Kultowe seriale
Ocena
serialu
8,2
Bardzo dobry
Ocen: 10719
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"07 zgłoś się": Superglina z PRL-u

Choć pod koniec lat 70-tych zeszłego wieku Polacy raczej nie kochali milicjantów, to temu udało się wzbudzić wiele sympatii.

Bez wątpienia jednym z ogromnych walorów tego serialu był fakt, że rzeczywistość w nim przedstawiona nie odbiegała od tej, której na co dzień doświadczali widzowie.

Porucznik Borewicz (Bronisław Cieślak) i jego współpracownicy ubierali się jak przeciętny Kowalski, bywali w miejscach ogólnie dostępnych i spotykali na swojej drodze ludzi, na których można się było natknąć, spacerując ulicami polskich miast i wsi.

A i przestępstwa, do których wzywano ekipę Borewicza, demokratycznie dotyczyły wszystkich grup społecznych: zwykłych obywateli, artystów i prywatnych przedsiębiorców, czyli głównie tzw. badylarzy.

Reklama

Niekoniecznie Bond

Gdy serial był po raz pierwszy emitowany, zapewne nikomu do głowy nie przyszło, żeby doszukiwać się jakichkolwiek podobieństw między porucznikiem Milicji Obywatelskiej a agentem specjalnym w służbie Jej  Królewskiej Mości - Bondem.

Głównie dlatego, że przygody tego drugiego nie były jeszcze popularne w naszym kraju.

Dopiero znacznie później wielbiciele seriali zaczęli sugerować, iż tytułowe 07 jest nawiązaniem do bondowskiego kryptonimu, czyli 007. Jako potwierdzenie swoich przypuszczeń wskazywali kolejne podobieństwo między milicjantem a agentem - zarówno Sławomir, jak i James traktowali swoje związki z kobietami dość lekko i raczej nie dzwonili po namiętnej randce.

Oczywiście te spostrzeżenia są jak najbardziej słuszne, ale... Kryptonim 07 nawiązywał do bezpłatnego numeru telefonu alarmowego Milicji Obywatelskiej.

Natomiast dość lekkie traktowanie związków z kobietami było zamysłem scenarzysty, Krzysztofa Szmagiera. Stwierdził on, że jeśli chce, by widzowie polubili funkcjonariusza MO, musi tę postać uczynić negatywem porządnych milicjantów znanych z kart ówczesnych kryminałów.

"Gorący kartofel"

Gdy przyszło do obsadzania głównej roli, okazało się, że jest z tym spory kłopot. Uznani aktorzy, którym ją proponowano, m.in. Jan Englert i Piotr Fronczewski, natychmiast odmówili.

Z jednej strony prawdopodobnie nie chcieli wcielać się w milicjanta, ale ważniejszy pewnie był lęk przed zaszufladkowaniem i staniem się niewolnikiem jednej roli.

Zupełny przypadek zadecydował, iż rola ostatecznie trafiła w ręce Bronisława Cieślaka, etnografa z wykształcenia i dziennikarza prowadzącego w krakowskim ośrodku TVP program "Bez togi".

Gdy dostał zaproszenie na zdjęcia próbne, postanowił z niego nie skorzystać.

Jednak koledzy przekonali go, by pojechał i napisał reportaż o swojej aktorskiej przygodzie. A dzień po ukończeniu pisania tekstu zatytułowanego "Jak nie zostałem gwiazdą filmową", dowiedział się, że dostał rolę. I tak zaczęła się jego jedenastoletnia przygoda z porucznikiem Borewiczem, która przyniosła mu ogromną popularność.

Prawda czasu...

Pewnie wielu młodych widzów, którzy dziś po raz pierwszy oglądają "07 zgłoś się", trochę kręci nosem.

Że tempo nie takie, za mało gadżetów i naukowych metod, za to za dużo rozmów i "psychologii".

Ale pewnie też spora część z nich przyzna, iż dzięki temu serialowi może przyjrzeć się peerelowskiej siermiężnej rzeczywistości, która mimo wszystkich minusów, miała też swój urok.

Szczególnie dla tych, którzy ją pamiętają.

hm

Świat Seriali
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy