"Morderczynie": Izabela Kuna: "Interesuje mnie prawda o postaci" [WYWIAD]
Trwa produkcja serialu "Morderczynie". W produkcji Viaplay walka nie toczy się pomiędzy dobrem a złem. To nie jest kolejna opowieść o nieskazitelnych bohaterach ratujących świat. Dotyczy zwykłych ludzi, pokazuje, że świat nie jest czarno-biały i jak niewiele trzeba, żeby przejść na ciemną stronę mocy. O pracy nad serialem, problemie przemocy domowej oraz problemach starzejących się aktorek, rozmawialiśmy z odtwórczynią jednej z głównych ról - Izabelą Kuną.
Aleksandra Kalita, Interia: "Morderczynie" są pierwszym polskim serialem fabularnym Viaplay. Co Panią zachęciło do wzięcia udziału w tym projekcie?
Izabela Kuna: - Wzięłam udział w tej historii ze względu na dwie rzeczy. Przede wszystkim ze względu na reżysera Kristoffera Rusa, z którym już wcześniej pracowałam i który złożył mi tę propozycję. Zaraz po tym przeczytałam scenariusz i zobaczyłam, jaką rolę przyjdzie mi zagrać. To były rzeczy, których ostatnio nie miałam w swoim myśleniu, w swoim dorobku. I to był główny powód, dla którego przyjęłam tę propozycję.
- Kończyłam zdjęcia z taką nutą, że jest trochę przykro, nawet bardzo, że to była bardzo, bardzo ważna praca. Z różnych powodów, ale głównie z zawodowych. Mogę śmiało powiedzieć, że zrobiłam coś tutaj, czego nie dotknęłam nigdy wcześniej. Za to Krisowi bardzo dziękuję. Ciężko pracowałam również z Agnieszką Glińską, która mnie razem z Krisem przygotowywała do tej roli. To też było dla mnie nowe doświadczenie, bo ja lubię się ciągle uczyć i rozwijać.
W ostatnich latach powstaje w Polsce coraz więcej seriali premium. Głównie są to produkcje kryminalne. Co tak pociąga twórców i widzów w kryminałach?
- Kiedy byłam dzieckiem, to moimi ulubionymi serialami były "07 zgłoś się" i "Życie na gorąco", więc porucznik Borewicz i Andrzej Maj to były dla mnie postaci kultowe. Ja lubię kryminały, ale w tym serialu jest coś jeszcze, co przyciągnie widzów. Oczywiście, są tu wątki kryminalne, które nie są bez znaczenia, bo są bardzo ważne. Jest tu też historia rodziny, czyli rzecz, o której niby często mówimy w filmie czy teatrze. Ale sposób opowiadania i scenariusz, i to, jak Kris pracował razem z operatorem Jakubem Stoleckim, składają się na to, że w tym serialu pokazujemy przemoc domową w taki sposób, w jaki ona naprawdę wygląda na świecie. Ludzie tak żyją, latami nie opowiadają, co się dzieje, a sąsiedzi mówią: "to była taka miła rodzina", "to był taki miły chłopiec", "to był taki fajny sąsiad, sąsiadka". Wielu rzeczy nie wiemy o naszych sąsiadach, o ludziach, którzy żyją obok nas.
- Prawda jest też taka, że ci ludzie tego nie mówią, że ofiary przemocy wstydzą się tego. Jest jakieś niby społeczne przyzwolenie. Mówię teraz głównie o kobietach, ponieważ serial dotyczy właśnie ich. Jesteśmy wychowywane w takim stereotypie myślenia, że kobieta musi znieść wszystko. A jeśli jest ofiarą przemocy, to nikt nie może o tym wiedzieć, bo to o niej świadczy, że jest zła, niedoskonała, niedostatecznie dobra. Że to coś z nią jest nie tak, że generuje w najbliższym człowieku takie zachowania. My żyłyśmy, nie tylko moje pokolenie, w takim właśnie przekonaniu.
- Super, że teraz się o tym mówi, że są wspaniałe akcje, ale myślę, że ten serial pokazuje tę stronę ciągle bardzo mocnego, męskiego świata i mocnej dominacji. Tego traktowania kobiet i przyzwolenia na przemoc. Tego, że wstydzimy się o tym mówić i ciągle żyjemy w takich domach. O tym właśnie opowiada też ten serial, że człowiek jest zdolny do wszystkiego i są takie momenty w życiu każdego z nas, kiedy jeden zapalnik powoduje jakąś totalną lawinę i pożar. I o tym też jest ta historia, że nic nie jest czarno-białe, nie ma postaci dobrych czy złych.
