"Królestwo kobiet": Krystyna Janda chciałaby umrzeć na scenie
Krystyna Janda, czyli Ineza Klin z "Królestwa kobiet", nie kryje, że często myśli o śmierci i nawet poczyniła pewne kroki na wypadek, gdyby miała pożegnać się z tym światem... Aktorka twierdzi, że wszyscy jej bliscy oraz współpracownicy dokładnie wiedzą, co robić, kiedy jej zabraknie.
Krystyna Janda znana jest nie tylko z wielu wybitnych ról, ale też z mnóstwa felietonów, które od lat pisze dla jednego z magazynów i które regularnie publikuje na swojej stronie internetowej. Fani aktorki już dawno zauważyli, że dość często porusza w nich temat śmierci... Kiedyś nawet dokładnie opisała, co zrobiłaby, gdyby dowiedziała się, że został jej miesiąc życia!
- Po pierwsze nie powiedziałabym nikomu nic. Oczywiście uregulowałabym sprawy. Przeprowadziła długą i poważna rozmowę z moimi wszystkimi dziećmi. I jeszcze dodatkowo siadłabym przed kamerą i mówiła, mówiła dla nich długo. Byłaby to "kaseta domowa" niedostępna dla nikogo z zewnątrz, byłyby to wyznania niegrzeczne, nieuczesane, nauki robione z wielkiej troski i miłości - napisała.
Krystyna Janda chciałaby też - wiedząc, że odchodzi - zagrać jeszcze raz wszystkie swoje role teatralne, by w ten sposób pożegnać się z nimi oraz z publicznością.
- Chciałabym umrzeć w teatrze. Najlepiej na scenie. To zresztą marzenie wielu aktorów... grać do końca - powiedziała w rozmowie z "Galą", dodając, że nie miałaby nic przeciwko temu, by pochowano ją w ogródku przy Teatrze Polonia, bo mogłaby sobie wtedy oglądać wszystkie spektakle.
Zobacz też: Krystyna Janda: Mówimy do kobiet i o kobietach!
Krystyna Janda przed laty, kiedy była jeszcze bardzo młoda, otarła się o śmierć. Podczas wakacji, które spędzała na obozie malarskim na Mazurach, chciała popełnić samobójstwo, bo akurat przeżywała - to jej słowa - "moment absolutnej rozpaczy i słabości".
- Połknęłam fiolkę proszków. Na szczęście kolega zorientował się, co się stało, wpompował we mnie kilka litrów brudnej wody z jeziora (wymiotowałam jak kot) i uratował mi życie - napisała wiele lat później w swoim internetowym dzienniku, wspominając tamten dzień.
Tak naprawdę poważnie o śmierci aktorka zaczęła myśleć, gdy odszedł jej mąż - operator Edward Kłosiński, a potem ukochana mama. Właśnie wtedy spisała testament.
- Gdybym umarła, moja córka Marysia (Maria Seweryn - przypis red.) przejmie wszelkie moje zobowiązania i obowiązki, przygotowuję ją do tego od jakiegoś czasu. Nie wiem, czy jest już gotowa, ale w razie czego, musi sobie poradzić - potwierdziła w wywiadzie.
Zobacz też: Tak mieszka Krystyna Janda. Dom z duszą