Małgorzata Pieczyńska: Miała za sobą nieudane małżeństwo. On przywrócił jej wiarę w miłość
Małgorzata Pieczyńska, czyli Aleksandra Chodakowska z „M jak miłość”, miała już za sobą nieudane małżeństwo, gdy poznała mężczyznę, który przywrócił jej wiarę w miłość i uczynił naprawdę szczęśliwą. U boku Gabriela Wróblewskiego aktorka idzie przez życie już ponad 35 lat. Pytana o receptę na udane małżeństwo, bez wahania mówi, że trzeba dbać, by w związku nie pojawiła się nuda!
Małgorzata Pieczyńska poznała Gabriela Wróblewskiego w 1986 roku podczas szwedzkiej premiery filmu "Jezioro Bodeńskie" Janusza Zaorskiego. Pokaz odbywał się w sztokholmskim Instytucie Filmowym.
- Janusz podszedł do mnie w pewnym momencie w towarzystwie bardzo przystojnego mężczyzny i powiedział: "Teraz reżyseruję twoje życie prywatne" - opowiadała aktorka "Echu Dnia".
- Przedstawił mi Gabrysia, swojego przyjaciela, a ja po prostu zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia - wspomina.
Małgorzata miała już wtedy na koncie wiele różnych ról teatralnych i filmowych, ale nie była szczęśliwa jako kobieta. Pierwszy mąż - aktor Andrzej Pieczyński odszedł od niej i założył nową rodzinę. Została sama...
- Bardzo chciałam, by życie obsadziło mnie w wymarzonej przeze mnie roli żony i matki. Modliłam się o to - cytuje jej słowa "Dobry Tydzień".
- Musiałam wyjechać do Szwecji, żeby moje marzenia się spełniły - mówi gwiazda "M jak miłość".
Gabriel Wróblewski wyemigrował z Polski wiele lat wcześniej. W Szwecji prowadził własną firmę budowlaną, nieźle mu się powodziło, a do szczęścia brakowało mu tylko mądrej, kochającej, zaradnej kobiety u boku. Nie podejrzewał, że zwiąże się z krajanką, którą pozna przypadkiem w swej nowej ojczyźnie. W Małgorzacie od razu zobaczył idealną kandydatkę na życiową partnerkę, dziewczynę ze swoich snów, więc - aby mu nie uciekła - już na pierwszej randce poprosił ją o rękę.
- Oboje wyszliśmy z poprzednich związków poranieni, baliśmy się próbować czegoś nowego, ale zaryzykowaliśmy. Zaczęliśmy od omówienia... problemów, a potem już jakoś poszło - opowiadała aktorka w rozmowie z "Panią".
Małgorzata Pieczyńska na początku nie chciała zostawać w Sztokholmie na stałe. W Polsce miała pracę, była ceniona i popularna. Wahała się, czy zostawić wszystko, na co pracowała kilka lat, ale uznała, że miłość jest ważniejsza. Kiedy w 1989 roku na świecie pojawił się Victor, oboje rodzice wprost oszaleli na punkcie syna. Dla Małgorzaty stał się najważniejszym mężczyzną na świecie.
- Dzień, w którym go urodziłam, był najszczęśliwszy w moim życiu - mówi.
Był moment, kiedy Gabriel Wróblewski poczuł się odstawiony na boczny tor, ale szczęście ukochanej zawsze było dla niego priorytetem. Gotów był uchylić jej nieba, byle ciągle widzieć na jej twarzy uśmiech. Cierpiał, gdy leciała do Polski do pracy, tęsknił, ale...
- Gabryś chyba nie chciałby mieć żony, która na co dzień tylko czeka z zupą. Doskonale wie, że praca jest i będzie dla mnie ważna - powiedziała Małgorzata Pieczyńska "Gali".
- Zresztą, staramy się, o ile to możliwe, nie rozstawać się na dłużej niż dwa tygodnie - dodała.
Tylko raz - dwa i pół roku temu - ich związek poważnie zachwiał się w posadach... Małgorzata przyleciała akurat do Warszawy na plan serialu "M jak miłość", gdy wybuchła pandemia. Aktorka zdecydowała się zostać w Polsce, by zająć się schorowanym 87-letnim tatą. Kiedy postanowiła zabrać go do Szwecji, został ogłoszony światowy lockdown. Nikt nie wiedział, jak długo potrwa...
- Utknęłam tutaj, Gabryś był tam. Odległość potrafi zabić nawet największe uczucie - mówi aktorka.
Gabriel Wróblewski odchodził ponoć od zmysłów, siedząc samotnie w domu w Sztokholmie. Bał się nie tylko o żonę, ale też o syna, który od pewnego czasu mieszkał w Salwadorze, gdzie pracował w sierocińcu i zajmował się porzuconymi przez rodziców dziećmi.
Koronawirus wystawił ich małżeństwo na poważną próbę.
- Nie wiem, jak długo dalibyśmy radę być razem i kochać się... on line - wyznała niedawno.
Dziś państwo Wróblewscy (kilkanaście miesięcy temu zostali dziadkami - ich syn w lipcu 2021 roku powitał na świecie córkę Zosię) niemal każdą wolną chwilę spędzają w swym domu w lesie nad jeziorem położonym kilkanaście kilometrów od Sztokholmu.
- Na wsi jestem najszczęśliwsza - deklaruje Małgorzata Pieczyńska.
- Tu mam prawdziwe życie: piekę chleb, robię soki, urządzam przyjęcia dla przyjaciół - mówi.
Aktorka i jej mąż, oboje wychowani w katolickich rodzinach, starają się w protestanckiej Szwecji kultywować tradycje religijne wyniesione ze swych domów. W Boże Narodzenie na ich wigilijnym stole stoi dwanaście potraw, a w domu stoi ogromna choinka i rozbrzmiewają kolędy. Polską tradycję grudniowych świąt aktorka poszerzyła o niektóre zwyczaje szwedzkie.
- W oknach zawieszam "szybki" z żelatyny, dom przystrajam wypieczonymi z piernika ludzikami i zwierzętami oraz ozdobami z pachnącego marcepanu, migdałów i lasek cynamonu - opowiada.
Małgorzata Pieczyńska, gdy ktoś pyta ją o receptę na małżeńskie szczęście, odpowiada, że nie ma żadnych uniwersalnych reguł na udane życie we dwoje.
- Znalezienie odpowiedniego partnera to nie wszystko. Najważniejsze, by nie zabijać wspólnych marzeń i pasji. I żeby nigdy się razem nie nudzić - dodaje.
Zobacz też:
Wiktoria Gąsiewska: Fani krytykują jej nowy związek? Aktorka odpowiedziała
Mikołaj, Aniołek albo... dom z piernika. Tak świętują polskie gwiazdy
Joanna Opozda szczerze o depresji, terapii i chorobie syna. "Byłam w tym kompletnie sama"