Korona Królów
Ocena
serialu
7,2
Dobry
Ocen: 3836
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Korona królów": Faceci lubią wyzwania

W pracy wypisuje mandaty, strzela z łuku i walczy na miecze. Ale gdy schodzi z planu zdjęciowego, jest tylko dla swojej rodziny. – Kocham ją, jak nic innego na świecie – mówi Marcin Rogacewicz, znany widzom z roli dr. Przemka Zapały w "Na dobre i na złe". Jakie wyzwania czekają go w tym sezonie?

Pojawiłeś się w "Pierwszej miłości" w roli bardzo sympatycznego stróża prawa. Jednak Ksawery Jarząbek wywoła w Wadlewie spore zamieszanie, prawda?

- Nie mogę zbyt wiele zdradzać. (śmiech) Powiem tylko, że mój bohater jest przenikliwy aż do szpiku kości. Nigdy nie odpuszcza, a na samą myśl o śledztwie aż się trzęsie z podniecenia. Nie ma sprawy, której by nie doprowadził z sukcesem do końca. Ale ma też wady. Największa to brak nałogów. (śmiech)

Funkcjonariusz policji to ciekawa postać do zagrania?

Reklama

- Pewnie! Kiedy zakładam mundur, od razu mam ochotę wskoczyć do radiowozu i wlepiać mandaty do białego rana! Niesamowite jest to, jak bardzo ważny dla aktora jest kostium, jak bardzo wpływa on na magię naszego zawodu.

Jednocześnie grasz na planie "Korony królów", której premiera odbędzie się 21 listopada.

- Taka produkcja zawsze mnie bardzo interesowała! Praca przy niej to wspaniała przygoda, choć serial kostiumowy jest niełatwym gatunkiem. Na szczęście uwielbiam pokonywać trudności i uważam, że tylko martwe ryby płyną z prądem. Myśląc w ten sposób, wiem, że im trudniej, tym lepiej, bo prawdziwy rozwój zaczyna się tylko poza strefą komfortu.

W jaki sposób przygotowywałeś się do roli Jaśka, prawej ręki króla Kazimierza Wielkiego?

- Mówiąc o tych historycznych postaciach, muszę najpierw koniecznie wspomnieć o wspaniałym kaskaderze Kubie Kostrzewie. Bez niego miałbym już dawno poobcinane palce w walkach na miecze oraz liczne złamania. W trakcie zdjęć w Kampinosie i na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej musiałem galopować na koniu, a nie było to łatwe. Kuba jest wielkim i niezrównanym profesjonalistą, od którego nauczyłem się bardzo wiele. Praca przy "Koronie królów" to więc nie tylko doskonalenie warsztatu, ale też niezły trening. Zdjęcia wymagają ogromnej sprawności fizycznej, dlatego ćwiczę teraz codziennie!

Co było dla ciebie najtrudniejsze - jazda konna, sceny walk, a może strzelanie z łuku?

- Niezwykły był dzień, gdy gościliśmy na planie ważącego pięć kilogramów orła o rozpiętości skrzydeł 2,5 metra. Musiałem mu spojrzeć prosto w oczy z odległości piętnastu centymetrów, mając świadomość, że ten ptak w ciągu kilku sekund łapie w trakcie polowania sarnę! Trzymałem go na ręku w specjalnej rękawicy, ale byłem przejęty i skoncentrowany jak nigdy. Zapamiętałem to jako naprawdę wyjątkowe doświadczenie. Natomiast sceny walk sprawiają mi dużo radości. Wiadomo, że my, faceci, zawsze lubimy się zmierzyć z jakimś przeciwnikiem. (śmiech)

Jesteś zabiegany, nie narzekasz na brak różnych zajęć. Czy twoi bliscy nie czują się przez to czasem zaniedbywani?

- Rodzina zawsze jest dla mnie najważniejsza, kocham ją jak nic innego na tym świecie. Dlatego swój czas mam zaplanowany co do minuty i w przerwach między tą całą logistyką w rodzinie, znajduję momenty, żeby wpaść na plan i zagrać najlepiej jak potrafię. (śmiech) Czy to prawda, że nie macie w domu telewizora? Zgadza się, ale nie rozumiem, co w tym jest dziwnego? Po prostu często chodzimy z żoną do kina. To cała tajemnica.

A w jaki sposób radzisz sobie z popularnością?

- Z czym? Jestem na sto procent pewien, że pomieszały Ci się pytania i za godzinę masz wywiad z Robertem Lewandowskim.

Rozmawiał ARTUR KRASICKI

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy