W końcu przerwał milczenie. Cała prawda wyszła na jaw po latach

Niedawno minęło dwadzieścia lat od dnia, gdy Michał Milowicz z pompą otworzył własny klub muzyczny w centrum Warszawy. Aktor oczami wyobraźni widział Maskę, bo tak nazwał swój lokal, jako miejsce, w którym będzie można dobrze zjeść i nieźle się - w pozytywnym tego słowa znaczeniu - zabawić. Dziś żałuje. "Gastronomia to piekło. Spędziłem w nim 11 lat" - wyznaje.

Na przełomie XX i XXI wieku Michał Milowicz należał do grona najpopularniejszych gwiazd polskiego kina, teatru i telewizji. Ogromną sympatię widzów przyniosły mu role Cezarego Cwał-Wiśniewskiego w serialu "Lokatorzy" i Bolca w kultowej komedii "Chłopaki nie płaczą".

"W pewnym momencie poczułem się jak król świata" - żartował po latach w rozmowie z "Na żywo".

Myliłby się jednak ten, kto stwierdziłby, że 30-letniemu wtedy aktorowi sodówka uderzyła do głowy. Michał bardzo rozsądnie kierował swoją karierą i swoim życiem. Wiedząc, że aktorstwo to niepewny kawałek chleba, zaczął inwestować w przeróżne "interesy".

Reklama

Michał Milowicz: Budował apartamenty i prowadził modny klub

Mało kto pamięta, że Michał - będąc u szczytu kariery - został biznesmenem. Zajął się m.in. deweloperką, budował apartamenty na Gocławiu w stolicy i w podwarszawskim Piastowie.

Aktor dopiero po latach wyznał, że fakt, iż kieruje firmą deweloperską, miał ogromny wpływ na to, jak postrzegali go koledzy po fachu.

"Środowisko dowiedziało się o mojej firmie i pomyślało, że stałem się biznesmenem i nie mam już ochoty na granie i śpiewanie, co było kompletną nieprawdą" - wspominał w wywiadzie dla "Angory", dodając, że przestał po prostu dostawać propozycje nowych ról, a chodzić na castingi nie miał czasu.

"W tym czasie byłem też właścicielem klubu i restauracji Maska, co też mnie absorbowało. Klub zajmował mi mnóstwo czasu, który powinienem poświęcić na sprawy artystyczne" - tłumaczył Bohdanowi Gadomskiemu.

Maska była oczkiem w głowie Michała. Marzył, by stała się miejscem, w którym spotykać się będą różne światy - aktorzy z przedsiębiorcami, bankowcy z muzykami, "zwykli" ludzie z przedstawicielami tzw. high society. W Masce każdego roku odbywały się "Imieniny Katarzyny", których bohaterkami były sławne Kasie - Bujakiewicz, Skrzynecka czy Cichopek. Każdego dnia w klubie spotkać można było największe gwiazdy małego i dużego ekranu.

Michał Milowicz: Dopiero niedawno wyznał całą prawdę

Maska Michała Milowicza szybko stała się lokalem kultowym, jednym z najmodniejszych miejsc na gastronomiczno-kulturowej mapie Warszawy. Stała się też obiektem zainteresowania "szemranego" towarzystwa z półświatka.

Po 11 latach prowadzenia klubu i restauracji Michał nagle podjął decyzję o zwinięciu żagli, jak poetycko określił to w jednym z wywiadów.

"Cały czas czułem, że nie do tego się urodziłem. A przyszedłem na świat po to, żeby grać. Żeby dawać siebie ludziom. I w końcu zacząłem to realizować. Uważam, że trzeba dojrzeć do pewnych rzeczy, nabrać doświadczenia" - stwierdził w wywiadzie dla "NaTemat".

Tak naprawdę Michał Milowicz nie chciał opowiadać o Masce po pozbyciu się jej. Nikt nie wiedział, co sprawiło, że zrezygnował z prowadzenia klubu, który był jego wielką dumą. Dopiero niedawno, goszcząc w podcaście Żurnalisty, zdradził, jak to z Maską było.

"Odeszli moi dwaj wspólnicy, na ich miejsce przyszedł jeden i... tutaj już spuśćmy zasłonę milczenia. On w białych rękawiczkach wysadził mnie w powietrze, doprowadził do takiej sytuacji, że ja bym już grosza nie widział z tego klubu, a musiałbym tam być non-stop" - wyznał.

"A poza tym nowy wspólnik chciał zmienić charakter tego klubu na taki, który był dla mnie niedopuszczalny" - dodał.

Michał Milowicz: Rola ojca najpiękniejsza w życiu

Po zamknięciu Maski Michał skupił się na pracy artystycznej. Dziś znowu praktycznie nie schodzi z planów seriali i filmów - tylko w ciągu ostatnich 12 miesięcy mieliśmy okazję oglądać go w "Klanie", "Ojcu Mateuszu", "Teściach" i "Uroczysku". Kilka lat temu wyprodukował i wyreżyserował według własnego scenariusza film "Futro z misia", w którym zagrał też jedną z głównych ról.

Ostatnio aktor przyznał, że czasem zastanawia się, czy nie otworzyć lokalu podobnego do "starej, dobrej" Maski.

"Takie myśli nachodzą mnie, ale ja jednak nie... To jest naprawdę totalna harówa i trzeba tego dopilnowywać. Pańskie oko konia tuczy. Gastronomia to jest piekło - ja już przeszedłem 11 lat tego piekła" - powiedział Żurnaliście.

Teraz cały swój wolny od grania czas Michał poświęca synkowi - malutkiemu Maurycemu Aleksandrowi. Rolę ojca nazywa najpiękniejszą w życiu.

Źródło: AIM
Dowiedz się więcej na temat: Michał Milowicz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy