Sługa narodu
Ocena
serialu
8,3
Bardzo dobry
Ocen: 111
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Sługa narodu": Polska wersja podobała się Zełenskiemu! To hit Polsatu

Polska wersja serialu "Sługa narodu" wchodzi właśnie na antenę Polsatu i do Polsat Box Go. Za polska wersję ukraińskiego hitu ", który przyniósł sławę Wołodymyrowi Zełenskiemu, dał mu miłość Ukraińców, wygrane wybory i fotel prezydenta odpowiada Okił Khamidov - reżyser, scenarzysta i producent. Khamidov z pochodzenia Tadżyk, jak nikt potrafi rozbawić Polaków pokazując im ich własne przywary. To on stworzył "Świat według Kiepskich", który przez ponad 20 lat bawił Polaków i wiele innych seriali komediowych. Czy poczucie humoru zależy od narodowości, dlaczego "Sługa narodu" to serial wyjątkowy i jak doszło do powstania polskiej wersji Okił Khamidov opowiedział w rozmowie z Interią.

Jak to się stało, ze zrobiłeś ten serial?

- Mniej więcej dwa lata przed dojściem Wołodymyra Zełenskiego do władzy, na targach telewizyjnych w Cannes, z moją wspólniczką Tamarą Aagten spotkaliśmy się z przedstawicielami producenta "Sługi Narodu", firmą Kwartał 95. Jej właścicielem jest Zełenski - dziś jest prezydentem, wtedy był producentem i kabareciarzem. Rozmawialiśmy o różnych serialach, które mieli w ofercie, między innymi o "Słudze Narodu", "Swatach". Po powrocie proponowaliśmy "Sługę ..." w różnych stacjach, ale wtedy nikt nie chciał komedii politycznej.

Reklama

Ale jednak go kupiliście?

- Nie od razu. Jakiś czas potem Zełenski przyjechał na spotkanie do Wrocławia, poszliśmy do knajpy, siedzieliśmy, rozmawialiśmy. To były rozmowy głównie o "Swatach" i o pomyśle na wspólny polsko-ukraiński film fabularny. Ustaliliśmy, że ze strony ukraińskiej w filmie Zełenski ma grać główną rolę, a z polskiej ma mu partnerować polska aktorka. Siedzieliśmy przy lampce wina, potem wypiliśmy kolejną a Zełenski mówi: "Może kupicie ode mnie "Sługę Narodu". Fajny serial". Odpowiedziałem: "Nie, już nawet pytaliśmy w różnych stacjach i nikt nie chce tego serialu". Przy kolejnej lampce wina Zełenski wrócił do tematu: "To może jednak kupicie "Sługę.."?". Wtedy z Tamarą ulegliśmy. Powiedziałem: "Dobra, jeśli nam go w pakiecie niedrogo sprzedasz ze "Swatami".  Zgodził się. Projekt przeleżał u nas dwa lata, bo nikt nie chciał go realizować. Sytuacja zmieniła się po wybuchu wojny.

- Mieliśmy wtedy na tapecie pięć rosyjskich seriali. Zamknęliśmy prace nad nimi i potrzebowaliśmy szybko czegoś w zamian. Mieliśmy "Swatów", "Sługę Narodu" i jeszcze dwa inne ukraińskie seriale. Zaproponowaliśmy je Polsatowi i największe zainteresowanie wzbudził właśnie "Sługa...". To był fart, że wtedy, przy lampce wina postanowiliśmy kupić ten serial. Kiedy zaczęła się wojna producenci z całego świata wydzwaniali do Kwartału 95, żeby kupić prawa do serialu. Wiem, że dzwonili też producenci z Polski, ale Kwartał 95 poinformował ich, że prawa na Polskę są już sprzedane do Polot Media.  Jedyne, co można zrobić, to próbować je odkupić. I rzeczywiście - próbowali. Producenci proponowali nam wielokrotnie wyższą cenę,  nawet 100- krotne przebicie. Oczywiście odmówiliśmy, byliśmy już w trakcie rozmów z Polsatem.

Zobacz też: "Sługa narodu" podbije serca polskiej widowni? Znamy datę premiery

Polski "Sługa narodu" to jest dość wiernie odtworzona wersja ukraińska. Czym kierowaliście się przy doborze obsady?

- Może Marcin Hycnar jest trochę podobny, ale nie sugerowaliśmy się podobieństwem fizycznym, bardziej tym kto pasuje do roli. Żeby znaleźć aktora do postaci, którą w oryginale grał Wolodymyr Zełenski zrobiliśmy olbrzymi casting, ponad 150 aktorów brało w nim udział. Gwiazdy i mało znani aktorzy. Osobiście zajmowałem się castingiem i przy wyborze sugerowałem się umiejętnościami aktorskimi kandydatów, tym jak dobrze ktoś jest w stanie wczuć się w tę rolę. Najlepiej ze wszystkich zrobił to Hycnar i dlatego on został wybrany. Dla stacji to był szok. Dlaczego bierzemy mniej znanego aktora? Podobno niektórzy aktorzy, powiedzmy - gwiazdy, którzy odpadli mieli pretensje, że nie dostali tej roli. Myśleli, że dla nich casting to formalność. Ale to nie jest formalność i mogę zapewnić, że Hycnar wygrał uczciwie.