- Oczywiście takie też się zdarzają, ale ja jestem zwolenniczką postaci prawdziwych, a nie dobrych. Bardziej mnie w takiej sytuacji pociąga właśnie prawda o tych historiach. Też na tym według mnie polega moja praca, i ja tego się trzymam, mnie nie interesuje bronienie postaci. Mnie interesuje prawda o niej. W serialu zobaczymy też te kobiety, ale też ten świat ludzi, którzy są prawdziwi, którzy nie są tacy czarno-biali.
Pani bohaterka jest idealną matką oraz żoną funkcjonariusza na wysokim stanowisku. Jednak są to tylko pozory. Co kryje się w jej wnętrzu?
- Co się w niej kryje, myślę, że państwo zobaczą najlepiej na ekranie. Ale rzeczywiście znowu są te pozory, o których rozmawiamy. O tym, że na pozór to wszystko wygląda dobrze, wszystko się układa. A ona skrywa wielką tajemnicę, wielkie cierpienie z powodu tego, że jest ofiarą przemocy. I znowu, pewnie z tysiąca powodów, bo tak została wychowana, że o pewnych rzeczach nie wypada mówić, że jest niedoskonała i to ona generuje jakąś historię, zamyka się w sobie i nie dopuszcza do siebie tej myśli.
- Jest bardzo dobrze wyglądającą kobietą. Bardzo o siebie gdzieś dba, ale nie dba w tym najskrytszym, najwrażliwszym jej punkcie. Z innej strony pokazuje też, jak to skrzętnie ukryć. W serialu dochodzi do takiego punktu, w którym następuje w niej moment refleksji jednak. To jest taki moment, za którym nie ma już nic. Ona nie ma już wyjścia. Może to oglądać jak film, ale musi coś z tym zrobić i robi to.
"Morderczynie" to serial kryminalny, ale centrum historii jest rodzina między pani bohaterką. Co może nam pani zdradzić na temat tych relacji pani bohaterki z jej mężem i córkami?
- Rodzina to jest coś, co również dla mnie jest najważniejsze. W pracy uwielbiam takie historie, uwielbiam je oglądać, bardzo lubię je grać. Rodzina to jest pełne spektrum na temat wszystkich zachowań. Od nienawiści, miłość po zdrady i morderstwa. W tej rodzinie jest wszystko. Począwszy od małżeństwa, w którym przemoc jest naczelną siłą, pod którą podporządkowuje się moja bohaterka, a która staje się narzędziem życia "mojego" męża. Przez świat wychowywania dzieci. Dzieci, które się kocha tak samo, ale zawsze jest tak, że z jednym ma się więzi większe, a z drugim mniejsze.
- Te dzieci też są świadkami. Nam się czasami wydaje, że jesteśmy w stanie coś ukryć. Że dzieci nie widzą tego, co się dzieje między rodzicami. Nieprawda. Dzieci to widzą w każdym momencie. One czują o wiele więcej, niż nam się wydaje. O tym też jest ta historia. O tym jak "moje" córki patrzyły na ten świat rodziców od małego i jak w nim się ustanowiły. To też zdeterminuje to, co się wydarzy w tym serialu.
Jak już Pani wspominała, zakończyła swoją pracę na planie. Czy była jakaś scena, która wiele od Pani wymagała, sprawiła trudności?
- To jest niepopularne co powiem, ale ja zawsze się boję przed każdą pracą. Zawsze o tych pracach myślę i się bardzo mocno przygotowuję. W tej historii też tak było. Właściwie mogę powiedzieć, że każda scena była dla mnie trudna. Sceny rodzinne były dla mnie trudne, sceny późniejsze, o których nie chcę za wiele zdradzać, również. Tak naprawdę nie było scen łatwych w tej pracy. Dlatego pod każdym względem była to dla mnie wyjątkowa praca.
Dużo mówi się o tym, że dla aktorek w pewnym wieku nie ma za dużo ciekawych ról. Nie mogą one liczyć na równie wymagające i interesujące aktorskie wyzwania co ich koledzy z planu. Pani wydaje się być wyjątkiem od tej reguły, ponieważ od kilku lat przeżywa pani renesans swojej kariery.
