"07 zgłoś się": Superglina z PRL-u
Choć pod koniec lat 70-tych zeszłego wieku Polacy raczej nie kochali milicjantów, to temu udało się wzbudzić wiele sympatii.
Bez wątpienia jednym z ogromnych walorów tego serialu był fakt, że rzeczywistość w nim przedstawiona nie odbiegała od tej, której na co dzień doświadczali widzowie.
Porucznik Borewicz (Bronisław Cieślak) i jego współpracownicy ubierali się jak przeciętny Kowalski, bywali w miejscach ogólnie dostępnych i spotykali na swojej drodze ludzi, na których można się było natknąć, spacerując ulicami polskich miast i wsi.
A i przestępstwa, do których wzywano ekipę Borewicza, demokratycznie dotyczyły wszystkich grup społecznych: zwykłych obywateli, artystów i prywatnych przedsiębiorców, czyli głównie tzw. badylarzy.
Gdy serial był po raz pierwszy emitowany, zapewne nikomu do głowy nie przyszło, żeby doszukiwać się jakichkolwiek podobieństw między porucznikiem Milicji Obywatelskiej a agentem specjalnym w służbie Jej Królewskiej Mości - Bondem.
Głównie dlatego, że przygody tego drugiego nie były jeszcze popularne w naszym kraju.
Dopiero znacznie później wielbiciele seriali zaczęli sugerować, iż tytułowe 07 jest nawiązaniem do bondowskiego kryptonimu, czyli 007. Jako potwierdzenie swoich przypuszczeń wskazywali kolejne podobieństwo między milicjantem a agentem - zarówno Sławomir, jak i James traktowali swoje związki z kobietami dość lekko i raczej nie dzwonili po namiętnej randce.
Oczywiście te spostrzeżenia są jak najbardziej słuszne, ale... Kryptonim 07 nawiązywał do bezpłatnego numeru telefonu alarmowego Milicji Obywatelskiej.
Natomiast dość lekkie traktowanie związków z kobietami było zamysłem scenarzysty, Krzysztofa Szmagiera. Stwierdził on, że jeśli chce, by widzowie polubili funkcjonariusza MO, musi tę postać uczynić negatywem porządnych milicjantów znanych z kart ówczesnych kryminałów.
Gdy przyszło do obsadzania głównej roli, okazało się, że jest z tym spory kłopot. Uznani aktorzy, którym ją proponowano, m.in. Jan Englert i Piotr Fronczewski, natychmiast odmówili.
Z jednej strony prawdopodobnie nie chcieli wcielać się w milicjanta, ale ważniejszy pewnie był lęk przed zaszufladkowaniem i staniem się niewolnikiem jednej roli.
Zupełny przypadek zadecydował, iż rola ostatecznie trafiła w ręce Bronisława Cieślaka, etnografa z wykształcenia i dziennikarza prowadzącego w krakowskim ośrodku TVP program "Bez togi".
Gdy dostał zaproszenie na zdjęcia próbne, postanowił z niego nie skorzystać.
Jednak koledzy przekonali go, by pojechał i napisał reportaż o swojej aktorskiej przygodzie. A dzień po ukończeniu pisania tekstu zatytułowanego "Jak nie zostałem gwiazdą filmową", dowiedział się, że dostał rolę. I tak zaczęła się jego jedenastoletnia przygoda z porucznikiem Borewiczem, która przyniosła mu ogromną popularność.
Pewnie wielu młodych widzów, którzy dziś po raz pierwszy oglądają "07 zgłoś się", trochę kręci nosem.
Że tempo nie takie, za mało gadżetów i naukowych metod, za to za dużo rozmów i "psychologii".
Ale pewnie też spora część z nich przyzna, iż dzięki temu serialowi może przyjrzeć się peerelowskiej siermiężnej rzeczywistości, która mimo wszystkich minusów, miała też swój urok.
Szczególnie dla tych, którzy ją pamiętają.
hm