Marian Dziędziel nie gryzie się w język. Krytykuje aktorów bez wykształcenia
Marian Dziędziel w ostatniej rozmowie z "Super Expressem" nie krył zdenerwowania w związku z coraz częstszymi występami w filmach aktorów-amatorów. Co o takich osobach sądzi legenda polskiego kina?
Marian Dziędziel to jeden z najwybitniejszych aktorów w Polsce. Stworzył wiele znakomitych kreacji m.in. w takich filmach, jak "Dom zły", "Kret", "Wymyk" czy "Moje córki krowy".
Sporą popularność przyniosła mu rola w "Weselu" (2003) Wojciecha Smarzowskiego, za którą otrzymał Orła oraz nagrodę za pierwszoplanową rolę męską podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Od ponad 48 lat występuje na deskach teatrów, gdzie również kreuje legendarne postacie.
W ostatnim czasie Dziędziel został zapytany o coraz częstszy przypadek aktorów, którzy występują w filmach bez ukończenia specjalnych szkół zawodowych. Jego bezpośrednia odpowiedź może się niektórym nie spodobać:
"Niech se grają. Żal duszę ściska, serce boleść czuje, jak się na to patrzy, ale cóż? Grają... Niektórzy z prawdziwym talentem jakoś tam funkcjonują na tym planie, na ekranie czy nawet czasem na scenie" - mówił w wywiadzie z "Super Expressem".
Ostatecznie aktor uważa, że każdy powinien robić to, co uważa za słuszne:
"Amator w kinie nieraz jest pozytywną sytuacją. Ale wydaje mi się, że na dłuższą metę to się rzadko kiedy udaje. Ale każdy ma prawo robić, co chce, że tak powiem. A z jakim skutkiem? To już przemilczę".
W maju tego roku podczas festiwalu "Kino na Granicy" Dziędziel doczekał się swojej retrospektywy. W rozmowie z Anią Kempys z Interii przyznał, co poradziłby adeptom aktorstwa:
"Powiedziałbym: Ucz się i pracuj. Często się śmiejemy, kiedy mówimy: 'Ucz się ucz, bo nauka to potęgi klucz. A jak zbierzesz dużo kluczy, to zostaniesz woźnym' [śmiech - red.]. Ale zagrać woźnego w "Hamlecie" u Szekspira to też jest ważna sprawa".
Zobacz też: Robert Gonera znów jest zadowolony z życia. Brakuje mu tylko jednego