Małgorzata Braunek poświęciła wiele dla miłości. Nic oprócz niej się dla niej nie liczyło
Małgorzata Braunek, czyli niezapomniana Basia Jabłonowska z mazurskiej sagi „Nad rozlewiskiem” i Izabela Łęcka z „Lalki”, była u szczytu sławy, gdy nagle zdecydowała się porzucić aktorstwo i udać w wielomiesięczną podróż do Azji. Namówił ją na to Andrzej Krajewski, którego nazywała miłością swojego życia. Dla ukochanego mężczyzny gotowa była na wszystko...
Pod koniec lat 70. ubiegłego wieku Małgorzata Braunek była jedną z największych polskich gwiazd. Role Oleńki Billewiczówny w "Potopie" i Izabeli Łęckiej w "Lalce" dały jej popularność, o jakiej jej koleżanki po fachu mogły tylko marzyć. A ona marzyła tylko o jednym - żeby musieć już nigdy wracać do pracy na planie!
Małgorzata Braunek miała szansę na międzynarodową karierę, ale wybrała miłość. Andrzej Krajewski - przystojny hipis, dla którego straciła głowę - namówił ją, by pojechała z nim do Azji.
Jeszcze w trakcie trwania zdjęć do "Lalki" Małgorzata Braunek zdecydowała, że nie chce być - to jej określenie - niewolnicą aktorstwa.
"Chciałam jak najszybciej wyzwolić się z tego życia, uciec z Andrzejem na koniec świata, po prostu zniknąć" - wspominała w jednym ze swych ostatnich wywiadów.
Po "Lalce" zagrała jeszcze w bułgarskim filmie "Nocna kąpiel", co wspominała jako gehennę, a potem na prawie ćwierć wieku zniknęła z ekranu. Po latach mówiła, że bez wahania porzuciła karierę dla mężczyzny i nigdy ani przez chwilę nie żałowała tego kroku.
Małgorzata Braunek do końca życia pamiętała, jak wyglądał i w co był ubrany Andrzej w dniu, kiedy rok po zagraniu Oleńki w "Potopie" po raz pierwszy zobaczyła go podczas kolacji u ich wspólnego znajomego, pisarza Michała Wyszomirskiego.
Aktorka zakochała się w Andrzeju od pierwszego wejrzenia, jak mówiła, miłością bezwarunkową. On, człowiek na stałe mieszkający w Szwecji, nie wiedział, że piękna dziewczyna, którą właśnie poznał, jest w Polsce gwiazdą. Fakt, że jej nie rozpoznał, zrobiło na niej piorunujące wrażenie. Miała już za sobą dwa nieudane małżeństwa, wychowywała syna Xawerego ze związku z Andrzejem Żuławskim, ale rzuciła się ramiona nowo poznanego mężczyzny. Czuła, że tylko u jego boku odnajdzie prawdziwe szczęście.
"Mieliśmy świadomość, że nasza miłość będzie wymagała poświęceń, bo oboje nie byliśmy wtedy wolni, ale zaryzykowaliśmy i dziś, po latach, wiemy, że było warto" - wyznała przed śmiercią.
Podczas podróży z ukochanym do Azji Małgorzata Braunek zrozumiała, że najważniejsze w życiu jest po prostu życie. Zafascynowała się filozofią zen i buddyzmem. Opowiadała potem, że razem z Andrzejem słuchała modnych wtedy Doorsów, czytała hinduskie książki filozoficzne i marzyła, by zmieniać świat.
Małgorzata Braunek, zauroczona opowieściami Andrzeja Krajewskiego o Dalekim Wschodzie, w jednej chwili zdecydowała się wyjechać z nim do krajów, które dotąd znała tylko z atlasu i przewodników. Przemierzyli razem Afganistan, Pakistan i Indie.
Po powrocie do Polski Małgorzata zapraszała przyjaciół i przyrządzała dla nich hinduskie potrawy z ogromną ilością garam masali i curry, paliła kadzidełka, dekorowała dom hinduskimi materiałami i marzyła, by znów wyjechać.
Małgorzata Braunek i Andrzej Krajewski pobrali się przed swoją kolejną wyprawą do Indii, ale twierdzą, że wcale nie chcieli tego robić.
Małgorzata i Andrzej bardzo długo starali się o dziecko. Orina - ich córka - przyszła na świat dopiero w dwunastym roku ich związku. Kiedy Małgorzata Braunek była w piątym miesiącu ciąży, osobiście poznała Dalajlamę przebywającego w Dharamsali, stolicy Tybetańczyków na uchodźstwie. To spotkanie uważała za najważniejsze w swoim życiu. Odwiedziła też mieszkającą w Indiach słynną tybetańską lekarkę, od której dowiedziała się, że urodzi chłopca.
"Bardzo się cieszę, że to jednak jest dziewczynka" - żartowała, gdy Orina była już na świecie.
Przez pierwsze 6 miesięcy życia córki państwo Krajewscy nie mogli się zdecydować, jak dać jej na imię i nazywali ją po prostu Dziewczynką. W końcu uznali, że imię Orina, czyli po hebrajsku Oświecona Miłość, najbardziej pasuje do ich dziecka. Andrzej Krajewski miał duży problem, kiedy poszedł do USC zarejestrować córkę. Musiał bardzo długo przekonywać urzędniczkę, by zgodziła się na nadanie jego dziecku imienia, którego nie było w żadnych rejestrach i spisach.
***
Andrzej Krajewski był pierwszą osobą, której Małgorzata Braunek powiedziała o swojej chorobie. Był przy niej do ostatniej chwili. Prochy zmarłej na raka 23 czerwca 2014 roku żony rozsypał w jej ukochanych miejscach w Azji. Wciąż nie może się pogodzić z tym, że odeszła.
Zobacz też:
Paweł Deląg przerwał milczenie na temat swojej orientacji po aferze z Jakimowiczem
Zwrot w sprawie pobicia Marcina Bosaka. Jest akt oskarżenia
Timothée Chalamet i Kylie Jenner się rozstali? Zdementowano wszelkie plotki
Nowości Polsat Box Go jesień 2023. Ten serial wciągnie cię od pierwszego odcinka!