Aktorka pierwszy raz w takim wydaniu. Ten serial poruszy Polaków
9 listopada TVP1 wyemituje pierwszy odcinek nowego serialu Kuby Czekaja "Czarna śmierć". Nowatorsko zrealizowana produkcja opowie o wydarzeniach, które w 1963 roku wstrząsnęły Wrocławiem. Jedną z głównych ról zagrała tam aktorka Agnieszka Podsiadlik. W rozmowie z Interią opowiedziała o kulisach produkcji, swojej postaci oraz innych projektach, które realizowała w ostatnim czasie. "Chciałabym jak najdłużej wykonywać ten zawód" - mówi.
Agnieszka Podsiadlik przez wiele lat była aktorką etatową w teatrze TR Warszawa, gdzie zagrała m.in. we wszystkich sztukach Rene Pollescha. Dziś gościnnie występuje w spektaklach. Nawiązane przez nią znajomości na planach filmów i seriali często owocują nie jednym, a kilkoma projektami z tym samym twórcą. U Johna Skooga pojawiła się w filmach "Sezon" oraz "Redoubt". Z Małgorzatą Szumowską współpracowała przy "Twarzy" oraz "The Idiots", a z Kubą Czekajem spotkała się na planach "Baby Bump", "Królewicza Olcha" czy "Czarnej śmierci", która 9 listopada debiutuje na antenie TVP1.
Nowa produkcja to thriller medyczny z elementami kina szpiegowskiego. Pokazuje opartą na prawdziwych wydarzeniach historię, która wstrząsnęła Polską w 1963 roku, gdy Wrocław został sparaliżowany przez epidemię ospy prawdziwej. To pierwszy serial, w którym Agnieszka Podsiadlik zagrała główną rolę. W rozmowie z Kingą Szarlej z Interii aktorka przybliżyła czytelnikom kulisy produkcji, zarysowała postać swojej bohaterki oraz opowiedziała także o innych projektach, w których brała ostatnio udział. Jednym z nich był film Johna Skooga "Redoubt", który reprezentowała na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w San Sebastián.
Kinga Szarlej: We wrześniu brała pani udział w Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w San Sebastián, gdzie swoją premierę miał film Johna Skooga "Redoubt". Jak przebiegła projekcja i jak zareagowała publiczność?
Agnieszka Podsiadlik: - Rzeczywiście premiera tego filmu odbyła się w San Sebastian. Niedawno "Redoubt" miał też pokaz na BFI London Film Festival. Zobaczymy, czy w Polsce będzie można ten film obejrzeć, ale festiwal w San Sebastián to był bardzo przyjemny czas. Cieszyłam się, że będę mogła premierowo zobaczyć film razem z publicznością - możliwość wspólnego oglądania i przeżywania filmu na festiwalach jest czymś, co bardzo lubię. Pokaz zrobił na mnie duże wrażenie. Nasza premiera odbyła się dosyć późno, około 22.00, a potem było jeszcze spotkanie z publicznością i pomimo tak późnej pory, niemal wszyscy widzowie na nim zostali. Było mi bardzo miło i cieszę się, że odbiór filmu był tak dobry, a pierwsze recenzje tak pozytywne.
Czy mogłaby pani przybliżyć fabułę filmu i zarysować swoją bohaterkę? Wiem, że ta rola została napisana specjalnie dla pani.
