Cała Polska zna jego role. Szuka takiej, która zerwie z jego wizerunkiem
Widzowie kochają go za role w takich kultowych produkcjach jak "Chłopaki nie płaczą", "Poranek Kojota", "Kiler-ów 2-óch" czy "Sztos" i "Sztos 2". Teraz występuje w popularnym serialu "Uroczysko". Uważa jednak, że dopiero przed chwilą dostał najważniejszą rolę życia. W rozmowie z Interią nie tylko opowiada o "Uroczysku", ale również o prawdziwej męskości i zaszufladkowaniu w aktorstwie.
Michał Milowicz to aktor, którego widzowie pokochali za kultowe role w takich hitach jak "Chłopaki nie płaczą", "Kiler-ów 2-óch" czy "Sztos". Teraz możemy oglądać go w popularnym serialu "Uroczysko", gdzie wciela się w postać Kordasa - mężczyzny o skomplikowanej przeszłości i twardych zasadach. Choć rola ta daje mu wiele aktorskich wyzwań, Milowicz przyznaje, że dopiero niedawno otrzymał najważniejszą rolę w swoim życiu - został ojcem.
W rozmowie z Martyną Janasik dla Interii aktor opowiada nie tylko o pracy nad "Uroczyskiem", ale także o tym, jak postrzega prawdziwą męskość i dlaczego chce zerwać z łatką "macho" i pragnie przełomu, jakiego doświadczył Anthony Hopkins po "Milczeniu owiec". Mówi też o marzeniach związanych z aktorstwem, inspiracjach Elvisem Presleyem i Johnem Travoltą oraz o tym, dlaczego wrażliwość jest dla niego kluczowa, zarówno na scenie, jak i w życiu.
Martyna Janasik, Interia: W jednym z wywiadów dla Polsatu powiedziałeś, że twoja postać w "Uroczysku" ciągle się rozwija. Czy aktor zmienia się razem z postacią, czy to postać rozwija się wraz z aktorem?
Michał Milowicz: - To dzieje się równocześnie, wielowymiarowo. Zmiana postaci wpływa na moją grę, a rozwój moich umiejętności wzbogaca ją. Czekam na moment w scenariuszu, który pozwala mi na aktorskie wyzwanie. Moja postać w "Uroczysku" to sinusoida. Z każdym sezonem staje się coraz bardziej złożona. Czasem łagodna, czasem twarda, ale zawsze silna. Teraz jest pełna niepewności, a im więcej ich będzie, tym większe wyzwania aktorskie.
Granie postaci o takim wachlarzu emocji musi być sporym wyzwaniem.
- Tak, to pozwala na większą różnorodność w grze aktorskiej i odkrywanie nowych obszarów moich umiejętności.
I granie rzeczy, których w życiu byś nie zrobił, prawda?
- Dokładnie. To sprawia, że zawsze mogę zaskoczyć samego siebie.
Twoja postać w "Uroczysku" nie jest krystaliczna. Co sprawia, że Kordasa można polubić?
- Kordas ma swoje zasady i honor. Mógłby wybrać ciemną stronę, ale jego kodeks moralny go powstrzymuje. Ma jednak córkę i tu myślę, że w razie jakichś z nią związanych sytuacji budzących niepokój, byłby w stanie stać się kimś zupełnie innym i pokazać swoje inne oblicze. W końcu nie wymaże z życiorysu swojej przeszłości i naginania prawa. Myślę, że dla niej byłby gotów złamać granice.
Życie nas stale testuje. Kiedy dochodzi do momentu, gdy przekraczamy granicę?
- Granice budują napięcie w filmach i serialach. Dzięki temu w "Uroczysku" wszystko może się wydarzyć.
Jak zachęciłbyś do seansu tych, którzy jeszcze nie oglądali "Uroczyska"?
- To miejsce, gdzie może wydarzyć się absolutnie wszystko. Jest urocze, ale i mroczne. Już w samej nazwie jest coś magicznego i niepokojącego. Z jednej strony jest miło, ale z drugiej strony mamy dreszczyk emocji. "Uroczysko" jest jak ten klaun w horrorach - na pierwszy rzut oka przyjazny, ale z biegiem czasu przeraża.
Klaun to jedna z najbardziej tragicznych postaci, jakie znam.
- Tak, to postać tragikomiczna. W "Uroczysku" mamy coś podobnego - uśmiech, który kryje mroczne intencje.
Wiesz, przeczytałam, że po spektaklu "Elvis" nazywano cię polskim Elvisem i Travoltą. Czy była jakaś rola Elvisa lub Travolty, która cię szczególnie fascynowała?
- Elvis Presley był ikoną. Jego głos i muzyka oraz sceniczna charyzma porywały mnie od najmłodszych lat. Uwielbiałem słuchać jego piosenek, tańczyć i śpiewać razem z nimi. To był właśnie rock’n’roll, z którego nutami na ustach wiem, że się urodziłem.
Czyli masz scenicznego pazura po Elvisie.
- Pamiętam że dziewczyny na obozie żeglarskim, kiedy pierwszy raz zagrałem na gitarze i zaśpiewałem ,"Love Me Tender", stwierdziły, że mój głos brzmi jak Elvisa i wtedy stwierdziłem, że spróbuję pójść w tę stronę wokalną i zobaczymy co przyniesie przyszłość.
No i tak to się zaczęło. To sceniczny pazur po Elvisie. Co z Travoltą?
- John Travolta w "Gorączce sobotniej nocy" i "Grease" zrobił na mnie ogromne wrażenie. Jego dynamika w tańcu w połączeniu z grą aktorską pełną humoru zafascynowały mnie. Było to dla mnie ogromnym wyzwaniem i radością jednocześnie móc zagrać w Teatrze Roma postać Danny’ego Zuko, którą grał John Travolta. To było jedno z moich marzeń, które się ziściło.
