Rafał Zawierucha nie tylko o "Domku na szczęście": Pozwolić sobie na szaleństwo
Rafał Zawierucha jest obecnie jednym z najpopularniejszych i najbardziej rozchwytywanych polskich aktorów. Udział w filmie Quentina Tarantino zapewnił mu ciekawe propozycje zawodowe i rozpoznawalność. Obecnie możemy go oglądać w "Domku na szczęście", gdzie występuje u boku Barbary Kurdej-Szatan. Komediowa produkcja Polsatu oparta jest na ukraińskim formacie.
Jakie miałeś oczekiwania po skończeniu szkoły teatralnej?
Rafał Zawierucha: - Pragmatyczne i romantyczne [uśmiech-przyp. red.]. Chciałem utrzymać się z zawodu, płacić regularnie rachunki i od czasu do czasu pozwolić sobie na szaleństwo. Nakręcała mnie perspektywa spotkania ciekawych ludzi, którzy wiele wniosą w moje życie zawodowe i prywatne. Nie przypisywałbym aktorstwu jakiś szczególnych cech. Uważam, że to zawód jak każdy inny, który owszem wymaga ogromnej koncentracji, pasji i wszystkich technicznych umiejętności koniecznych do wykonywania pracy, ale nie podpiszę się pod stwierdzeniem, że artystom wolno więcej i należą im się szczególne przywileje. Raczej tak jak chciałbym, aby mnie traktowano, traktuję drugiego człowieka.
Patrząc na twoją aktorską biografię śmiało można uznać, że marzenia i oczekiwania potrafiłeś przekuć w cele.
- Przyznaję, że to co się wydarzyło, przeszło moje najśmielsze oczekiwania, bo któż z nas nie marzy, żeby znaleźć się w Hollywood i zagrać u Quentina Tarantino. Ten niewielki epizod zaważył na dalszych propozycjach zawodowych.
Czym wyróżnia się "Domek na szczęście" spośród innych propozycji serialowych?
- Jest pewnego rodzaju odskocznią od trudnej rzeczywistości, z którą musimy się mierzyć i która, chcąc nie chcąc, wchodzi do naszych domów. Potrzebujemy takiego źródła dobrej energii i szczerego śmiechu, który jest lekiem na całe zło. Także cieszę się tym serialem, ponieważ jest on bardzo lubiany przez obecnych w tych niespokojnych czasach u nas w Polsce ludzi z Ukrainy, u których wywołuje po prostu uśmiech i pozwala wlać w ich serca nadzieję, że ta piękna wieś, ten spokojny świat jeszcze będzie naszym domem.
Opowiedz o swoim serialowym małżeństwie.
- Bartek i Marianna, w tej roli Basia Kurdej-Szatan, żyją w wielkim mieście i w pełni korzystają z "uroków" konsumpcji. On jest finansistą, ona ambitną influencerką. Z dnia na dzień Bartek traci intratną pracę i może spełnić swoje marzenie - zamieszkać w wiejskim, babcinym domku wśród szumu drzew, zapachu sianokosów i sielskich plenerów. Wpada na pomysł założenia strusiej farmy.
Odważnie!
- Prawda? [uśmiech-przyp. red.] Ich przeprowadzka na wieś rodzi wiele zabawnych sytuacji. Począwszy od remonty domku, po prozaiczne sytuacje, takie jak brak ulubionych produktów spożywczych w wiejskim sklepiku. Na szczęście poznają przychylnych im sąsiadów, którzy pomagają odnaleźć się im w tej nieznanej rzeczywistości.
Lepiej odnajdujesz się w komedii, czy w dramacie?
- Nie wiem czy lepiej, czy gorzej. Ja po prostu lubię swój zawód, więc w każdym gatunku i roli, która jest dla mnie wzywaniem aktorskim, dobrze się odnajduję. Poszukiwanie bohatera i jego kreacja jest dla mnie ogromną przyjemnością.
Różnorodność ról, jakie kreujesz sprawia, że trudno zamknąć cię w szufladzie.
- To ogromna satysfakcja, kiedy mogę korzystać z różnych narzędzi i kreować różnorodne postaci.
Jak chociażby jednego z najbardziej kontrowersyjnych reżyserów Polsce. Dlaczego zdecydowałeś się zagrać Patryka Vegę?
- Z wielu powodów. Po pierwsze ciekawej biografii, a także stylu pracy Patryka. To była dla mnie bardzo ciekawa przygoda aktorska.
Czytaj również:
Rafał Zawierucha został zapytany o Patryka Vegę. Aktor nie krył zakłopotania
Jakie są twoje zawodowe plany na najbliższy czas?
- Mamy z bratem ciekawy pomysł remontowy, o którym wiele jeszcze nie mogę powiedzieć, ale będzie się działo. A role i propozycje aktorskie myślę, że przyniosą kolejne radości i emocje, które wspólnie z widzami będę mógł przeżywać i dzielić się z wami, podobnie jak w "Domku na szczęście".
Ola Siudowska/AKPA Polska Press