- To moje kolejne spotkanie z Johnem Skoogiem i faktycznie napisał tę rolę dla mnie. Pierwszy raz pracowaliśmy przy filmie "Sezon", który w Polsce miał swoje pokazy na festiwalu Nowe Horyzonty. To spotkanie było świetne - twórczo dobrze się rozumiemy. Dlatego ucieszyłam się, kiedy John zaprosił mnie po raz kolejny. Ponadto dowiedziałam się, że w głównej roli występuje Denis Lavant, którego bardzo cenię i lubię. W "Redoubt" moja postać spotyka się z bohaterem, którego gra Denis. Opowieść jest oparta na faktach. Zdjęcia były kręcone w rodzinnym regionie reżysera, w Skanii w Szwecji. To jest historia człowieka, który podczas zimnej wojny tak bardzo obawiał się najazdu Rosjan, że zaczął fortyfikować swój dom. Mieszkał sam na wsi i nie był zamożnym człowiekiem, więc zaczął "uzbrajać" ten dom w rzeczy, które znalazł: stary rower, wyrzucony stelaż łóżka i inne przedmioty codziennego użytku. W konsekwencji tych działań powstała swego rodzaju instalacja, którą obecnie można zwiedzać, bo dom przetrwał. Postać tego niezwykle oryginalnego człowieka tak bardzo zainspirowała reżysera, że napisał scenariusz - poetycką historię, która patrząc na czasy w jakich żyjemy, jest wciąż aktualna. Całość kręcona była na taśmie 35 mm w czerni i bieli, więc to nadaje jej specyficzny klimat. W filmie gram postać która nosi moje imię i jako jedyna trafia do pilnie strzeżonej fortecy. Razem z głównym bohaterem spędzają dosyć długi czas i rozmawiają ze sobą na tyle, na ile potrafią. To była bardzo ciekawa postać dla mnie do zagrania, bo jest to ktoś na skraju jawy i snu, marzenia i rzeczywistości. Pojawia się w szczególnym dla niego momencie i przeprowadza go na drugą stronę, cokolwiek tą drugą stroną może być. To jedyna taka długa sekwencja w filmie - wyłącznie dwójkowa.
Wspomniała pani, że to kolejna współpraca ze szwedzkim reżyserem, ale nie jest on jedynym twórcą, z którym podjęła pani ponowną współpracę. Mamy chociażby Małgorzatę Szumowską czy Kubę Czekaja. Lubi pani pracować z osobami, z którymi połączyły panią inne projekty?
- Tak i myślę, że z wzajemnością. To jest trochę tak, jak z podróżami. Mam takie miejsca, do których bardzo lubię wracać, ale za każdym razem też lubię odkrywać nowe. W tych spotkaniach twórczych jest tak, że są osoby, z którymi bardzo lubię pracować, a oni lubią pracować ze mną. To jest chyba kwestia porozumienia, podobnej wrażliwości, dobrego spędzania czasu ze sobą. I za każdym razem to jest zaproszenie, co jest jeszcze bardziej wyjątkowe - bo to nie jest przypadek czy casting. Ktoś zaprasza mnie ponownie we wspólną podróż. W przypadku Małgorzaty Szumowskiej to było kolejne spotkanie po filmie "Twarz", z którym byliśmy na Berlinale i zdobyliśmy Srebrnego Niedźwiedzia. "The Idiots" to film w dużym stopniu anglojęzyczny, w mniejszym niemieckojęzyczny. Moja postać mówi po niemiecku i to było dla mnie nowe doświadczenie, choć to język który znam. Grałam z dwójką świetnych aktorów: Aimee Lou Wood i Johnny Flynnem. Miło wspominam ten czas, bo lubię pracować z Małgorzatą Szumowską i Michałem Englertem. Oni wytwarzają taką gorącą atmosferę na planie, dają poczucie sprawczości i działania. Jeśli chodzi o Kubę Czekaja, to "Czarna śmierć" jest naszym czwartym spotkaniem. Tutaj mówimy już o wieloletniej artystycznej ścieżce, bo rzeczywiście wracamy do współpracy co kilka lat. Wspólnie dojrzewamy, dorastamy filmowo, bo to są spotkania w kontekście tematów, które nas interesują. To też jest ekscytujące, bo za każdym razem, kiedy pracujemy, towarzyszy temu uczucie, że to, co robimy, jest ważne.
Wspomnieliśmy o "Redoubt" i "The Idiots". Czy specyfika pracy na planach międzynarodowych w porównaniu do tych w pełni polskich jest inna? Czy wymaga od pani innych przygotowań?
- Ostatnio pojawiłam się też w drugim sezonie serialu BBC "World on Fire". Spędziłam trochę czasu w Belfaście, bo tam były zdjęcia z międzynarodową ekipą. Bardzo dobrze się czuję w takim gronie, szybko się odnajduję i łapię porozumienie. Każda z tych prac też ma swoją specyfikę, ale dla mnie to jest zawsze wzbogacające: nowa przygoda, nowe otwarcie, nowe wyzwanie. A czy się różni? Zwykle jestem w takim miejscu, że ktoś mnie wybrał i zaprosił, więc to daje mi poczucie pewności siebie i właściwie nie muszę niczego dodatkowo udowadniać. To jest międzynarodowe środowisko, i nie występuję w nim wyłącznie w kontekście polskim - reprezentuję siebie. W teatrze też miałam doświadczenia zagraniczne, mówię tutaj o pracy m.in. z Rene Polleschem. Bardzo lubię projekty zagraniczne tak, jak lubię międzynarodowe festiwale filmowe, to możliwość twórczej wymiany.
Oprócz filmów mamy dwie głośne serialowe premiery: "Glina: Nowy rozdział" i "Czarna śmierć". Łączy je wątek kryminalny, ale pod względem realizacji są to dwa kompletnie różne dzieła. Lubi pani takie kontrasty między projektami?
- Bardzo lubię. W ostatnim czasie miałam wiele takich różnorodnych spotkań. W przypadku "Gliny" to było zaproszenie po 17 latach, ponieważ wcześniej miałam propozycję zagrania w poprzednich sezonach, ale nie mogłam wziąć w nich udziału. Skoro zatem propozycja wróciła, to też się długo nie zastanawiałam. Spotkałam się tam z Dariuszem Jabłońskim, reżyserem z którym bardzo dobrze mi się pracowało. "Glina" to pewien klimat, forma i styl, które widzowie znają z poprzednich odsłon. Twórcom zależało na tym, by to utrzymać. Natomiast jeśli chodzi o "Czarną Śmierć", to muszę przyznać, że po dwóch odcinkach, które obejrzałam w kinie, byłam pod ogromnym wrażeniem. Moim zdaniem to nowoczesne potraktowanie tematu, odświeżające, a jednocześnie stylowe i dobrze wyważone. Uważam, że udało się uchwycić balans między treścią a formą. Ten serial ma intrygujący klimat, dzieje się w latach 60., jest tu też zastosowany ciekawy zabieg połączenia fabuły z autentycznymi kronikami z tamtych lat i stylizacją kolorem. Świetne było to, że pierwsze dwa odcinki można było zobaczyć w kinie razem z publicznością podczas Warszawskiego Festiwalu Filmowego, rzadko zdarza się, że serial można zobaczyć w kinie. Oczywiście, nie będę ukrywać, że się stresowałam, bo nigdy nie wiadomo, jaki będzie odbiór publiczności. To się bardzo czuje w sali podczas projekcji, czy widzom się podoba, czy nie. Dlatego ucieszyło mnie, że publiczność zareagowała entuzjastycznie.
W serialu wciela się pani w Łucję Winter, agentkę wywiadu. Co jest takiego wyjątkowego w tej postaci?
- Łucja Winter to dla mnie zupełnie nowe odkrycie. To typ postaci, jakiej do tej pory nie miałam okazji zagrać, ale jak się okazało, to była dla mnie duża przyjemność. Łucja jest niezależną, wysoko postawioną na szczeblach władzy kobietą, co w latach 60. nie było takie oczywiste. Jej największą bronią jest błyskotliwość i inteligencja - to typ kobiety określanej jako "femme fatale". Moja bohaterka świetnie się odnajduje w męskim gronie. Nie mogę tutaj za dużo zdradzać, ale Łucja Winter niejednokrotnie widzów zaskoczy. Ona jest wyjątkowa, bo ma wiele twarzy. Właściwie potrzeba całego serialu, żeby to powoli odkryć i dowiedzieć się kim tak naprawdę jest.To było duże, ale też bardzo przyjemne wyzwanie by stworzyć tę postać, bo Łucja Winter jest światową kobietą w szarym i siermiężnym PRL-u. Skrywa też pewną tajemnicę, która na początku stawia wiele pytań, ale potem wszystko zaczyna układać się w jedną całość. Ten serial jest inspirowany prawdziwymi wydarzeniami i poniekąd prawdziwymi bohaterami, ale jednak jest to fikcja, miałam więc sporą przestrzeń na kreację. Myśląc o bohaterce zastanawiałam się, jak ona się nosi, jak się porusza, jaki ma styl, jak się zachowuje. Po przeczytaniu scenariusza dużo o niej wiedziałam. Starałam się maksymalnie wykorzystać to, co było zapisane i uruchomić swoją wyobraźnię, by stworzyć pełnowymiarową postać.
