Schuchardt o swojej przemianie: 50 kilogramów różnicy między rolami!
Tomasz Schuchardt, znany jako Bartłomiej Dworak ze "Skazanej" oraz Stefan Jassiej z "Rojst. Millenium", dorastał w Sobowidzu na Pomorzu. W młodości wstydził się swojego pochodzenia i często kłamał, że pochodzi z Gdańska. "Już jako licealista przeżyłem etap absolutnego wyparcia swojego pochodzenia" – przyznał w wywiadzie.
Tomasz Schuchardt to bez wątpienia jeden z najzdolniejszych aktorów swojego pokolenia w Polsce. Już za swoją pierwszą główną rolę w filmie "Chrzest" Marcina Wrony otrzymał nagrodę za najlepszą kreację aktorską na Festiwalu Filmowym w Gdyni. Wyróżniono go również nagrodą za debiut sceniczny. Niedawno zdobył prestiżowego Orła, ale nie pojawił się osobiście na gali Polskich Nagród Filmowych, ponieważ wolał spędzić czas z 7-letnią córką.
"Blask fleszy to nie moja bajka. Są ludzie do tego stworzeni, ja mam z tym problem. Od trzech lat przechodzę przemianę życiową i jeszcze nie poukładałem się ze sobą. Chodzę na terapię" - wyjaśnił w najnowszym wywiadzie dla "Twojego Stylu".
Jeszcze niedawno Tomasz Schuchardt, jak sam przyznaje, często przybierał maskę klauna.
"Denerwowała mnie cisza, nie odnajdowałem się w niej. Czułem się zobligowany, by tę ciszę wypełniać, zabijać, i w związku z tym bywałem w wielu sytuacjach nad wyraz głośny" - mówi aktor, dodając, że bycie "duszą towarzystwa" pozwalało mu zapomnieć o kompleksach.
Gwiazdor "Skazanej", "Wielkiej wody" i "Morderczyń" przyznaje, że kiedyś bardzo wstydził się swoich korzeni.
"Na wsi nie miałem dostępu do tej samej wiedzy co koledzy z miasta. Czułem wstyd i strach. Zamiast rzucić się w wir nauki, uciekałem w wygłupy, w tym byłem świetny. W szkole teatralnej, pytany, skąd jestem, odpowiadałem: z Gdańska. Wstyd oswajałem przez lata" - wspomina na łamach "Twojego Stylu".
Dopiero pod koniec studiów w krakowskiej szkole teatralnej Schuchardt zaczął przyznawać się do swojego prawdziwego pochodzenia z popegeerowskiej wsi Sobowidz.
"Zacząłem głośno mówić, że jestem ze wsi. I poczułem ulgę. Mogłem tę wieś wreszcie odkopać, wyciągnąć dobre i złe doświadczenia, które mnie zbudowały" - mówi dziś.
Choć pochodzenie przestało być dla Tomasza Schuchardta problemem, to wciąż zmaga się z pochwałami, które otrzymuje od reżyserów, kolegów z branży, krytyków i widzów.
"Kiedy ktoś mnie chwali, czuję duży dyskomfort, mieszankę wstydu i zażenowania" - wyznał w najnowszym wywiadzie, dodając jednak, że cieszy go, gdy jego praca podoba się innym.
Aktor przyznaje, że przeszedł znaczną metamorfozę zarówno wewnętrzną, jak i fizyczną w ostatnich latach.
"Różnica między moją 'najszczuplejszą' a 'najgrubszą' rolą wynosi 50 kilogramów" - powiedział w rozmowie z "Twoim Stylem", zaznaczając, że tylko jeden reżyser nie okazywał rozczarowania z powodu jego wagi.
"Tylko Janek [Jan Holoubek] nie krzyczał. Przed zdjęciami do 'Wielkiej wody' spojrzał na moją sylwetkę i powiedział: 'Świetnie! Takiego cię chcę'. Wchodząc u Janka na plan, czuję się bezpiecznie" - podkreślił Schuchardt.
Zobacz też:
Jego ojciec się uparł. Mało kto w Polsce ma aż tyle imion. I to po kim!
Był o krok od zmarnowania sobie kariery. To on go wtedy uratował
Była w Polsce gwiazdą i nagle zniknęła. W końcu wyznała, co się stało