Miałeś kontakt z Zełenskim, kiedy produkcja wystartowała? Widział serial?

- Nie miałem bezpośredniego kontaktu. Numer, który do niego mam nadal jakby istnieje, jest sygnał, ale nikt nie odbiera. Ale dzwoniłem do jego asystentki. Prosiła, żebym wysłał mu pierwszy odcinek i zrobiliśmy to. Przekazała później, że nasza wersja, podoba się Zełenskiemu. Uważa, że serial jest fajny i cieszy się, że go zrobiliśmy.

Gratuluję! Jakim człowiekiem jest Zełenski?

- Prywatnie go nie znam, raczej biznesowo. Bardzo mi zaimponował inteligencją, energią. Pamiętam, że jak przyjechał na spotkanie i wszystkie zajęcia miał rozpisane co do minuty. Jego ekipa bardzo tego grafiku przestrzegała. Zdziwiłem się - jeszcze nie był prezydentem, a już taki poukładany (śmiech). Miał mnóstwo pomysłów, interesowały go nasze paradokumenty takie jak "Trudne sprawy" czy "Dlaczego ja". Nie wiem jak dużo mogę mówić, w końcu jest prezydentem...

"Sługa narodu" nie odnosi się bezpośrednio do polskiej polityki.

- W  Ukrainie serial odnosił się bardzo ściśle, u nas nie, bo mamy inny ustrój polityczny. Tam prezydent decyduje o wszystkim, a u nas parlament. Przy adaptacji scenariusza staraliśmy się zachować tamte realia, bo gdybyśmy chcieli zachować nasze musielibyśmy zmienić scenariusz. Inaczej wszystko straciłoby sens. A fenomen tego serialu polega na tym, że jest on unikatowy - dzięki roli w nim Zełenski został prezydentem. Nie można przerabiać go pod swój kraj, bo to już nie będzie ten słynny ukraiński "Sługa Narodu". Dlatego wszystko zostawiliśmy tam tak jak było. Zaadaptowaliśmy teksty i żarty tak, by były zrozumiałe dla Polaków, ale zasadniczych zmian nie dokonaliśmy. Tam trzech głównych bohaterów to oligarchowie i to tacy, którzy są znani w Ukrainie. Mają zmienione nazwiska, jeśli ktoś mówi, że jest właścicielem Azowstalu to wiadomo, że to Achmetow. U nas nie ma oligarchów. Może są lobbyści, ale oligarcha, to ktoś, kto ma olbrzymie pieniądze i tak naprawdę kieruje państwem, bo władza siedzi u niego w kieszeni. Prezydent i parlament są marionetkowi. W Ukrainie tak było.

Ale przekaz tego serialu dotyczy każdej władzy. W pierwszych dwóch odcinkach widzimy jak o 180 stopni zmienia się nastawienie ludzi do Igancego Koniecznego. Dotyczy to nawet najbliższych.

- To, co dotyczy stosunków międzyludzkich nie zależy od geografii. W każdym kraju są ludzie chciwi i ludzie honorowi.

Nie urodziłeś się w Polsce ale masz niesamowity dar do wskazywania Polakom ich przywar. Stworzyłeś Kiepskich, którzy zebrali w sobie chyba wszystkie najgorsze cechy. I Polacy ich pokochali. Jak ci się to udaje?

- Kiepskich stworzyłem nie tylko ja, duża grupa ludzi pracowała nad tym serialem. Scenarzyści, aktorzy, ekipa na planie i w biurze, montażyści, kompozytorzy, rekwizytorzy, kostiumografowie i wiele innych osób. Ja kierowałem tym całym zespołem. A jeśli chodzi o narodowość, to nie wiem, czy w tym wypadku to ma znaczenie skąd człowiek pochodzi. Czy to Ukrainiec, Polak, Tadżyk czy Brytyjczyk, każdy widzi różne rzeczy niezależnie od narodowości. Pamiętam jak przyjechałem do Polski w 1994 roku, zauważyłem, że Polacy ciągle narzekają, Zdziwiłem się - dlaczego narzekacie, macie wszystko super, żyje się wam o wiele lepiej niż ludziom na Wschodzie. Niektóre cechy od razu rzucały się w oczy, potem w miarę upływu czasu zauważałem coraz więcej. Ale myślę, że to nie zależy od narodowości. Kiepscy mieli wielu scenarzystów i każdy z nich coś nowego znajdował, a to są Polacy.

