Polska aktorka nie ma dobrych wspomnień. Musiała być twarda, by przetrwać

Marta Nieradkiewicz, której kariera zaczęła się od roli Julii Marczak w "Barwach szczęścia", bardzo długo przejmowała się tym, jak postrzegają ją i oceniają inni. Aktorka musiała poddać się terapii, by - jak mówi - "zbudować siebie" i pozbyć się wszystkich lęków. Dziś obawia się tylko o jedno - jak jej 7-letnia córka Jaśmina poradzi sobie w życiu.

Marta Nieradkiewicz nie kryje, że dopiero od niedawna potrafi cieszyć się tym, że jest zaliczana do grona najlepszych polskich aktorek swojego pokolenia. Kiedyś kompletnie nie wierzyła w siebie.

"Byłam bardzo lękową osobą, ciągle obawiającą się cudzej oceny" - wyznała w najnowszym wywiadzie.

"Na szczęście dzięki terapii, na której jestem już od jakiegoś czasu, udało mi się zbudować w środku siebie trzon, którego mogę się trzymać - poczucie własnej wartości" - powiedziała "Zwierciadłu", dodając, że już nie wstydzi się tego, kim jest.

Reklama

Marta Nieradkiewicz: Musiała być twarda, by przetrwać

Marta, którą na małym ekranie oglądaliśmy ostatnio jako Ingę w "Udarze", gra rolę za rolą i praktycznie nie schodzi z planu filmowego, ale ani na moment nie zapomina, że przede wszystkim jest mamą. Aktorka przygotowuje się właśnie do wyprawienia swej jedynaczki do szkoły.

"Denerwuję się, bo ona też się denerwuje. Wszyscy jej koledzy i koleżanki z przedszkola idą do tej samej szkoły, a ona nie. Ale była już na dniu otwartym w nowym miejscu i bardzo jej się podobało, więc liczę, że będzie dobrze" - stwierdziła w cytowanym już wywiadzie, opowiadając o Jaśminie.

Marta Nieradkiewicz codziennie rozmawia z córką na temat szkoły. Często opowiada jej o swoich szkolnych przygodach, ukrywając jednak, że z podstawówki wcale nie ma miłych wspomnień.

"W mojej szkole trzeba było być twardym, walczyć o swoje. Pamiętam jedno lanie od starszej koleżanki. Poszło o to, że zwróciłam jej uwagę podczas gry w kosza. Po meczu czekała na mnie pod salą" - zdradziła "Zwierciadłu".

"Podstawówka to była szkoła przetrwania, poligon" - dodała.

Chciała być matką "totalną", dziś wie, że to nie jest możliwe

Jaśmina to owoc związku Marty z Dawidem Ogrodnikiem. Aktorska para szła razem przez życie kilka lat, ale nie zdecydowała się na ślub.

"Żyjemy w czasach, w których odwlekamy życiowe decyzje, ponieważ nie chcemy dorosnąć. Sama tak czasem robię" - tłumaczyła aktorka w rozmowie z "Rewią".

Choć Marta i Dawid rozstali się, gdy ich córka miała zaledwie 2 lata, ciągle mają ze sobą dobry kontakt i dzielą się opieką nad Jaśminą. Obojgu zależy, by dziewczynka wiedziała, że jest kochana i bezpieczna.

"Moja córka zmieniła mi priorytety. Musiałam nauczyć się takiej miłości, której nie znałam do tej pory" - mówiła Marta Nieradkiewicz w rozmowie z reporterką TVN.

Aktorka przyznaje, że na początku bycia matką nie radziła sobie z tym wyzwaniem, bo... za bardzo się starała.

"Dziś już daję sobie więcej luzu. Robiłam wszystko, aby spełnić jakieś swoje wyobrażenie o macierzyństwie totalnym, a wieczorem padałam zmęczona, jakby mi odcięto prąd. Wciąż uczę się akceptować to, że nie trzeba oddać dziecku całej siebie, można czegoś nie wiedzieć, można czegoś nie umieć" - opowiadała "Pani".

Marta bardzo by chciała, aby Jaśmina nie bała się życia, żeby umiała cieszyć się tym, co da jej los, i w pełni akceptowała siebie. Ona długo tego nie potrafiła, ale dziś wie już, jak bardzo jest to ważne.

Źródło: AIM
Dowiedz się więcej na temat: Marta Nieradkiewicz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL