Kultowe seriale
Ocena
serialu
8,2
Bardzo dobry
Ocen: 10710
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Sławomira Łozińska była o krok od zostania... narkomanką i alkoholiczką!

Sławomira Łozińska, czyli niezapomniana Bronka z "Daleko od szosy" i Joanna Racewicz z pierwszej polskiej telenoweli "W labiryncie", nie kryje, gdy wychodziła za mąż za pianistę Janusza Olejniczaka, wszyscy przestrzegali ją, że nie będzie u jego boku szczęśliwa. I faktycznie... - Nie powinniśmy się pobierać - twierdzi dziś aktorka.


Mija właśnie 45 lat od dnia, gdy Sławomira Łozińska - świeżo wówczas upieczona absolwentka warszawskiej szkoły  teatralnej - dostała rolę Bronki w telewizyjnym hicie "Daleko od szosy", dzięki której zyskała popularność, o jakiej jej koleżanki ze studiów mogły tylko marzyć. Wkrótce po premierze serialu aktorka wyszła za mąż za pianistę Janusza Olejniczaka.

- Moja kariera na początku układała się jak marzenie. Ale jeśli chodzi o małżeństwo, to w ogóle nie powinniśmy byli się pobierać, wszyscy nas przestrzegali - powiedziała wiele lat później w jednym z wywiadów.

Reklama

Odtwórczyni roli Basi w "Barwach szczęścia" twierdzi, że jako żona starała się dawać z siebie wszystko, ale jej małżeństwo z góry skazane było na klęskę.

- Mąż, skupiony na pracy, nie był stworzony do budowania związku partnerskiego. Odnaleźliśmy się z Januszem dopiero po rozwodzie. Z całego naszego związku stan po rozwodzie jest najszczęśliwszy - wyznała niedawno.

Seria nieszczęśliwych zdarzeń: Rozwód, utrata prcy i śmierć syna

Rozpad małżeństwa był początkiem serii nieszczęść, jakie spadły na Sławomirę Łozińską pod koniec ubiegłego i na początku tego wieku. Najpierw - gdy sześć lat po urodzeniu drugiego syna wróciła do pracy w Teatrze Narodowym - przeżywała koszmar, bo czuła się wypalona i z trudem przychodziło jej skupiać na próbach. Dręczyły ją wyrzuty sumienia, że musi prosić mamę, by zajmowała się jej synami... Potem - gdy przeszła do Teatru Nowego - dyrektor Adam Hanuszkiewicz uwziął się na nią i zmusił do odejścia.

- Miałam wrażenie, że zatrzasnęły się przede mną wszystkie drzwi. Trudno przekonywać, że jest się w dobrej formie zawodowej, kiedy ma się 40 lat. Nie chciałam grać dla pustej widowni, nie byłam w stanie jeździć po domach kultury. A przecież musiałam utrzymać siebie i dzieci, płacić rachunki - opowiadała na łamach "Polityki".

Zobacz też: Sławomira Łozińska: 40 lat temu wszyscy chcieli zobaczyć... nagą Bronkę z "Daleko od szosy"

Właśnie wtedy, by jakoś załatać dziury w domowym budżecie, Sławomira Łozińska przyjęła posadę prowadzącej program "Kawa czy herbata?".

- To był straszny czas. Trwał półtora roku - wspomina.

Najboleśniejszy cios od losu aktorka dostała w 2002 roku. Jej 24-letni wówczas syn Tomek zmarł niespodziewanie. Wysiadł z autobusu tak niefortunnie, że skręcił nogę. Założono mu gips, w nocy dostał zatoru, a rano już nie żył.

Sławomira Łozińska do dziś opłakuje swojego pierworodnego. Śmierć Tomka była też strasznym ciosem dla jego młodszego o pięć lat brata.

- Paweł stracił wtedy swój główny życiowy wektor. Tomek był dla niego wzorem. Wszyscy latami odbudowywaliśmy się na gruzach - mówi dziś aktorka.

Afera w ZASP-ie

Jakby mało było nieszczęść, także w 2002 roku Sławomira Łozińska musiała stawić czoła aferze, jaka rozpętała się w Związku Artystów Scen Polskich, którego przez jakiś czas była wiceprezesem. Prezesowi ZASP, Kazimierzowi Kaczorowi, zarzucono narażenie związku na stratę ponad dziewięć milionów złotych, a ją przez kolejnych siedem lat ciągano po sądach w charakterze świadka. W dodatku zmarł jej ojciec, a wkrótce po nim odeszła mama...

Sławomira Łozińska nie kryje, że po tragicznej śmierci syna zagłuszała ból lekami i alkoholem.

- Byłam przekonana, że idę w stronę totalnego szaleństwa. W końcu pomyślałam, że jednak los nie popycha mnie w stronę zapicia się, zaćpania, oddania się innym ludziom pod opiekę i władztwo - wyznała w wywiadzie.

Zobacz też: Sławomira Łozińska: Los jej nie oszczędzał

- Wiara pomogła mi przetrwać najgorsze chwile - dodała.

Sławomira Łozińska musiała się też mierzyć z... biedą. Potwierdziła niedawno, że - zanim dostała rolę w "Barwach szczęścia" - po prostu nie miała z czego żyć.

- Przejadłam działkę - powiedziała "Polityce".

Dziś aktorka nie narzeka już na swój los. Cieszy się tym, co ma... Wciąż jednak myśli, że straciła wiele szans na szczęście, bo życie ciągle dawało jej w kość i wystawiało na straszne próby.

 

Źródło: AIM
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy