Księżniczka z "Klanu" znalazła już swojego księcia. Rozmowa z Weroniką Zubowicz
Weronika Zubowicz szerokiej publiczności serialowej znana jest przede wszystkim jako Weronika z telenoweli „Klan”, ale w swoim dorobku ma też role w „M jak miłość”, „Na dobre i na złe” i „BrzydUli2” oraz w filmie „Jak zostać gwiazdą”. Jej największą pasją pozostaje śpiewanie i jest wykształcona w tym kierunku. Gdy grała w musicalu „Notre Dame de Paris” w Teatrze Muzycznym w Gdyni, poznała swojego męża Przemysława Zubowicza, wokalistę i kompozytora. On startował w „The Voice of Poland”, ona – w „Szansie na sukces”. Ponadto Weronika Zubowicz pracuje jako ring girl podczas gal MMA organizowanych przez federację KSW. Do tego jeszcze prowadzi agencję hostess i modelek oraz pracuje w modelingu. Jest też aktywna w mediach społecznościowych.
Szerokiej widowni dałaś się poznać jako Weronika, dziewczyna Jaśka Rafalskiego (Paweł Grządziel) w "Klanie". Jak trafiłaś do tego serialu?
- To ciekawa historia. Wybrałam się na casting do roli.... panny młodej, którą organizował "Klan", miał być to jakiś epizod. Spotkanie trwało długo, opowiadałam o sobie, o swoich doświadczeniach (wtedy jeszcze niewielkich), umiejętnościach i, choć wydawało mi się, że rozmowa wypadła dobrze, to roli tej nie dostałam. Okazało się jednak, że mój wysiłek nie poszedł na marne, bo krótko po tym przyszła informacja, że spodobałam się twórcom na tyle, że wymyślili dla mnie specjalnie rolę. I tak w "Klanie" pojawiła się Weronika.
Jak łatwo zauważyć - twoja imienniczka. Przypadek?
- Tego nie wiem, bo nigdy nie pytałam. Podobnie jak nie mam pojęcia, dlaczego - kiedy wątek mojej bohaterki był w rozkwicie - nagle scenarzyści wysłali ją za granicę i przez blisko rok jej nie było. Ale teraz wróciła i wiele się u niej dzieje. Zwłaszcza w sprawach sercowych, które w przypadku Weroniki są tak nieoczywiste i skomplikowane, że trudno za tym nadążyć. Pozoruje zainteresowanie Borysem (Bartosz Waga), żeby przykryć inną relację, co chwilę pojawia się tu ktoś nowy, sytuacja jest dynamiczna.
I pewnie nie ma szans, by znowu zeszli się z Jaśkiem?
- Z tym też może być różnie. Zdradzę, że w ostatnim czasie, po dłuższej przerwie, mieliśmy znów wspólne zdjęcia. Z pewnością Weronikę wciąż coś do Jaśka ciągnie - czy to jest przyjaźń, czy niewygasłe uczucie? To się dopiero okaże.
"Klan" nie jest jednym serialem z twoim udziałem?
- Grałam jeszcze niewielkie rólki w "M jak miłość", "Na dobre i na złe" i w "Brzyduli2". A wcześniej wystąpiłam w filmie pełnometrażowym pt. "Jak zostać gwiazdą", w reżyserii Anny Wieczur-Bluszcz. Uosabiałam w nim Pati, wścibską i wredną dziewczynę, zatem kogoś dokładnie odwrotnego ode mnie. Rola raczej niemiła, ale było to moje pierwsze w życiu wyzwanie filmowe i pierwszy kontakt z kamerą, tak więc wspominam to zadanie jak najlepiej. Tym bardziej, że miałam tam jedną scenę, gdzie śpiewam piosenkę, w dodatku do muzyki wymyślonej przeze mnie, a śpiewanie jest moją największą pasją.
Od dawna śpiewasz?