Czy masz jakąś rolę marzeń, której chciałbyś się podjąć?
- Chciałbym zagrać rolę, która pozwoli mi całkowicie zmienić wizerunek, jak zrobił to Maciej Stuhr choćby w serialu ,"Szadź". Pamiętam jak mówił, że czeka na taką rolę, która kompletnie zmieni jego dotychczasowy wizerunek i jednocześnie pozwoli wyzwolić nowe moce wyrazów aktorskich i da pewnego rodzaju spełnienie. Czekam i liczę, że i mnie będzie dane coś podobnego, a to tak naprawdę zależy od wyobraźni i zaufania reżyserów i producentów. Anthony Hopkins zrobił to w "Milczeniu owiec", na które również czekał lata. Każdy by pragnął takiej roli, ale nie każdemu jest to dane oczywiście z różnych przyczyn. Krótko mówiąc, nie powinno się szufladkować aktorów i podcinać skrzydeł, a wręcz przeciwnie, właśnie odważnie dawać im szanse, aby odkrywali swoje możliwości, które w nich drzemią i czekają na przebudzenie.
Czujesz się zaszufladkowany?
- Teraz zdecydowanie mniej. Mam większy wachlarz ról, ale wciąż pojawia się ten "macho" w moich postaciach.
Tylko tu się pojawia pytanie. Co tak naprawdę obecnie oznacza "macho"?
- Dokładnie. Mogę ogolić włosy, zaczesać do tyłu, zmienić zarost - będę od razu zupełnie innym człowiekiem. Wystarczy odrobina wyobraźni, a tu macho nie ma nic do rzeczy. Jestem normalnym mężczyzną. Dla mnie "macho" jest bycie ojcem. To najważniejsza rola życia.
Zgadzam się. Prawdziwa siła mężczyzny pojawia się, gdy otwiera się na drugiego człowieka i okazywanie uczuć. Gdy pojawia się dziecko, otwiera się w nim coś, czego nie byłby w stanie sam odkryć.
- Powiedziałaś bardzo ważną rzecz - okazywanie uczuć i wyrażanie ich. W moim pojęciu macho to jest mężczyzna, który nie boi się być wrażliwy.
Przecież w aktorstwie spotykanie się z uczuciami jest koniecznością.
- Wrażliwość, lub raczej nadwrażliwość, bo to charakteryzuje generalnie artystów, pozwala na dogłębne, wielowarstwowe spojrzenie z wielu stron na każdy aspekt twórczy, czy to roli, czy utworu, czy obrazu, czy improwizacji piosenki. Dzięki wrażliwości staramy się wczuć w rolę danej postaci i na czas gry po prostu być tą inną osobą, z innym bagażem doświadczeń, problemów i radości życiowych.
Czy czerpiesz z tej wrażliwości w pracy? Przenika się u ciebie twoje prawdziwe ja z postaciami?
- Staram się, by skutecznie, oddzielać prywatność od pracy i ról, które odgrywam. Na pewno odrobina prawdziwego ja, jest gdzieś zawarta w każdej z moich postaci. Jednak to tylko mały pierwiastek przy całokształcie tworzenia osobowości, którą trzeba wykreować. To też zależy, jak blisko jest moje ja do danej postaci.
Co chcesz przekazać swoimi postaciami? Po co jesteś aktorem?
- Pragnę przede wszystkim przekazywać poprzez prawdę danych postaci, które odgrywam, emocje! To one mają wzbudzać zarówno refleksje, jak i uśmiech, czy radość, wprowadzać widzów w inną rzeczywistość. Aktorem się nie jest po coś, zazwyczaj jest się nim po prostu z powołania. Nie wymyśliłem sobie tego zawodu, on we mnie kiełkował i dojrzewał razem ze mną. Chociaż z moich dotychczasowych głównych ról można by wnioskować, że jestem po to aktorem, aby wyzwalać uśmiech na twarzach widzów.
Patrząc na twoich przodków, uważasz, że byłeś skazany na sztukę?
- Nie myślałem o tym, ale od dziecka miałem inklinacje do sztuki. Chowałem się za zasłoną, która imitowała kotarę i przed ówczesną widownią, którą było grono przyjaciół rodziców. Deklamowałem wiersze i śpiewałem, po czym kłaniałem się i czekałem na oklaski. Podobnie było w przedszkolu. Nikt mnie tego nie uczył, to przyszło naturalnie.
Gdyby powstał o tobie film, kto by cię zagrał?
- Myślę, że mógłbym zagrać siebie. Wiem, że do tego trzeba mieć spory dystans do siebie. W jakimś stopniu posiadam, ale raczej lepiej by było zrobić casting i powierzyć komuś tę rolę, chociażby młodszego Milowicza.
Tak patrzę na ciebie i zastanawiam się kogo mi przypominasz - kto ma podobne włosy czy rysy. Przyszedł mi do głowy Jakub Gierszał.
- Kuba Gierszał to świetny, wręcz wybitny aktor. Na pewno mógłby mnie genialnie zagrać z czasów poprzednich dekad... a może i współcześnie, charakteryzacja czyni przecież cuda.
Jakby nazywał się film o tobie?
- Mój pseudonim to Milo. Tak mnie nazywają przyjaciele. Może "Milo", lub słowo, które zawiera w sobie tę ksywkę. Może "Milowy krok". Ta nazwa mogłaby być adekwatna i mocna marketingowo.
Nowe odcinki "Uroczyska" z Michałem Milowiczem w roli Kordasa od poniedziałku do czwartku, godz. 19:40, na antenie Polsatu.
ZOBACZ TEŻ:
Gwiazdor zaskoczony wyznaniem dziennikarki. "Jestem zawstydzony"