - dowiedziała się, że Telewizja Polska organizuje konkurs na spikerkę i postanowiła w tajemnicy przed mężem zgłosić się na przesłuchanie. Niespodziewanie wygrała casting i dostała pracę! Niestety, jej telewizyjna kariera trwała zaledwie sześć lat... Dlaczego legła w gruzach?
Na pomysł zastania spikerką Bożena Marki wpadła tuż po tym, jak przeprowadziła się do stolicy z mężem, Jackiem Popiołkiem, którego poznała podczas studiów prawniczych, a który w 1975 roku dostał propozycję pracy w TVP na stanowisku wicedyrektora Programu 1. Podobno dostał tę ofertę, bo wcześniej - jako reporter jednego z regionalnych oddziałów telewizji - zasłynął umiejętnością robienia bardzo wiarygodnych materiałów... propagandowych.
Gdy okazało się, że jego żona wygrała konkurs na spikerkę, wszyscy byli pewni, że to on załatwił jej posadę. Tymczasem Bożena Marki zgłosiła się na casting w tajemnicy przed nim. O tym, że dostała angaż, powiedziała mężowi dopiero tuż przed swym pierwszym dyżurem spikerskim, do którego przygotowywała ją... Krystyna Loska.
Klaudia El Dursi: Od nieznanej dziewczyny z "Top Model" do gwiazdy TVN
Bożena Marki miała wszystko, by zostać wielką gwiazdą małego ekranu - urodę, świetną dykcję i... szczere chęci. Niestety, nie potrafiła mówić z pamięci, bo gdy w studiu włączała się kamera, paraliżowała ją trema. W latach 70. ubiegłego wieku nie było jeszcze prompterów, więc wymagano od spikerek, by uczyły się na pamięć tego, co później miały recytować w studiu. Mistrzynią i niedościgłym wzorem wszystkich prezenterek była Krystyna Loska, która - jako aktorka z wykształcenia - zapamiętywała ogromne ilości tekstu bez najmniejszego problemu.
Bożena Marki po prostu tego nie potrafiła. Była w dodatku mało odporna na stres, więc w końcu uznała, że bycie spikerką wcale nie jest tym, co chce robić. Mąż pomógł jej zostać... reporterką. Przez trzy lata realizowała reportaże o tematyce społecznej, tylko od czasu do czasu występując na wizji w roli prezenterki.
Edyta Wojtczak: Ikona telewizji nie miała szczęścia w miłości
13 grudnia 1981 roku o świcie do mieszkania Bożeny Marki i Jacka Popiołka zapukał dyrektor generalny TVP w mundurze i w towarzystwie uzbrojonego żołnierza.
"Kazał mi jechać do studia, które mieściło się przy Alei Żwirki i Wigury w nowo wybudowanym kompleksie telewizyjnym na terenach należących do wojska. Miałam na ten dzień wyznaczony dyżur spikerski, ale dopiero na wieczór... Powiedziano mi, że mam zapowiedzieć specjalne wystąpienie generała Jaruzelskiego" - opowiadała wiele lat później w rozmowie z "Kurierem Lubelskim".
Dopiero w studiu Bożena Marki zorientowała się, że ma zaprosić telewidzów na orędzie, w którym generał ogłosi wprowadzenie w Polsce stanu wojennego. Była przerażona, ale... nie miała wyjścia.
Jan Prosiński: Co robi dziś syn Walińskich z "Na dobre i na złe"?
Następnego dnia usłyszała, jak jej koleżanki szeptają między sobą, iż jej występ nie był przypadkowy. Uznano ją za kolaborantkę flirtującą z komunistyczną władzą. Większość znajomych odwróciła się od niej. Pewnego dnia po prostu podziękowano jej za współpracę. "Wyrzucono mnie z dnia na dzień. Bez słowa wyjaśnienia" - żaliła się w wywiadzie.
Jakby tego było mało, mąż zażądał od niej rozwodu. Długo trwało, zanim zapomniała o zawodowej i życiowej porażce. Na szczęście na jej drodze pojawił się mężczyzna, przy którym odzyskała wiarę w siebie. Wyszła za mąż za jazzmana Janusza Trzcińskiego, razem otworzyli własną galerię "Studio M" w kawiarni Telimena przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie.
Od tamtej pory nie chciała opowiadać o swej pracy w telewizji, odmawiała wywiadów, nie przyjmowała zaproszeń do udziału we wspominkowych programach TVP. Zmarła w 2018 roku w wieku 70 lat. Żaden z programów informacyjnych Telewizji Polskiej nie poinformował o jej śmierci, nie poświęcił jej ani słowa. Odeszła zapomniana przez wszystkich.