Jako nastolatka olśniła gwiazdora. Niesłychane, co powiedział jej rodzicom
Joanna Trzepiecińska od najmłodszych lat miała zadatki na artystkę, ale jej rodzice wcale nie byli przekonani, że aktorstwo to dobry pomysł na życie. Woleli, żeby - jeśli koniecznie chce być "gwiazdą" - została pianistką. Kto wie, jak potoczyłyby się jej losy, gdyby nie... Jan Englert. To on przekonał państwa Trzepiecińskich, że ich córka ma talent i powinna zdawać do szkoły teatralnej.
Joanna Trzepiecińska miała zaledwie 5 lat, gdy rodzice zapisali ją do szkoły muzycznej. Uczyła się gry na fortepianie i na flecie, szkoliła też głos. W głębi serca jednak wcale nie chciała poświęcić życia muzyce, bo - jak wspomina - ciągnęło ją na scenę.
Aktorka do dziś przechowuje ogromną kolekcję tarcz szkolnych, które zebrał jej tata.
"Wymyślił kiedyś, żeby napisać w moim imieniu do wszystkich szkół muzycznych w Polsce i poprosić o tarcze. Na wysłanie listów wydał całą pensję, ale liczyła się pasja" - opowiadała "Gali".
Niezapomniana Alutka Kossoń z kultowej produkcji Polsatu "Rodzina zastępcza", pytana dziś o relację z nieżyjącym już ojcem, mówi, że była burzliwa.
"Ale bardzo się kochaliśmy... Gdy odszedł, zrozumiałam, że już nikt nigdy nie weźmie odpowiedzialności za moje wybory" - wyznała niedawno w rozmowie z "Vivą!".
Najbliżsi zawsze byli dla niej bardzo ważni. Do dzisiaj tak jest.
"Siostra mieszka w domu naprzeciwko mojego, a dwie ulice dalej jest mieszkanie mamy. Mama rządzi, ale łatwo się nie dajemy. Ma już swoje lata, a energię taką, że nas obie kładzie na łopatki" - żartuje aktorka.
Barbara Ogińska - mama Joanny i młodszej od niej o pięć lat Jowity - jest z wykształcenia farmaceutką, ale swoje życie poświęciła rodzinie.
"Tata pracował, ona zajmowała się nami i domem. Robiła to na bardzo wysokim poziomie: zawsze byłyśmy z siostrą schludnie ubrane, z kokardami, koronkowymi kołnierzykami. Lekcje odrobione, mąż wyprasowany, w domu ładnie i pachnąco" - wspominała w cytowanym już wywiadzie.
W Tomaszowie Mazowieckim, gdzie się urodziła i wychowała, wszyscy znali jej tatę - inżyniera, dyrektora kilku fabryk, szanowanego w mieście i... uwielbianego przez przyjaciół córek, bo zawsze miał dla nich dobre słowo czy jakiś żarcik. Znajomi Joanny ubóstwiali też ich mamę, która świetnie się czuła wśród młodzieży.
Rodzice mieli do Joanny ogromne zaufanie, a ona nigdy go nie zawiodła. Nawet w okresie nastoletniego buntu, wolała żyć z nimi w zgodzie, ale tak naprawdę po prostu nie miała się przeciw czemu buntować.
"Miałam swobodę, na wiele mi pozwalano, ale uczyłam się bardzo dobrze i nie było ze mną problemów" - powiedziała na łamach "Gali".
To, że powinna pomyśleć o aktorstwie, zasugerował jej rodzicom Jan Englert. Zasiadał w jury konkursu recytatorskiego, w którym, będąc już wtedy w trzeciej klasie liceum, brała udział.
Po jej występie sławny aktor powiedział państwu Trzepiecińskim, że ich córka olśniewa, stojąc na scenie, więc to chyba miejsce na niej. Dwa lata później Jan Englert - ówczesny dziekan wydziału aktorskiego warszawskiej PWST - osobiście wręczył Joannie indeks.
Joanna Trzepiecińska bardzo tęskni za tatą, którego już od kilku lat nie ma wśród żywych. Nie ma dnia, by o nim nie myślała. Wie, że byłby z niej dumny. Jak mama, która jest jej wielką fanką.
