Krystyna Janda: Mówimy do kobiet i o kobietach!
Krystyna Janda, legenda polskiego teatru, kina i telewizji, opowiedziała nam, co skłoniło ją do udziału w nowym serialu TVN, co przeraża ją we współczesnej Polsce i które kobiety, według niej, w szczególności zasługują na miano siłaczek.
Marta Podczarska, Interia: W pani przebogatej filmografii seriale to stosunkowa rzadkość. Jeśli już bierze pani udział w tym gatunku telewizyjnym, musi to być coś wyjątkowego. Co takiego urzekło panią w "Królestwie kobiet"?
Krystyna Janda: - To przede wszystkim praca. Ale także nadzieja na zabawę, na przyjemny czas i zapomnienie. I to, że jest to historia o kobietach. Kręciłyśmy serial w najtrudniejszym czasie: dla Fundacji, dla Polski, dla wszystkich... Staraliśmy się bawić i sami dzięki temu się ratowaliśmy.
Tajemnicze imię i tajemnicza postać? Ineza, proszę opowiedzieć coś więcej o tej bohaterce.
- Zupełnie nie wiem, czemu noszę takie imię (śmiech), ale jak powiedział reżyser, mam w serialu uosabiać rozsądek.
Czarna komedia? Kryminał? Jak można określić gatunek, jakim jest serial? Czego może spodziewać się widz?
- To jest zlepek gatunków, jednak najbliżej mu do czarnej komedii. Świadczy o tym choćby zdanie, które ciągle powtarzamy: "Myśmy ich nie zabiły, myśmy ich tylko zakopały" (śmiech). Tam nie będzie ani jednego strzału, ani jednego pościgu czy prawdziwego bandyty. To wszystko jest zabawa!
Początkowa niechęć wszystkich bohaterek w miarę rozwoju akcji zaczyna zmieniać się w przyjaźń. Jakie będą łączyć was relacje?
- Przyjaźń z konieczności! A potem potrzeba wzajemnego zaufania i wzajemnej pomocy. Bohaterki, przez tego nieszczęsnego nieboszczyka, zostały postawione w tak trudnej sytuacji, zostawione z takim bagażem kłopotów i niespodzianek, że aby się z tego wywinąć, muszą się zaprzyjaźnić i sobie pomagać.
A prywatnie przyjaźni się pani z kobietami?
- No bardzo! Jestem otoczona przyjaciółkami, współpracownicami. W moim życiu jest wiele kobiet.
Jesteśmy w środku pandemii koronawirusa. Jak wyglądała praca przy serialu? Musieli się państwo badać? Jak pandemia zmieniła warunki pracy na planie?
- Przede wszystkim aktorzy byli regularnie badani. Ktoś z podwyższoną temperaturą w ogóle nie miał wstępu na plan, cała ekipa była w maseczkach, nieustannie trwała dezynfekcja nas, wnętrz czy kostiumów. My, grający, nie mieliśmy maseczek tylko wtedy, gdy ruszała kamera. Niemal każda produkcja filmowa ma teraz samochód, który jeździ do domów aktorów i robi badania. Mimo wszelkich starań i obostrzeń, co chwilę dowiadujemy się, że któryś z seriali staje z powodu zakażeń. Wszyscy się tego boją, bo jest to bardzo kosztowne.
Nawiązując do finansów, wielu aktorów narzeka na swoją sytuację finansową związaną z COVID-19. Pani ma swój teatr, który z pewnością też ucierpiał...
- W tej chwili zderzyliśmy się ze ścianą. Mamy straty w wysokości ok. 70 proc. przychodów, a ponosimy wszystkie koszty, płacimy pensje. Aktorzy, na szczęście, zgadzają się w najtrudniejszych momentach grać za 50 proc. wynagrodzenia. W Fundacji gra ok. 350 aktorów, trudno przy takiej liczbie osób nie spotkać się z zagrożeniem, więc co chwilę musimy odwoływać któryś ze spektakli, bo jest podejrzenie zachorowania, lub kontaktu z kimś chorym, nie ryzykujemy nigdy... Nie wiem, jak będzie dalej, jestem przerażona.
Czuje pani, że ma dosyć?
- Ciąży na mnie odpowiedzialność za duże przedsiębiorstwo, za ludzi i ich rodziny, za to, by ich nie zostawić w potrzebie. Nie zwolniłam podczas pandemii ani jednej osoby, co więcej, przyjęłam dwie! Pracowaliśmy od rana do rana, bo wszystko uległo zmianie. Mieliśmy zaplanowany repertuar na cały rok, sprzedane bilety do końca sierpnia, a w marcu przyszła pandemia. Mało który widz zdaje sobie sprawę, jak wielką pracę wykonujemy za kulisami, żeby te kilka spektakli mogło się odbyć, żeby ratować aktorów, którzy nie mają z czego żyć! Nasi aktorzy nie mają etatów, zarabiają tylko wtedy, kiedy grają, a mają dzieci, kredyty. We Francji, w Niemczech, aktorzy, śpiewacy operowi, muzycy dostali wynagrodzenie za wszystkie spektakle i koncerty, które się nie odbyły, u nas nie. Przychodzą do mnie aktorki, samotne matki, mają kilkoro dzieci i zagrały tylko jeden spektakl w lutym, dwa w marcu... Jak za to przeżyć?
Kiedy wrócimy do normalności, co będzie pierwszą rzeczą, jaką zrobi Krystyna Janda?
- Ja cały czas staram się żyć normalnie! Podczas pandemii mieliśmy już trzy premiery! Nie siedzimy z założonymi rękami, bo wiem, że jeśli nie będziemy dawali publiczności nowych rzeczy, to przestanie do nas przychodzić. Zaczęliśmy próby już w maju! Pracujemy, pracujemy, pracujemy, bez przerwy! Patrzę na to, co się dzieje dookoła, analizuję. Przewidujemy dwa, trzy scenariusze na styczeń, czego mam wrażenie dookoła nikt nie robi, szczególnie nasi rządzący!
Miałam pytać, co dla pani jest największą siłą kobiet, ale cała Krystyna Janda jest siłą!
- Mam dookoła siebie wiele kobiet, niektóre dźwigają ciężary nie do udźwignięcia. Kobiety, które wychowują niepełnosprawne dzieci. Kobiety, które są zostawione same sobie i przez mężów, i przez państwo... Koło mojego domu w Milanówku jest szkoła z "klasami życia". Ja widzę to na co dzień. To są siłaczki! Prawdziwe bohaterki! To jest siła!
Zauważa pani różnicę, że coraz więcej jest kobiet, właśnie tych siłaczek, na ekranie?
- Tak. U mnie w teatrze też. Dlatego, że to właśnie kobiety chodzą do teatru, oglądają filmy i seriale. Większa część publiczności to są kobiety, więc mówimy do nich i o nich!