- Od dzieciństwa. Skończyłam szkołę muzyczną w klasie fortepianu, już w drugiej klasie szkoły podstawowej zaczęłam brać udział w różnych konkursach wokalnych, na które najczęściej woził mnie dziadek. Sam również śpiewał w młodości. Nie był to jego zawód, ale ogromna pasja, i robił to naprawdę pięknie. Oboje z babcią bardzo wspierali i wspierają mnie w moich poczynaniach artystycznych.
- Cała rodzina była ze mnie bardzo dumna, gdy w wieku 17 lat dostałam się do obsady musicalu "Notre Dame de Paris" w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Ta historia miała swój ciąg dalszy. Grając na scenie księżniczkę Fleur-de-Lys, poznałam mojego księcia Phoebusa, w którego wcielał się Przemysław Zubowicz (aktor, wokalista, przyp. red.) - obecnie mój mąż!
Dzieli was duża różnica wieku?
- To prawda, aż 15 lat, co na początku spędzało sen z powiek mojej mamie, że wiążę się z o tyle starszym ode mnie facetem. Tata podchodził do tego z większym luzem. Z czasem, jak rodzice go lepiej poznali, okazało się, że wszyscy się świetnie dogadujemy. Przemko szybko wkupił się w łaski moich najbliższych. Nasz związek kwitł w najlepsze - i wtedy pojawiły się dyskretne pytania - kiedy ślub? - bo jesteśmy rodziną wierzącą i nie uchodzi życie "na kocią łapę". Uroczystość odbyła się w sierpniu 2021 roku, z wielką pompą, i odtąd zmieniałam się z Weroniki Walenciak w Weronikę Zubowicz, i razem pracujemy na nasze nazwisko.
Wspieracie się nawzajem?
- Bardzo - i w domu, i w pracy. Lubimy spędzać ze sobą czas, ja dojrzałam do bycia żoną, Przemko jest bardzo wyrozumiały. Myślę, że jemu głównie zawdzięczam tę mądrość docierania się, nawet kiedy się pokłócimy, co zdarza się bardzo rzadko, to on właśnie pierwszy wyciąga rękę. Jestem wdzięczna Bogu, że trafiłam na osobę, która nie odpuszcza, walczy o nas i która jest taka, jaka jest, a ja staram się dotrzymywać jej w tym kroku. Oczywiście dopingujemy się nawzajem zawodowo, mocno trzymałam za Przemka kciuki, gdy startował w "The Voice of Poland", kiedy to cała Polska usłyszała, jak znakomicie śpiewa.
- Przemko jest również kompozytorem, stworzył mi cały materiał na płytę, którą, mam nadzieję, uda mi się wkrótce wydać, wspiera mnie w śmiałych poczynaniach. Ostatnio się przełamałam i poszłam do "Szansy na sukces". Odcinek z moim udziałem można było obejrzeć w niedzielę 8 października w TVP2.
Zdumiewające jest to, że aktywność artystyczną na różnych polach z powodzeniem łączysz z innym zawodem, pracując jako ring girl podczas gal MMA organizowanych przez federację KSW. Przecież to dwa zupełnie odrębne światy!
- I tak, i nie. Rola girl jest wizerunkowa. Naszym zadaniem jest upiększanie gali swoją obecnością, wyglądem, wyprowadzanie zawodników do walki, ustawianie ich w klatce i pokazywanie tabliczek informacyjnych między rundami. W tym sensie jest więc to zadanie sceniczne, wymagające nienagannej formy i prezentacji. Szczerze mówiąc, dużo pod tym względem zawdzięczam Przemkowi, to on mnie namawiał do intensywnego treningu sylwetki, co wyszło mi na dobre. Kiedy przeprowadziłam się z mojego rodzinnego Wejherowa do Warszawy, i szukałam pracy, rzucił pomysł, bym zgłosiła się do KSW, bo tam są najlepsze dziewczyny. Na początku pracowałam jako hostessa, ale miałam większe ambicje, zgłosiłam się do castingu na ring girl i bez problemu zostałam przyjęta.