Zobacz też: "Sługa narodu": Marcin Hycnar w polskiej wersji ukraińskiego hitu ."To jest naprawdę dobra historia" [wywiad]

Wkrótce w Polsacie zobaczymy też serialu "Lulu". To rosyjski format.

- Szukałem sympatycznej komedii i ta wydała mi się sympatyczna. Wtedy nie było w Polsacie żadnej komedii oprócz "Świata według Kiepskich", a w Rosji mieli ich dużo. Znalazłem wtedy kilka produkcji - "Kowalscy kontra Kowalscy", "Kuchnia". "Lulu" był ostatnim rosyjskim serialem jaki wyprodukowaliśmy, który się "załapał" przed sankcjami.

Masz w Rosji rodzinę, kończyłeś tam studia. Jak na ciebie wpłynęła wojna?

- Fatalnie. Mam przyjaciół i w Rosji i w Ukrainie. W Rosji studiowałem, na Ukrainie pracowałem w telewizji, robiłem programy. To co się wydarzyło było dla mnie straszne, to był i do dzisiaj jest szok.

Wojna rozbiła rodziny, poróżniła przyjaciół. Masz podobne doświadczenia?

- Dzwoniłem do kolegów w Ukrainie. Z połową z nich nie ma kontaktu, telefony milczą. Ci z którymi rozmawiałem powiedzieli mi, że dziś są dla siebie wrogami. Telewizja TRK Ukraina, w której pracowałem miała dwie siedziby - w Kijowie i w Doniecku. W Doniecku toczą się teraz walki, ci którzy popierają tamte, prorosyjskie władze odcięli wszystkie kontakty, nie odzywają się do tych z Kijowa. I odwrotnie, mimo, że niedawno byli jedną ekipą, pracowali razem. To jest bardzo ciężki temat. Kiedy dzwonię do brata w Moskwie, on mówi mi: "Nie tykajmy tego tematu. Wojny". Tam nawet w jednej rodzinie ludzie mają na ten temat różne zdania. Brat wie, że jestem w Polsce, patrzę na to po europejsku, a ja z kolei wiem, że jego teść patrzy na to inaczej. Dlatego jak dzwonię to pytam o zdrowie, nie o wojnę. Kiedy jeszcze przed wojną jeździliśmy do Cannes spotykaliśmy się z Ukraińcami i Rosjanami, ale nigdy razem - zawsze osobno z jednymi i z drugimi. Ale niepotrzebnie o tej wojnie rozmawiamy.

To jest kontekst. Także dla "Sługi narodu"

- Niestety dobrze wiem, czym jest wojna. Pochodzę z Tadżykistanu, gdzie wojna trwała osiem lat. W pierwszym miesiącu zginęło sto tysięcy ludzi. Przyjechałem do Polski w jej trakcie. Byłem na froncie z kamerą, dwa razy znalazłem się w okrążeniu. Wyszliśmy z tego, ale nie było łatwo.

Dla kogo wtedy pracowałeś?

- Pracowałem w wytwórni filmowej, ale kiedy zaczęła się wojna już pracy nie było. Wziąłem kamerę i zacząłem robić dokument, jeździłem na front, poznałem wszystkich dowódców. Potem przyjechali zachodni dziennikarze z BBC, CNN i prosili mnie, żebym nakręcił dla nich materiały. Oni siedzieli w hotelu i czekali, aż im przyniosę gotowe nagrania, sami bali się jeździć na zdjęcia. Płacili mi po sto dolarów.

A ty się nie bałeś?

- Jakoś nie. Zapoznałem się z żołnierzami, szedłem z nimi i z nimi wracałem. Potem, po wojnie zdałem sobie sprawę jakie głupoty robiłem. Przyjechałem do Polski i zrozumiałem jak niepotrzebnie ryzykowałem. Mogłem stracić życie. Kiedy pojawiają się dzieci zaczynasz myśleć inaczej.

Wróćmy do "Sługi narodu". Będzie sukcesem?

- To zawsze jest wielka niewiadoma, ale uważam, że to jest bardzo dobry i dobrze zrobiony serial. Jestem dumny z tego, że producentom ukraińskim i Zełenskiemu osobiście serial się spodobał. A jeśli im się podobał, to moje sumienie jest czyste. Resztę ocenia widzowie.

Rozmawiała: Katarzyna Sielicka

Zobacz też:

"Sługa narodu": Powstanie drugi sezon serialu Polsatu. "To będzie szok"

"Wotum nieufności": Antoni Pawlicki o political ficiton! "Postacie nie są jednoznaczne"

Rafał Zawierucha nie tylko o "Domku na szczęście": Pozwolić sobie na szaleństwo

swiatseriali
Dowiedz się więcej na temat: Sługa narodu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy