Aleksandra Popławska dołączyła do obsady "Barw szczęścia"!
- Na początku każde wyjście na scenę przypominało katusze. Było mi ciężko oswoić się z myślą, że ktoś mnie obserwuje, ale z czasem pokochałam ten zawód - mówi Aleksandra Popławska, która właśnie dołączyła do "Barw szczęścia".
Czuje się pani aktorką czy reżyserką? A może taki podział panią ogranicza, bo chce pani uprawiać oba zawody?
- Na razie pracuję i jako aktorka, i jako reżyserka, ale może przyjdzie czas, gdy będę musiała się na coś zdecydować. Mam dużo planów zawodowych. Dołączyłam do obsady "Barw szczęścia", i pracuję na planie serialu "Wataha", w którym gram główną rolę kobiecą - prokurator tropiącą przestępców. Zdjęcia kręcimy w Bieszczadach. Z kolei w Krakowie reżyseruję przedstawienie dyplomowe studentów PWST. Do tego dochodzą próby do spektaklu w warszawskim Teatrze Dramatycznym i zdjęcia do przedstawienia Teatru Telewizji "Między nami dobrze jest". I jeszcze projekty reżyserskie...
Sporo tych zadań.
- Nigdy nie wiadomo, co nas spotka, szczególnie w tych szalonych czasach. Z dnia na dzień dowiadujemy się o propozycji pracy, o tym, że zdjęcia zostały przesunięte lub odwołane. Rynek jest dziki i nieokiełznany.
W takich okolicznościach trudno cokolwiek zaplanować, na przykład urlop, ale przynajmniej nie można się nudzić.
- Czasami pojawia się kilka propozycji zawodowych na raz, a za chwilę nie robi się nic. Był taki okres w moim życiu, gdy nawet nie myślałam o urlopie. Można tak funkcjonować, ale w pewnym momencie, po dwóch latach intensywnej pracy, stwierdziłam, że muszę gdzieś wyjechać na dwa tygodnie. Udało się, choć nie było łatwo. Nigdy nie pracowałam w konkretnych godzinach, na przykład od dziesiątej do osiemnastej. Mój zawód pozwala na zmianę otoczenia, warunków. To dość atrakcyjne. Sądzę, że znacznie gorzej mają ludzie zatrudnieni w korporacjach, którzy cały czas funkcjonują w takim samym środowisku.
Tak jak Nina, którą pani gra w "Barwach szczęścia"?
- Nina jest szefową, więc może sobie pozwolić na większą swobodę. Jej mąż, który jest Niemcem, założył dużą firmę informatyczną, a ona prowadzi oddział w Polsce. Nie za bardzo się między nimi układa, są w separacji. Zobaczymy, jak potoczą się losy mojej bohaterki. Może jest intrygantką i przyjechała tylko po to, by zamieszać w życiu Marka (Marcin Perchuć) i Marii (Iza Kuna), a może zostanie na dłużej i będzie się z nimi przyjaźnić?
Marek wpadnie jej w oko?
- Przed laty byli parą, ale rozstali się. Nina zdecydowała się wyjechać za granicę, gdzie otrzymała propozycję pracy, a Marek został w Polsce. Jego ambicje wzięły górę, chciał być samodzielny. Dlatego ich związek się rozpadł. Ona ma mu to za złe, pewnie zostało w niej uczucie, które teraz, po latach, odżywa. Czy będzie na tyle silne, że zacznie knuć intrygi, żeby rozbić małżeństwo Marka z piątką dzieci w tle - pokaże czas. To bolesna historia.
W jakich okolicznościach Nina ponownie pojawi się w życiu Marka?
- Marek zacznie pracować w jej firmie. Moja bohaterka zostanie jego szefową. Zależność zawodowa będzie dla niej okazją do manipulacji. Z pierwszych scen wynika, że Nina wykorzysta fakt, że Marek jest jej pracownikiem. Wezwie go po godzinach, niby do awarii. Zaczyna się...
Wygląda na to, że fani związku Marii i Marka powinni obawiać się Niny!
- Ja sama się jej obawiam, widzowie powinni tym bardziej. Maria i Marek tworzą ciekawą parę, lubię Izę Kunę i Marcina Perchucia i nie chcę za bardzo mieszać w ich serialowej relacji, bo jeszcze przeniesie się to na życie (śmiech).
Pani siostra Magdalena także jest aktorką. Czy ten zawód to wasza rodzinna tradycja?
- Nasza mama marzyła, żeby zostać aktorką, ale ponieważ pochodzi ze Śląska z rodziny górniczej, nie miała szans, żeby zdawać do szkoły teatralnej. Zawsze była pasjonatką, do dziś zajmuje się kulturą - prowadzi Teatr Prawdziwny. Wspaniała inicjatywa. Integruje dzieci pełnosprawne z niepełnosprawnymi, tworzy i reżyseruje przedstawienia z ich udziałem. Zaszczepiła w nas bakcyla aktorstwa, a jej talent podzielił się na moją siostrę i na mnie. Dzisiaj przychodzi na spektakle i ogląda filmy, w których gramy.
Rozmawiał Kuba Zajkowski