Jan Ciszewski: Najpopularniejszy polski komentator sportowy uwielbiał hazard!
Jan Ciszewski był jednym z najbardziej lubianych komentatorów sportowych w historii Telewizji Polskiej. Jego głos znali wszyscy Polacy, bo kojarzył się z największymi sukcesami naszych piłkarzy! Nazywano go nawet gwarantem sukcesu, bo mecze, które komentował, Biało-Czerwoni po prostu wygrywali. Niestety, dziennikarz miał też sporo za uszami... Pieniądze, które zarabiał, od razu przepuszczał na wyścigach konnych i przy karcianym stoliku. Był uzależniony od hazardu!
Jan Ciszewski od dziecka marzył o karierze żużlowca, ale - niestety - mając dziesięć lat doznał poważnej kontuzji podczas wypadku motocyklowego... Groziła mu amputacja nogi, ale dzięki kilku operacjom, protezie i długiej rehabilitacji zdołano mu ją uratować. Prawa noga, krótsza od lewej o 12 centymetrów, stała się jego przekleństwem. "Defekt" uniemożliwił mu uprawianie sportu, ale nie przeszkadzał w opowiadaniu o nim.
Jan Ciszewski był już 40-latkiem i świetnie znanym komentatorem sportowym, gdy zdecydował się przystąpić do matury. Zdał ją eksternistycznie w Ekonomicznym Technikum Energetycznym dla Pracujących.
- Dla kibiców Janek był gwarantem sukcesu. Panowało powszechne przekonanie, że gdy ja zapowiem mecz piłkarzy, a Janek skomentuje ich rywalizację, to sukces mamy zapewniony - wspominała Krystyna Loska, która z Ciszewskim przez kilka lat pracowała najpierw w regionalnym oddziale TVP w Katowicach, a później w Warszawie.
Tylko nieliczni fani piłki nożnej wiedzieli, że członkowie narodowej kadry traktowali go jak swojego guru. Każdy nowy zawodnik musiał wkupić się w jego łaski! Włodzimierz Smolarek opowiadał, że gdy dostał powołanie do reprezentacji, przekonał go do siebie... markowym koniakiem ze sklepu wolnocłowego. Grzegorz Lato z kolei wspominał, że kiedyś podpadł Ciszewskiemu i ten zapowiedział mu, że ani razu nie wymieni jego nazwiska w relacji z kolejnego meczu, choćby... strzelił gola. I słowa dotrzymał.
Jan Ciszewski zawsze latał na mecze z drużyną, spał w tych samych hotelach co piłkarze, jadł w tych samych restauracjach. Tajemnicą poliszynela było, że uprawiał hazard i przepuszczał fortunę na wyścigach konnych i przy karcianym stoliku. Tylko jego najbliżsi przyjaciele wiedzieli, że często gra... nie za swoje. Zadłużał się u ludzi z różnych sfer, którzy potem zjawiali się w redakcjach, gdzie pracował, by odzyskać swoje pieniądze. Właśnie dlatego w 1958 roku zwolniono go z Radia Katowice, a później - w 1962 roku - zawieszono na dwa lata!
Na szczęście hazard nie zawładnął całkowicie życiem Jana Ciszewskiego. Córka komentatora, Joanna Ciszewska (mistrzyni świata w kolarstwie górskim 12h), wyznała po jego śmierci, że tak naprawdę wcale nie był hazardzistą.
- Grał, bo lubił. Doskonale nad tym panował. Nigdy nie zdarzyło się, żeby z tego tytułu wynikały jakieś problemy - broniła ojca w wywiadzie, w którym zdementowała też plotki, że Jan Ciszewski nadużywał alkoholu.
- Nikt nigdy nie widział go pijanego. Lubił różne alkohole - od likierów przez whisky, aż do cavy. Był koneserem - stwierdziła.
Jedyna córka Jana Ciszewskiego jest owocem trzeciego małżeństwa komentatora. Pierwsza i druga żona nie wytrzymały tego, że był w ciągłych delegacjach... Odeszły. Dopiero Krystyna Ciszewska okazała się kobietą jego życia. Pod jej wpływem (była lekarzem) przestał palić, skończył też z objadaniem się, zrezygnował z niezdrowego trybu życia. Kiedy zachorował, była przy nim do ostatnich chwil.
W 1982 roku Jan Ciszewski odbył swą ostatnią służbową podróż. Był już bardzo chory, gdy relacjonował mecze rozgrywane podczas mundialu w Hiszpanii. Cukrzyca i marskość wątroby doskwierały mu tak bardzo, że musiał faszerować się morfiną, by nie wyć z bólu.
Antoni Piechniczek - ówczesny trener polskiej drużyny narodowej - wyznał na łamach swej książki, że po powrocie do Polski Ciszewskiego z lotniska zabrała karetka, co później zdementowała Krystyna Ciszewska, twierdząc, że osobiście odebrała męża z Okęcia.
W ostatnim wywiadzie Jan Ciszewski powiedział, że nie rzuci w wieku 52 lat tego, co jest jego największą pasją i daje mu największą radość. W sierpniu 1982 roku napisał w "Przeglądzie sportowym", że nie zamierza przechodzić na emeryturę. Trzy miesiące później już nie żył...
Dopiero po śmierci Jana Ciszewskiego (odszedł 12 listopada 1982 roku) wyszło na jaw, że PRL-owskie służby bezpieczeństwa szantażowały go. W latach 60. i 70. ubiegłego wieku, gdy święcił największe triumfy jako komentator i jednocześnie nie stronił od hazardu, gra w pokera na pieniądze była w Polsce zakazana i można było trafić do więzienia, jeśli zostało się na niej złapanym. Wykorzystano to, by nakłonić go do donoszenia na sportowców. Dostał pseudonim "Sprawozdawca". Przez wiele lat był
uwikłany w kontakty z SB, ale w znajdującej się w IPN teczce dziennikarza nie ma jednak podpisanego przez niego zobowiązania do współpracy, a z notatek oficera prowadzącego jego sprawę wynika, że w stosunku do SB był nieszczery, a więc... mało przydatny jako tajny współpracownik.
W tym roku przypada 20. rocznica jego śmierci. Zmarł na raka 12 listopada 1982 roku. Miał zaledwie 52 lata. Do dziś pozostaje niedościgłym wzorem komentatora sportowego. Nikt nie opowiada o sporcie z taką pasją, z jaką opowiadał on...
Zobacz też:
Jan Suzin: Na Woronicza uważano go za... dziwoląga!
Anna Wanda Głębocka: Dlaczego spikerka odeszła z TVP?