"W noszeniu sutanny mam już wprawę!"
Letnie powtórki to m.in. pierwsza seria "Ojca Mateusza". W niej zaś nieustraszony ksiądz (Artur Żmijewski) i biskup (Sławomir Orzechowski).
Zagrał Pan ogromną ilość ról, ale biskupem jeszcze nie był!
- Nie złożyło się. Co prawda, duchownych miałem okazję już grywać, choćby w filmie "Tam i z powrotem". Z czasem "dorastam" do coraz wyższych hierarchii, niewykluczone więc, że przyjdzie kolej i na papieża. W noszeniu sutanny mam już wprawę!
Jest wygodna?
- Tak! To jeden z najwygodniejszych kostiumów. Narzuca specyficzny sposób poruszania się, mówienia, uruchamia wyobraźnię.
Biskup świetnie zna się na ludziach...
- O tak! Potrafi z wojskową konsekwencją podejmować decyzje. Jest doświadczony, ale i pełen zrozumienia w sytuacjach niecodziennych. Gdyby nie jego ciche błogosławieństwo, detektywistyczne zapędy księdza dawno zostałyby ukrócone.
Kapłan z duszą Sherlocka Holmesa to postać jakby z bajki?
- Nigdy nie spotkałem podobnego księdza, zdarzało mi się jednak obserwować takich, którzy swym posłannictwem zjednują sobie wiernych, dając im poczucie bezpieczeństwa. Żaden z nich pewnie nie ma takich sensacyjnych przeżyć, jak ojciec Mateusz. A może ma, tylko my o tym nie wiemy? W końcu duszpasterstwo to szczególne powołanie.
Aktorstwo też. Ponoć wybrał Pan ten zawód jako 8-latek!
- Od zawsze pociągała mnie scena i nieograniczone możliwości uzewnętrzniania na niej emocji. Wywoływanie radości, czy smutku, fascynacji, czy strachu, próby nieustannego odpowiadania sobie na pytanie, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy, stanowią dla mnie główny kierunkowskaz.
Rozmawiała Jolanta Majewska