Magdalena Stużyńska: Ulubienica widzów cudem uniknęła śmierci. Przyjęła namaszczenie chorych
Magdalena Stużyńska, czyli Anka Strzelecka z "Przyjaciółek" i niezapomniana Marcysia ze "Złotopolskich", od lat jest ulubienicą widzów. Niewiele osób jednak wie, że w drodze na szczyt gwiazda musiała zmierzyć się z licznymi przeciwnościami losu.
Magdalena Stużyńska urodziła się w Giżycku, ale dzieciństwo spędziła w Warszawie. Aktorstwem zaczęła się interesować w szkole. "Miałam fantastyczną wychowawczynię - polonistkę, patriotkę i harcerkę Szarych Szeregów. Zachęcała mnie do występów w akademiach i przydzielała duże role. Umiała zaszczepić w nas miłość do literatury, teatru, poezji. Dzięki niej odkryłam, jaką przyjemność sprawia mi występowanie na scenie. Namówiła mnie również do udziału w konkursie recytatorskim ‘Warszawska Syrenka’. Cisza, która zapanowała po tym, jak wyrecytowałam wiersz Juliana Tuwima, okazała się wspaniałym, wręcz uzależniającym uczuciem. To wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że chciałabym zostać aktorką" - wspominała w rozmowie z "Tele Tygodniem".
W liceum Stużyńska solidnie przygotowywała się do egzaminów do szkoły aktorskiej. Aby nabierać doświadczenia zgłosiła się do ogniska teatralnego przy Teatrze Ochoty i już jako nastolatka miała za sobą debiut na deskach teatralnych. W wieku 15 lat wystąpiła w spektaklu teatralnym "Eksperyment" w reżyserii Haliny Machulskiej. Rok później zadebiutowała na dużym ekranie w filmie "Brama do raju" w reżyserii Ryszarda Mocha. Zagrała narkomankę. Po maturze zdała do szkoły teatralnej, jednak bardzo szybko z niej ją... wyrzucono.
"Pewnie było nas za dużo. Razem ze mną wyleciały jeszcze cztery inne osoby. Był to dla mnie wielki szok, bo nigdy nie usłyszałam pod swoim adresem nawet jednego złego słowa. Przeciwnie, chwalono mnie. Przeżyłam dramat, kiedy zostałam wyrzucona z uczelni, bo aktorstwo było moim wielkim marzeniem i właściwie wszystko, co robiłam, miało służyć jego realizacji" - wspominała w wywiadzie.
Stużyńska nie zamierzała się jednak poddać. Chodziła na castingi i zdobywała role. W 1997 roku zdała eksternistyczny egzamin aktorski. Studiowała też zaocznie na Wydziale Wiedzy o Teatrze na uczelni, z której wcześniej została wyrzucona. Mimo początkowych trudności jej kariera zaczęła rozwijać się w zawrotnym tempie. W latach 90. zagrała m.in. Danusię w serialu "Dom" i rozpoczęła pracę przy produkcji, która przyniosła jej ogólnopolską rozpoznawalność. W "Złotopolskich" wcieliła się w Marcysię i pokochały ją miliony.
Magdalena Stużyńska nie ukrywa, że najważniejszą rolą jest dla niej rola matki. Prywatnie związana jest z Łukaszem Brauerem, z którym wychowują dwóch synów. Miała 23 lata, gdy na planie kultowego "Domu" poznała młodego współpracownika scenografa, Łukasza Brauera. Była świeżo upieczoną absolwentką Wydziału Wiedzy o Teatrze warszawskiej Akademii Teatralnej i przygotowywała się do eksternistycznego egzaminu aktorskiego, gdy straciła dla Łukasza głowę, a on odwzajemnił jej uczucie.
Niedługo po tym, jak los postawił Brauera na jej drodze, aktorka dostała rolę Marcysi Biernackiej w "Złotopolskich" i niemal z dnia na dzień zdobyła popularność, o jakiej wcześniej - grając epizody i drugoplanowe rólki w serialach i spektaklach telewizyjnych - nawet nie śmiała marzyć. Pod koniec lat 90. nieliczne jeszcze wtedy plotkarskie media próbowały za wszelką cenę zdobyć jakiekolwiek informacje na temat życia prywatnego aktorki. Aktorka kategorycznie i z żelazną konsekwencją odmawiała opowiadania w wywiadach o tym, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami jej mieszkania.
Magdalena Stużyńska i Łukasz Brauer w przyszłym roku świętować będą srebrne gody, a wciąż są w sobie zakochani tak samo, jak wtedy, gdy wyruszali we wspólną podróż przez życie. Mąż gwiazdy "Przyjaciółek" to doskonale znany w branży filmowej rekwizytor. Cieszy się opinią człowieka mającego niezwykły dar do "wygrzebywania spod ziemi" niezwykłych, pięknych przedmiotów, które potem wykorzystywane są w reklamach czy filmach. Jego rekwizyty "zagrały" m.in. w 2-częściowym hicie Netflixa "Poskromienie złośnicy", filmach "Szczęścia chodzą parami" i "Baby Blues", fabularyzowanych dokumentach z cyklu "Portrety wojenne" oraz serialu "Wrzuć na luuuz".
Dobrze rozwijająca się kariera aktorki stanęła pod znakiem zapytania, gdy w 2010 roku zachorowała na grypę. Magdalena Stużyńska doskonale pamięta, jak po przechorowaniu grypy trafiła w naprawdę złym stanie do szpitala, a lekarze kompletnie nie mieli pomysłu, jak jej pomóc. Aplikowane jej leki nie działały tak, jak powinny, a samopoczucie aktorki z dnia na dzień stawało się coraz gorsze. W końcu - pewna, że jej życie dobiega końca - poprosiła czuwającego przy jej łóżku męża, żeby sprowadził do niej księdza. Uznała, że musi przyjąć sakrament namaszczenia chorych, by przygotować się na spotkanie z Bogiem.
Aktorka zdecydowała się poprosić swoich bliskich znajomych, związanych z Kościołem, by żarliwie się za nią pomodlili. "Dzięki nim doświadczyłam cudu" - wspominała w rozmowie z magazynem "Ludzie i wiara". Ona sama również zdecydowała się powierzyć swoją sprawę Bogu. W krytycznym momencie przyjęła sakrament namaszczenia chorych i czekała na poprawę. Zmiany przyszły nagle i niespodziewanie - choroba zaczęła odpuszczać. "Kiedy go otrzymałam, wyniki radykalnie się poprawiły. Ale czy to był cud? Musiałaby ustalić specjalna komisja. Natomiast z pewnością sakrament przyniósł mi spokój ducha, oddalił lęk" - wyznała Magdalena Stużyńska w rozmowie z magazynem "Ludzie i Wiara".
Odtwórczyni roli Anki Strzeleckiej w serialowym hicie Polsatu "Przyjaciółki" daleka jest od roszczeniowej postawy wobec Boga. "Dobra modlitwa nie polega na tym, żeby Bóg realizował mój scenariusz. Ona ma mi pomóc zrozumieć scenariusz, jaki przygotował dla mnie Bóg. Podczas rozmowy z Panem Bogiem przyglądam się swojemu życiu, staram się rozpoznać to, czego On ode mnie oczekuje" - wyznała na łamach "Małego gościa niedzielnego".