Stanisław Mikulski przez lata milczał. Ostatnia tajemnica Hansa Klossa
Stanisław Mikulski, niezapomniany Hans Kloss ze "Stawki większej niż życie", przez lata skrywał poruszające dramaty rodzinne. Dopiero w autobiografii ujawnił, że stracił dwóch synów i ukochaną żonę, co na zawsze zmieniło jego życie.
Stanisław Mikulski dla wielu był twarzą PRL-owskiej popkultury. Rola agenta Hansa Klossa dała mu nieśmiertelność w oczach widzów, ale też uwięziła w jednym wizerunku. Choć wydawał się ulubieńcem losu, w rzeczywistości jego życie naznaczone było serią osobistych dramatów, o których opowiedział dopiero pod koniec życia.
Gdy w 1965 roku Mikulski pojawił się na planie "Stawki większej niż życie", nie przypuszczał, że to właśnie ta rola uczyni z niego legendę. Przystojny agent J-23 szybko stał się idolem milionów widzów. Na Węgrzech tłum 100 tysięcy fanów zjawił się tylko po to, by zobaczyć go na żywo. W Mongolii otrzymał nawet dywan z własnym podobizną.
Ta ogromna popularność miała jednak swoją cenę. Aktor wspominał po latach, że nie miał chwili spokoju. "Wychodziłem na ulicę - zbiegowisko. Jechałem na urlop - zbiegowisko" - mówił. Popularność zaczęła go przytłaczać, a etykieta Klossa ograniczała mu zawodowe możliwości.
Mikulski trzy razy stawał na ślubnym kobiercu. Pierwszą żoną była śpiewaczka Wanda, z którą miał syna Piotra. Ich małżeństwo zakończyło się rozwodem po 12 latach, głównie z powodu jego nieobecności i życia w trasie. "Nie wiem, czy to była wina Wandy, czy moja. Tak się potoczyły nasze losy" - przyznał uczciwie w autobiografii.
Drugą żonę poznał na planie serialu, który uczynił go gwiazdą. Jadwiga Rutkiewicz, kostiumolog, zawładnęła jego sercem. Ich związek wydawał się spokojną przystanią. Niestety, los zgotował im dramat, z którym niewielu byłoby w stanie się pogodzić.
W 1972 roku przyszło na świat pierwsze dziecko Mikulskiego i Jadwigi. W autobiografii ujawnił, że w młodości zmagał się z ogromnym osobistym cierpieniem związanym z utratą dzieci, o czym przez dekady milczał. O tych zdarzeniach Mikulski nie mówił publicznie przez cztery dekady.
W połowie lat 70. u jego żony zdiagnozowano ziarnicę złośliwą. "Choroba postępowała. Czekała na mnie. Wiedziałem, że tracę ją kawałek po kawałku" - pisał z rozdzierającą szczerością. Po odejściu żony aktor przez długi czas pozostawał wycofany z życia publicznego, zmagając się z bolesnymi wspomnieniami.
Dopiero trzy lata później, w Moskwie, gdzie pracował jako dyrektor Ośrodka Informacji i Kultury Polskiej, poznał Małgorzatę Błoch-Wiśniewską. Młodsza o 23 lata nauczycielka muzyki samotnie wychowywała córeczkę Kasię. "To była nagroda za wszystko, co złego mnie w życiu spotkało" - mówił o tej relacji.
Ich związek przywrócił mu radość życia. Po powrocie do Warszawy stworzyli ciepły dom, a Mikulski na nowo nauczył się odpoczywać, śmiać i cieszyć zwyczajnością. O jego nowym etapie życia mówiło się znacznie mniej - i tak, jak chciał, tym razem zachował prywatność.
W 2013 roku media po raz pierwszy doniosły o problemach zdrowotnych aktora. Odwołał spotkania promujące swoją autobiografię i trafił do szpitala z powodu bólu kręgosłupa. "To grzechy młodości. Cztery chałupy budowałem, sam, więc boli mnie od roboty" - żartował jeszcze wtedy.
Prawda była jednak inna. Mikulski chorował na nowotwór, ale wiedziała o tym tylko najbliższa rodzina. Odszedł 27 listopada 2014 roku, spokojnie, we śnie, otoczony bliskimi. "Umarł bardzo godnie" - wspominał jego przyjaciel i współautor książki, Krzysztof Genczlewski.
Ceremonia pogrzebowa odbyła się 5 grudnia na Powązkach Wojskowych. Wśród żegnających go osób znaleźli się syn Piotr, wnuki, przyjaciele z branży filmowej i teatralnej - m.in. Emil Karewicz i Teresa Lipowska. Urna z prochami aktora została pochowana zaledwie kilka kroków od grobu jego ukochanej Jadwigi.