Tak mieszka Krystyna Janda. Dom z duszą
Krystyna Janda bez wątpienia należy do grona najlepszych aktorek w Polsce. Gwiazda nie lubi afiszować się ze swoim życiem prywatnym. W przeciwieństwie do wielu koleżanek i kolegów po fachu, aktorka nie mieszka w Warszawie. Dom Jandy kryje w sobie niezwykłą historię.
Gwiazdy często publikują zdjęcia swoich mieszkań w mediach społecznościowych. W trakcie przymusowej kwarantanny wiele z nich chętnie zaprosiło fanów do swoich domów. Na Instagramie Krystyny Jandy można zobaczyć kilka zdjęć wnętrz.
Aktorka mieszka w zabytkowej willi w Milanówku. Jeden z portali wycenił jej wartość na 3 miliony złotych. Posiadłość otoczona jest przez ogród ze starymi drzewami, które zapewniają osłonę przed wścibskimi podglądaczami. Jednak nie zawsze była to oaza spokoju. Bywały czasy, gdy paparazzi wspinali się na ogrodzenie, by zrobić zdjęcie aktorce oraz jej rodzinie.
Ponad 30 lat temu aktorka razem z mężem, Edwardem Kłosińskim, zakupili podniszczoną willę w podwarszawskiej miejscowości. Postanowili wyremontować posiadłość i stworzyć w niej swój wymarzony dom. To tutaj wychowali się synowie pary - Adam oraz Andrzej. Początkowo posiadłość nie była w dobrym stanie.
"Razem z mężem, a głównie mój mąż, uratowaliśmy od całkowitego zniszczenia, przywróciliśmy mu dawny kształt, funkcje poszczególnych pomieszczeń itd., bo w momencie kiedy go kupiliśmy, był nieogrzewaną ruiną z dziwnymi przebudowaniami" - opisywała aktorka w jednym z wywiadów. Dzisiaj willa zachwyca wyglądem. Wnętrze urządzone jest ze smakiem, nie brakuje antyków oraz architektury typowej dla starych willi. To dom z duszą, w którym chętnie przebywa rodzina oraz znajomi aktorki.
Dom Jandy ma bardzo długą i interesującą historię, która nie zawsze była szczęśliwa. Na swojej stronie internetowej opisała historię tej niezwykłej posiadłości. "Zbudował go wielki śpiewak operowy Gruszczyński. Nie, nie ten Gruszczyński niewidomy, ten wcześniejszy. Przyjaciel Kiepury. Miał nadzwyczajny głos. Kiedy budował ten dom był Bogiem, śpiewał w Metropolitan. Już po roku kontraktu rozpił się, stracił głos".
"Na wakacjach był tu po zbudowaniu tego domu jeden raz, miasto z tej okazji zrobiło bramę wjazdową z kwiatów, z napisem WITAMY MISTRZA. Później zamieszkał tu na stałe, pił, przepił dom, czy przegrał w karty, Kiepura mu go podobno wykupił, znów przepił. Śpiewał potem za kieliszek wódki. Umarł tu, niedaleko, obok tego domu, w takiej komórce, na kupie węgla. To nie jest szczęśliwy dom" - można przeczytać na portalu Krystynajanda.pl.
Dom przechodził z rąk do rąk. W trakcie powstania w willi znajdował się szpital. Chodziły słuchy, że ciała zmarłych zakopywano w ogrodzie, a w samym domu straszy. "O samym domu i ogrodzie krążą legendy, koleje losu samego domu są dramatyczne, ściśle związane z powstaniem warszawskim i obozem przejściowym w Pruszkowie, z kolejnymi właścicielami i ich rodzinami, a pół cmentarza milanowskiego zajmuje kwatera białych betonowych krzyży, to groby ludzi, którzy umarli w mojej dziś sypialni, a wtedy tzw. "umieralni", sali szpitala, gdzie leżeli najciężej ranni" - wspominała Janda.
Po wojnie budynek przekształcono na szkołę. W swoim wpisie aktorka przywołała słowa księdza, który odwiedził ich w trakcie remontu posiadłości: "Po śmierci właścicielki, albo kupił to pierwszy sekretarz partii, albo to on kazał zburzyć mur, który państwo odtwarzają. Chyba mu chodziło o jakiś widok, czy coś takiego, że mu coś zasłania. Nie wiem. No potem, to jeszcze tu była melina, różnie. Rozejrzał się jeszcze raz po domu i powiedział, że przyjdzie poświęcić jak już wszystko będzie skończone".
Dzisiaj zabytkowa willa jest ostoją spokoju, do której chętnie zjeżdża rodzina Jandy. "Uwielbiamy ten dom. W niedzielę zdarza się, że do obiadu siada 18, 20 osób. Pokoje gościnne na strychu są często zajęte. Jest to dom przyjazny, gościnny, wesoły, wszyscy się w nim dobrze czują. To jest nasze miejsce na ziemi. Nie wyobrażamy sobie innego. Co roku chodzimy na grób pana Gruszczyńskiego. No i uratowaliśmy zabytek" - napisała aktorka na swojej stronie.