Po latach wrócił do TVP. "Wejście na szczyt popularności nie było dla mnie trudne"
"Pewną częścią mojej egzystencji jest to, że jestem człowiekiem popularnym. Myślałem, że gdy człowiek znika z anteny, to natychmiast traci popularność. Nic podobnego!' - mówi Maciej Orłoś, który po latach wrócił do TVP. Lubiany dziennikarz opowiada o "nowej" pracy w "Teleexpressie", popularności i swoim związku z Pauliną Koziejowską.
Maciej Orłoś po kilkuletniej nieobecności w TVP wrócił do prowadzenia "Teleexpressu". Bogatszy o nowe doświadczenie, jakie zdobył prowadząc własne programy w internecie, m.in. "W telegraficznym Skrócie" na YouTube czy podcast "W związku", który prowadzi ze swoją życiową partnerką, Pauliną Koziejowską.
Łatwiej wspiąć się na szczyt i osiągnąć sukces, trudniej utrzymać wysoki poziom przez wiele lat. Jak panu się to udaje? 
Maciej Orłoś: - Wejście na szczyt popularności, paradoksalnie, wcale nie było dla mnie  trudne. Co więcej - nie było w tym żadnej mojej zasługi. No może  niewielka. Wszedłem do programu, który miał gigantyczną oglądalność w jednej z najpopularniejszych stacji w Polsce. A następnie robiłem to  przez 25 lat, więc moja popularność była konsekwencją popularności  "Teleexpressu". Moja zasługa była tylko taka, że chyba na tyle  sprawdziłem się, że prowadziłem program przez tyle lat. Potem, gdy  odszedłem, zdałam sobie sprawę, że zżyłem się z popularnością, polubiłem  ją [uśmiech - przyp. red.]. Pewną częścią mojej egzystencji jest to, że  jestem człowiekiem popularnym. Myślałem, że gdy człowiek znika z anteny, to natychmiast traci popularność. Nic podobnego! Dalej byłem  rozpoznawalny, zwłaszcza że budowanie jej trwała tak długo. Widocznie  zdążyłem się na tyle mocno utrwalić w umysłach ludzi, że moje obawy  okazały się niesłuszne. 
Jak wygląda pana zwykły dzień. Zaczyna pan od kawy i przeglądu prasy?
- Dokładnie! Woda z cytryną, potem kawa i przegląd prasy. Z tym, że  zaczynam od przeglądu internetu. Mam wykupiony dostęp do większości  tytułów prasowych w internecie i wszystko, co mógłbym mieć na papierze,  mam w komórce. Moje życie zawodowe to telefon. Bycie na bieżąco jest  wyzwaniem, zwłaszcza w czasach, gdy tak dużo się dzieje, a news goni  newsa i wszystkie są na czerwono. Aby robić kanał na YouTube, który jest  komentarzem do bieżących wydarzeń, od wielu lat bez przerwy śledzę, co  się dzieje. Szczerze mówić teraz jest podobnie, nic się nie zmieniło.  Zdobytą wiedzę wykorzystuję w "Teleexpressie" i na swoim kanale, choć w inny sposób. 
Skąd pomysł na program "W telegraficznym Skrócie" na YouTube? 
- Inspiracją był "Teleexpress". Po odejściu z telewizji, widzowie pytali  mnie, dlaczego nie zrobię własnego "Teleexpressu" online. Słyszałem to  pytanie wiele razy. Mówiłem, że jest to niemożliwe, z bardzo wielu  powodów - finansowych, organizacyjnych. Nie zrobi się programu  newsowego, na żywo, bo człowiek prywatny nie ma takich środków, takich  możliwości. Bez szans. Ale w końcu pomyślałem, że mogę zrobić coś, co  będzie nawiązywało do formuły "Teleexpressu", ale będzie inne. I tak  powstał program "W telegraficznym Skrócie", który komentuje  rzeczywistość w sposób krótki, dynamiczny i, mam nadzieję, dowcipny. 
Wraz ze swoją życiową partnerką, Pauliną Koziejowską prowadzicie podcast "W związku". To chyba był strzał w dziesiątkę? 
- To prawda. Pomysł na podcast był Pauliny, która jest blisko takich  tematów. Związki, relacje to dotyczy nas wszystkich, wielowątkowa  sprawa. Oczywiście, mieliśmy wiele obaw, czy w ogóle ten temat zaskoczy,  czy się ludziom spodoba, znajdzie swoich fanów? Zwłaszcza że na rynku  pocastowym i youtubowym konkurencja jest ogromna. Poza tym  zastanawialiśmy się, czy uda się nam zgrać. Na szczęście bardzo szybko  się zgraliśmy, nie było momentu przepychanek typu: "Co mi wchodzisz w słowo", "Dlaczego zdałeś takie pytanie?". Okazało się, że pomysł na  podcast był świetny, ponieważ ludzi bardzo kręcą takie tematy,  potrzebują takich rozmów, porad ekspertów. Mamy wysokie miejsce w rankingach, a to daje dużą satysfakcję. 
Czy pan i Paulina także uczycie się czegoś o związku dzięki temu formatowi? 
- Oczywiście. Oboje z Pauliną śmieliśmy się, że tym podcastem sprytnie  załatwiliśmy sobie "darmowe" terapie. Każde takie spotkanie to porcja  bezcennej wiedzy, jak budować relacje, na co uważać, co jest  najważniejsze, kluczowe dla związku. Podczas ostatniej rozmowy  dowiedzieliśmy się, że można "zagrzybiać kanapę". 
Co oznacza to sformułowanie i jakie ma znaczenie dla związku? 
- Siedzenie na kanapie i oglądanie telewizji non stop, bez kontroli.  Oczywiście można zagrzybiać kanapę, ale w sposób zaplanowany. Najgorzej,  jeśli robimy to regularne, chaotyczne i tracimy czas. I takie  zagrzybianie kanapy na pewno szkodzi związkowi. 
Widzowie znają pana jako człowieka telewizji i internetu, a jaki jest pan prywatnie? Co pana cieszy? Na co poświęca czas wolny? 
- Moją pasją jest moja praca, w tym aspekcie, że jest tak absorbująca, że  poświęcam jej mnóstwo czasu. Lubię oglądać dobre filmy, świetne seriale,  uwielbiam sport, zwłaszcza tenis i narty. 
Wiem, że kocha pan podróże. Pański ojciec zaraził pana miłością do  Bieszczad, pokochał pan też Mazury. Znajduje pan czas na wyprawy? 
- Niestety, nie mam na to zbyt dużo czasu. Moje podróże wiążą się  zazwyczaj ze sprawami zawodowymi. Prowadzę bardzo dużo szkoleń z zakresu  autoprezentacji w biznesie, wystąpień publicznych, prowadzę eventy, a to sprawia, że często podróżuję. Jeśli mogę, staram się w trakcie tych  podróży coś zobaczyć, odpocząć. Uwielbiam przemieszczać się samochodem,  słucham wtedy podcastów, audiobooków. To taki moment na wyciszenie. Mój  czas. Jeśli chodzi o podróże po świecie to jestem wielkim miłośnikiem  Europy. Mógłbym podróżować tylko po naszym kontynencie, mógłbym  miesiącami jeździć po Europie i odkrywać miejsca, których jeszcze nie  znam i gdzie jeszcze nigdy nie byłem. 
Rozmawiała: Edyta Karczewska-Madej