"Czarna śmierć" opowiada o prawdziwych wydarzeniach z lat 60., gdy Wrocław został zamknięty z powodu epidemii, ale nie trzeba daleko szukać - sami doświadczyliśmy podobnych wydarzeń kilka lat wcześniej. Czy pandemia COVID-19 w jakiś sposób przyczyniła się do pani postrzegania tej historii?
- Mówimy tutaj o 1963 roku, gdzie kontekst polityczny jest niezwykle ważny, jednak pewne sytuacje, które doskonale znamy z pandemii, wyglądały identycznie. Sama kondycja człowieka nieświadomego, znajdującego się w sytuacji zagrożenia, czasami bez wyjścia, obawy o życie swoje i bliskich są uniwersalne. Mogę powiedzieć o tym ze swojej perspektywy kiedy w tamtym czasie produkcje filmowe były zatrzymane a teatry zamknięto. Tak jak każdy wtedy byłam w momencie troski o byt, o przyszłość, o zdrowie. Spotkałam się z poczuciem braku sprawczości. Z kolei w "Czarnej śmierci" moja bohaterka jest po tej drugiej stronie w pewien sposób uprzywilejowanej. Jest ze świata polityki, czyli tych, którzy wiedzą więcej i podejmują decyzje. Jest sprawczą siłą i od niej zależą losy innych. To, o czym rozmawiamy w kontekście pandemii, czyli o kondycji ludzkiej w sytuacji zagrożenia, o walce o siebie, o potrzebie wspólnoty - w "Czarnej śmierci" też jest pokazane.
Jest pani w branży już od dłuższego czasu. Czy z wiekiem coś zmieniło się w pani podejściu do aktorstwa? Może dziś bardziej ufa pani intuicji niż samemu warsztatowi?
- W moim przekonaniu człowiek ciągle się zmienia tak, jak zmienia się rzeczywistość. Przez wiele lat byłam w teatrze na etacie, a teraz gram w nim gościnnie. Taka sytuacja daje mi przestrzeń na inne formy aktorskiej działalności i inną twórczość. Myślę, że teraz więcej przychodzi do mnie zaproszeń z różnych stron, co mnie cieszy. To jest też to, co bardzo sobie w tej pracy cenię - możliwość doświadczania różnorodności i bycia otwartą na nowe wyzwania.
Czy po tylu latach pracy ma pani jeszcze jakieś niezrealizowane marzenia aktorskie?
- Przede wszystkim, bardzo bym chciała móc jak najdłużej wykonywać ten zawód. Sprawia mi nieustająco dużo radości. Nie mam takich bardzo sprecyzowanych marzeń, że chciałabym na przykład z kimś konkretnie pracować albo zagrać jakąś konkretną rolę. Po prostu doceniam te rzeczy, które do mnie przychodzą i są zaproszeniem do współpracy, a tym samym do przeżycia czegoś nowego. Tak więc, jeśli w moim życiu będą się pojawiały kolejne nowe spotkania i nowe artystyczne wyzwania, to jednocześnie będzie to spełnienie mojego aktorskiego marzenia.
Zobacz też: Kiedyś świat przypominał "Władcę Pierścieni". Niezwykła seria o historii ewolucji