Serialowa perełka, która pomoże nam przetrwać jesień. Będzie polski hit Netfliksa?
Jesień jest zawsze łaskawa dla nas - fanów seriali. To czas powracających tytułów, nowych sezonów, ale też świeżutkich premier. Znany nam dobrze roczny serialowy rozkład jazdy nie zmienił się aż tak bardzo od czasów tradycyjnych ramówek, które pamiętamy z oglądania TVP, TVN czy Polsatu. Nadal, jesień to czas 'telewizji'. I może to właśnie serialowe perełki pomogą nam tę jesień przetrwać. Jedną z nich jest serial „Matki Pingwinów" od dziś dostępny na Netflixie.
Jeśli dla kogoś wizja kocyka, Netfliksa i ciepłej herbatki jest spełnieniem marzeń, to serial "Matki Pingwinów" powinien być pierwszym wyborem. To naprawdę urocza historia, którą ogląda się wyjątkowo przyjemnie, czas mija szybko. Pod koniec zostajemy wręcz z niedosytem i nadzieją na drugi sezon.
Główną bohaterką serialu jest zawodniczka MMA, Kama (w tej roli Masza Wągrocka). To silna, asertywna, wygadana kobieta, która odnosi zawodowe sukcesy w trudnym i zdominowanym przez mężczyzn sporcie. W jej życiu nagle pojawia się, jak rysa na szkle, problem, którego być może po raz pierwszy w życiu nie będzie w stanie rozwiązać. Syn Kamy, Jaś, po incydencie w szkole zostaje wyrzucony z placówki, co staje się dramaturgicznym początkiem całej historii. Okazuje się, że podłożem trudności Jasia jest jego neuroatypowość. Dla Kamy spektrum autyzmu syna to wielki i niespodziewany cios, wręcz nokaut, po którym nie może się otrząsnąć.
Matka chłopca nie akceptuje diagnozy, ale z braku innych opcji jest zmuszona zapisać Jasia do placówki integracyjnej Cudowna Przystań. To właśnie tam poznaje Tatianę (Magdalena Różczka) - nieaktywną zawodowo matkę, która w pełni oddaje się opiece nad synem Michałem, Ulę (Barbara Wypych) - entuzjastyczną influencerkę, która na początku budzi mieszane uczucia Kamy, oraz Jerzego - neurotycznego samodzielnego ojca Toli (Tomasz Tyndyk), który generuje sporą część żartu sytuacyjnego w serialu.
Fabuła krąży wokół tych trzech różnorodnych bohaterów; każda postać jest skrajnie inna, a ich niekiedy wybuchowe charaktery napędzają dramaturgię fabuły. Mamy więc całe spektrum społecznych postaw i rodzicielskich dylematów. Myślę, że każdy rodzic zobaczy w tym serialu wiele z własnych doświadczeń. Autentyczność jest ogromnym atutem produkcji - serial ukazuje rodzicielstwo w jego wielu odsłonach, ale nie dobija widza trudem i ciężarem opieki nad dzieckiem. Wręcz przeciwnie - normalizuje rodzicielstwo takim jakie jest: niekiedy słodko-gorzkim doświadczeniem, w którym można odnaleźć radość i sens.
"Matki Pingwinów" podnoszą na duchu, ponieważ pokazują rodzicielstwo jako pewne uniwersalne doświadczenie, które jednoczy nas jako ludzi, niezależnie od kontekstu. Ukazanie relacji między rodzicami i dziećmi jest źródłem humoru sytuacyjnego, który działa oraz autentycznie rozśmiesza. Jednocześnie normalizując i oswajając dziecięce tantrum: rzucanie się na podłogę, ekspresyjne wybuchy emocji, fochy. Kto przeżył, ten zrozumie. Tak po prostu bywa i jest to ok - dla mnie odczarowanie dziecięcej złości to ważny przekaz serialu, który jednocześnie ma w sobie pewną lekkość.
Mimo, że serial dotyka tematów trudnych, takich jak opieka nad dziećmi z niepełnosprawnością, neuroatypowymi i z zespołem Downa to jednak nie jest nakręcony w klimacie smutnego paradokumentu. "Matki Pingwinów" jest produkcją lekką i przyjemną, w stylu Netfliksa. I tu być może leży największe jej osiągniecie - umiejętność opowiedzenia fajnej i wciągającej historii z bohaterami, którzy nieczęsto pojawiają się w mainstreamowej kulturze popularnej. Dodatkowo twórcy robią to wszystko bez sztucznej tokenizacji.
Oglądając "Matki Pingwinów" nie czuje się sztucznej poprawności - dzieci niepełnosprawne nie są tam wklejone na siłę i z obowiązku; są naturalną i integralną częścią fabuły, bo takie też jest życie - osoby niepełnosprawne i osoby neuroatypowe są wśród nas, a zobaczenie rodzicielstwa w takim kontekście normalizuje i odczarowuje niepełnosprawność.
Jest w kulturze popularnej zrozumiała ostrożność w obrazowaniu "odmienności" - jakkolwiek chcemy to hasło interpretować. Szczególnie niepełnosprawność i tematy związane z popularnym ostatnio terminem neuroatypowość budzą usprawiedliwioną ostrożność twórców. Tutaj jednak wyszło to naprawdę naturalnie, bo to nie jest historia o granicach, tylko raczej o ich pokonywaniu i o wspierających relacjach, o które warto walczyć.
Serial z pewnością idealizuje pewne aspekty opowiadanej historii - można zaryzykować stwierdzenie, że życie nie jest aż tak różowe. Jednak kontekst wymaga pewnych uproszczeń - "Matki Pingwinów" to jakościowa rozrywka, a nie program edukacyjny. Mimo tego komercyjnego kontekstu, serial robi dobrą robotę, bo pod humorem, dystansem i fajną historią, kryje się jednak pewna prawda życiowa - potrzeba nam tej przysłowiowej "wioski; grupy wsparcia. Samemu ciężko iść przez życie. Tu też leży przesłanie samego tytułu - to właśnie pingwiny dbają o swoje potomstwo w grupie, wiedząc, że w pojedynkę nie dadzą rady przetrwać w bardzo trudnych warunkach. Trzymam mocno kciuki, aby powstał drugi sezon.
Zobacz też: Jeden z największych hitów Netflixa. Zyskał miano arcydzieła