Rolniczka przeżyła dramatyczne chwile. Nigdy o tym wcześniej nie wspominała
Agata Matuszewska z 11. edycji programu "Rolnik szuka żony" po raz kolejny musiała się tłumaczyć internautom. Dociekliwi widzowie zaczęli wypytywać rolniczkę o prawdziwy powód jej zachowania i niezbyt nowoczesnego wyglądu prowadzonego przez nią gospodarstwa. Kobieta zdecydowała się na opowiedzenie historii, której nie pokazano w produkcji.
Agata Matuszewska była jedną z uczestniczek 11. edycji programu "Rolnik szuka żony". Zabawna, gadatliwa i otwarta kobieta zyskała w sieci wielu zwolenników. Część widzów jednak momentami uznawało jej zachowanie i pobudki za kontrowersyjne. Chodziło przede wszystkim o to, że w ich oczach rolniczka zdecydowała się na udział w formacie wyłącznie w celu odnalezienia taniej siły roboczej do pracy przy domu.
Przypomnijmy, że na spotkanie z Agatą na początku programu przyjechała trójka mężczyzn. Na gospodarstwo kobieta zdecydowała się zaprosić dwóch z nich: Ireneusza i Mirosława. Z czasem wydawało się, że to z Irkiem uda jej się zbudować szczęśliwy związek. Niestety, rolniczka zakończyła program jako osoba samotna. Nadal jednak utrzymuje przyjacielskie relacje z oboma kandydatami. Podczas finału programu w studiu TVP zjawił się Mirek, który nie szczędził przykrych słów w kierunku internautów, którzy oceniają kobietę i zlecane przez nią obowiązki wyłącznie przez pryzmat tego, co zobaczyli w telewizji.
"Nie macie pojęcia o gospodarstwie" - mówił wtedy oburzony, stając w obronie Agaty.
Korzystanie z pomocy kandydatów nie było jedynym zarzutem internautów. Wielu z nich zwróciło uwagę na kiepski stan gospodarstwa. Szczególną uwagę przyciągnęły ciemne plamy na budynkach. Kobieta postanowiła wyjaśnić, co jest ich przyczyną.
Od zakończenia emisji 11. edycji "Rolnik szuka żony" Agata pozostaje w stałym kontakcie z widzami poprzez media społecznościowe. Postanowiła zatem wyjaśnić całą sprawę na swoim instagramowym koncie. Okazuje się, że tej historii nie pokazano w programie.
"Jakieś 13 lat temu przeszłam dwa podpalenia mojej gospodarki, stąd te czarne ślady" - wyznała.
Zamiast stawiać na modernizację, kobieta była zmuszona zadbać o podstawowe potrzeby i doprowadzenie gospodarstwa do stanu funkcjonalności:
"Tego nie było w programie i też nigdzie publicznie o tym nie wspominałam [...] Dlatego moje gospodarstwo tak wygląda, bo zamiast inwestować w modernizację, musiałam odnowić gospodarstwo na nowo, żeby nadawało się do pracy".
Zobacz też: Jakub Żulczyk dla Interii o "Wzgórzu psów". To historia częściowo inspirowana przeżyciami autora