Samuel Palmer rozkochał w sobie tysiące Polek, ale miłość znalazł za oceanem
Gdy pod koniec 2007 roku do obsady emitowanych zaledwie od kilku miesięcy „Barw szczęścia” dołączył nikomu nieznany Samuel Palmer, Ilona Łepkowska stwierdziła, że ciemnoskóry przystojniak to jej „tajna broń”. Nie da się ukryć, że dzięki roli Sama Smitha 26-letni absolwent Harvardu stał się megagwiazdą... na chwilę. Niestety, jego kariera aktorska skończyła się wraz z 333. odcinkiem serialu, w którym grany przez niego bohater odebrał sobie życie. Jak potoczyły się losy Samuela?
Samuel Palmer - urodzony w Poznaniu syn Polki i Ghańczyka - od najmłodszych lat miał zadatki na artystę. Będąc dzieckiem, należał do zespołu pieśni i tańca Mała Wielkopolska, a jego specjalnością były polskie pieśni patriotyczne. Występował też w szkolnym teatrzyku, ale - pytany, kim chce być, jak dorośnie - deklarował, że... księgowym. Po maturze aplikował na wydział ekonomiczny Uniwersytetu Harvarda i został przyjęty.
Gdy opowiadał później o studiach w jednej z najlepszych uczelni na świecie, twierdził, że dostał się na ekonomię, bo po prostu bardzo tego chciał.
"Moja filozofia sprowadza się do prostego twierdzenia, że każdy jest kowalem własnego losu. Ja po prostu wziąłem swój los w swoje ręce" - opowiadał na łamach "Faktu".
Choć Samuel mógł zostać w Stanach, bo po studiach został wręcz zasypany ofertami pracy, zdecydował się na karierę w Polsce. W 2007 roku zgłosił się do "Szansy na sukces", brawurowo zaśpiewał "Za każdą cenę" z repertuaru Andrzeja Rybińskiego i wygrał odcinek, dzięki czemu mógł później zaśpiewać na scenie Sali Kongresowej. Niestety, jego wykonanie przeboju Andrzeja Piasecznego "Jeszcze bliżej" nie spodobało się ani publiczności, ani jurorom.
Pewnego dnia Samuel jeździł z kolegami na rolkach na warszawskich Polach Mokotowskich.
"Podeszło do mnie dwoje ludzi. Okazało się, że pracują w agencji aktorskiej. Zaprosili mnie na zdjęcia, bo chcieli mieć kogoś takiego, jak ja, w swoim banku twarzy" - wspominał.
Traf chciał, że twórcy "Barw szczęścia" szukali właśnie ciemnoskórego aktora do roli prawnika Sama. Samuel oczarował Ilonę Łepkowską, która postawiła sobie za punkt honoru zrobić z niego gwiazdę.
Jeszcze zanim pierwsze odcinki "Barw szczęścia" z jego udziałem trafiły do emisji, Samuel Palmer wygrał trzecią edycję show "Gwiazdy tańczą na lodzie" i dołączył do zespołu "Pytania na śniadanie". Kilka miesięcy później przyjął zaproszenie do udziału w programie Polsatu "Jak oni śpiewają" (zajął dziewiąte miejsce).
Brukowce sugerowały, że Samuel ma romans z Katarzyną Glinką, łączono go też z Anną Wendzikowską, z którą pojawił się na kilku imprezach. Pytany, czy miejsce w jego sercu jest zajęte, uparcie twierdził, że nie.
"Jestem singlem. Nie spotkałem jeszcze kobiety, która by mnie na tyle zafascynowała, dopełniała i inspirowała, bym chciał się związać z nią na stałe. Ale wierzę, że taką spotkam" - powiedział "Gali".
Samuel Palmer zdobył ogromną sympatię telewidzów, można zaryzykować stwierdzenie, że Polki wręcz oszalały na jego punkcie. Niestety, ciemnoskóry amant - choć w serialu radził sobie całkiem nieźle - nie sprawdził się w roli prezentera i dość szybko stracił posadę w "Pytaniu na śniadanie". Wkrótce potem wygaszono również jego wątek w "Barwach szczęścia".
Obrażony na cały świat celebryta zdecydował się szukać szczęścia i pracy za oceanem.
W 2013 roku Samuel na chwilę wrócił do Polski i pojawił się na ślubie swych przyjaciół - Katarzyny Zielińskiej i Wojciecha Domańskiego - a zaraz potem na dobre zniknął z oczu swym fankom znad Wisły, blokując im nawet dostęp do zdjęć, które publikuje na Instagramie.
Dziś były gwiazdor "Barw szczęścia" mieszka w Nowym Jorku i, przynajmniej na razie, nie zamierza wracać do Polski, a tym bardziej do polskiego show-biznesu. W Ameryce znalazł miłość. Jest zakochany i szczęśliwy.
Zobacz też:
Jada Pinkett Smith była o krok od samobójstwa. Planowała upozorować wypadek