- Ja rzeczywiście jestem dziwnym przypadkiem. Teraz dużo gram i mam wiele propozycji, tego nie da się porównać z tymi latami, gdy byłam młodsza. Obiektywnie trzeba na to jednak spojrzeć, że tak się dzieje. Kobieta po pięćdziesiątce wchodzi w taką smugę cienia, w której nam się wydaje, że jest mniej atrakcyjna, że jest starsza i pewne rzeczy są za nią. W związku z tym jesteśmy przyzwyczajeni do młodych, pięknych kobiet, które grają główne role, bo to przyciąga. Młodość zawsze jest bardziej interesująca, ale na szczęście się to zmienia.
- Te historie o kobietach dojrzalszych są coraz bardziej atrakcyjne. Pokazują, że kobieta nie umiera po pięćdziesiątce, ale nadal jest wspaniałą osobą, jaką była w wieku dwudziestu lat. O tym należy opowiadać. Nie z powodu poprawności politycznej, ale dlatego, że tak wygląda życie i to jest bardzo, bardzo ciekawe. Wydaje mi się, że trendy na świecie szybciej do nas przychodzą i u nas też się dzieje. Nie ma już ról wyłącznie dla bardzo młodych dziewczyn, ale też dla takich starszych pań jak ja. Z czego się oczywiście bardzo cieszę.
Nawiązując do tej młodości, to jest pani obecna na Instagramie, który jest medium młodych. Jak się pani w nim odnajduje?
- Odnajduję się tak, jak się odnajduję w życiu i pracy - jakoś. Nie idę tropem różnych nowinek, bo się na tym nie znam. Zawsze uważałam, że nie jest to medium dla mnie, ale potem to grzecznie odszczekałam. Jestem na Instagramie, bardzo to lubię, ale robię to po swojemu. Wszyscy mówią teraz o rolkach. Ja nie wiem, jak się zabrać do rolki. Jak się nauczę to się zabiorę, ale nie mam na to czasu. Więc robię to w ramach moich możliwości. Robię to co umiem i co lubię, a jak czegoś nie umiem, to się po prostu uczę.
Jest pani niezwykle zapracowana, niemal nie schodzi z planów zdjęciowych. Czy nie kuszą pani dłuższe wakacje, przerwa od grania?
- Ja uwielbiam pracować i nie chcę tego zmieniać. Słyszałam wiele opinii na temat wakacji, które trzeba sobie zrobić... Ja oczywiście potrzebuję wakacji i pojadę na nie niedługo, ale jeszcze nie teraz. Był taki czas, że dużo podróżowałam. Teraz mogę sobie odpocząć nie jeżdżąc. To nie jest tak, że robię coś wbrew sobie. Pracuję tyle, bo lubię pracę.
Patrząc na pani bogaty dorobek, można odnieść wrażenie, że zagrała pani już niemal wszystko. Czy jest jeszcze jakaś rola marzeń przez panią?
- Znowu powiem coś niepopularnego, ale nigdy nie miałam takiej roli, o której marzyłam. Zawsze chciałam bardzo dużo pracować. Teraz dzięki różnym rzeczom, które się dzieją i dzięki sobie, pracuję tak dużo. Nie miałam ani będąc dwudziestoletnią dziewczyną, ani teraz roli marzeń. Pamiętam jak w szkole dostawałyśmy pytania, kogo chciałybyśmy grać, padały naprawdę wielkie role - Dostojewski, Czechow to było takie "must have". Mnie to w ogóle nie interesowało. Może dlatego nie zagrałam jeszcze nic Dostojewskiego. Nie mam takiej wymarzonej roli. Wiem, że chciałabym grać w obcych językach, dużo pracować i tyle.
Wykłada pani również na Akademii Teatralnej, gdzie pracuje z młodymi adeptami sztuki aktorskiej. Gdyby mogłaby im pani dać tylko jedną radę, co by to było?
- Wiele chciałabym im powiedzieć. W ogóle to chciałabym mieć zajęcia ze sobą. Myślę, że wtedy byłoby mi łatwiej przeżyć różne rzeczy. Nie ma takiej jednej rady. Bardzo często używam takiego słowa, studenci się nawet z tego śmieją - prościej. Mówię też często "spokojniej". "Prościej" trochę definiuje moją pracę. Zawsze Kuna ci powie prościej. To jest w takim sensie zawodowym prościej. A w sensie takim życiowym... spokojniej.
Zobacz również:
"Morderczynie": Nowy serial kryminalny w gwiazdorskiej obsadzie
Jane Fonda i Roger Vadim: Był jej utrzymankiem, zdradzał ją na potęgę!
Brooke Shields: Od nastoletniej skandalistki do gwiazdy sceny