Sporty walki budzą ogromne emocje, zawodnicy kipią testosteronem, czasem jest jatka, złość, brutalna gra - nie czujesz się czasem zagrożona?
- Przede wszystkim jest nas na gali zawsze po kilka ring girls, poza tym najlepsze jest to, że ci silni mężczyźni naprawdę nas słuchają! Przyznaję, że parę razy musiałyśmy się z dziewczynami trzymać na dystans, żeby nam się nie oberwało. ale to są incydentalne przypadki. Generalnie atmosfera tych gal jest kapitalna, mnóstwo kibiców na hali, czuć od nich wielką energię, jak dopingują. Większość z nas, ring girls przyjeżdża ze swoimi chłopakami, narzeczonym, ja teraz z mężem, razem spędzamy czas po pracy, jest bardzo rodzinnie i miło. Lubię tę pracę.
Swoje życie opisujesz skrupulatnie w mediach społecznościowych, co z zainteresowaniem śledzą tysiące już followersów...
- Jest mi niezmiernie miło, że ludzie oczekują tych wpisów ode mnie, czytają je, reagują, to znaczy, że moje różne działania są dla nich ciekawe i inspirujące. Aktywność w sieci traktuję trochę jak swój życiowy pamiętnik, staram się dokumentować sprawy ważne, ale też te codzienne, bieżące, czasem zabawne, czasem smutne, bo z tego składa się nasze życie.
Budowanie internetowej marki własnej, opartej na znacznych zasięgach, wiąże się z lukratywnymi kontraktami od reklamodawców - czy do tego zmierzasz?
- Byłabym nieuczciwa, gdybym mówiła, że robienie fajnej rzeczy za fajne pieniądze mnie nie interesuje, ale z tą reklamą jestem ostrożna. Promuję tylko te produkty, które znam, których sama używam i w tym obszarze nie uznaję kompromisów. Po prostu staram się żyć w zgodzie z własnym sumieniem i nikogo nie wprowadzać w błąd, nawet nieświadomie. Jak dotąd, dobrze na tej filozofii życiowej wychodzę.
Jakie są twoje plany zawodowe na najbliższy czas? Czy zamierzasz dalej robić to wszystko, co dotąd - grać, śpiewać, występować na sportowych galach, rozwijać karierę influencerską...?
- Dorzućmy jeszcze do tego agencję hostess i modelek, którą prowadzę od paru lat i pracę w modelingu, czym również się sama zajmuję... Faktycznie dużo tego, ale muszę przyznać, że jestem mistrzynią planowania, u mnie nie ma rzeczy niemożliwych, potrafię te wszystkie obszary ze sobą połączyć i w każdym z nich dawać z siebie sto procent. Przez rok, po maturze, studiowałam zarządzanie. Niestety, z powodu nadmiaru obowiązków rzuciłam je, ale niewykluczone, że do nich wrócę. Myślałam też o szkole aktorskiej, nawet dwa razy podchodziłam do egzaminów. Niestety, bez sukcesu. Z drugiej strony, jak widać, potrafię grać bez dyplomu, więc jeszcze się zastanowię. Na pewno stawiam na dalszy rozwój i nie zamierzam odpuścić żadnej z tych rzeczy, którymi się zajmuję, i iść do przodu.
A prywatnie? Jakie są twoje marzenia, zamierzenia?
- Na pewno chciałabym zostać mamą. Myślimy o tym z Przemkiem coraz poważniej i podejrzewam, że to się niedługo spełni. Moim celem była od zawsze szczęśliwa, kochająca rodzina, spokojne, bezpieczne życie i realizacja życiowych planów, czyli to, co robię teraz. I tak sobie myślę, że oby tak dalej - i będzie dobrze.
Rozmawiała: Jolanta Majewska-Machaj
Zobacz też:
"Barwy szczęścia": Odcinek 2871. Poprosi ją o rękę. Takiej odpowiedzi się nie spodziewał!
"Na dobre i na złe": Odcinek 895. Nowy bohater w serialu. Zostanie jej chłopakiem?