Miał raka, ale nie chciał się leczyć. „Mógłby jeszcze pożyć, gdyby nie pił”

"Myślę, że mógłby jeszcze pożyć, gdyby nie pił" - mówiła wdowa po Marku Frąckowiaku, aktorka Ewa Złotowska. Znany z seriali "07 zgłoś się", "Czas honoru" i "Ranczo" aktor nie rzucił alkoholu, nawet gdy wykryto u niego raka. "Miał nowotwór, nie chciał się leczyć. Od czasu do czasu 'leczył się' procentami" - dodawała Złotowska.

Marek Frąckowiak urodził się w Łodzi. Był absolwentem Wydziału Aktorskiego łódzkiej PWSFTviT (ukończył ją w 1974 roku). Był związany z warszawskimi teatrami: Nowym (1974-1977), Współczesnym (1977-1981), Na Woli (1985-1987), Rozmaitości (1987-1990), Adekwatnym (od 1993) oraz Teatrem Rampa (od 1999).

Niespotykanie krnąbrny człowiek

W kinie zadebiutował w 1971 roku w filmie Jerzego Passendorfera "Zabijcie czarną owcę". Rok później wystąpił w "Anatomii miłości" (1972) Romana Załuskiego. Ważniejsze role zagrał także w obrazach: "Niespotykanie spokojny człowiek", "Między ustami a brzegiem pucharu", "C.K. Dezerterzy", "Psy" czy "Młode wilki". Jego ostatnia kinową rolą była kreacja w "Kamerdynerze" Filipa Bajona, w którym Frąckowiak wcielił się w pruskiego żandarma.

Reklama

Widzowie z pewnością zapamiętali też aktora z kreacji w serialach: "07 zgłoś się", "Alternatywy 4", "Czas honoru", "Ranczo" czy "Plebania".

"Byłem krnąbrny. Nauczyciele nie mieli ze mną łatwego życia. Mamie stawiano ultimatum: syn przejdzie do następnej klasy pod warunkiem, że zmieni szkołę. Po maturze miałem do wyboru trzy drogi. Wszystkie związane z publicznymi występami: księdza, adwokata i artysty" - aktor mówił w jednym z wywiadów.

Frąckowiak jako pierwszy adaptował na scenę i wyreżyserował "Grażynę" Adama Mickiewicza. Premiera odbyła się 18 kwietnia 1993 roku na scenie Teatru Adekwatnego w Warszawie.

Ponadto był założycielem i prezesem Fundacji Przyjaciół Sztuk Aurea Porta, zajmującej się m.in promocją twórczości muzycznej, dramaturgicznej i graficznej Bogusława Schaeffera, a także felietonistą i karykaturzystą w czasopismach "Gentleman", "WIK", "VIP".

Marek Frąckowiak i Ewa Złotowska: Trudna miłość

Od 1992 roku Frąckowiak był mężem aktorki Ewy Złotowskiej, najbardziej znanej dzięki rolom dubbingowym, w tym pszczółki Mai, która w latach 80. przyniosła jej olbrzymią popularność.

Aktor szczerze mówił w wywiadach, że ma poważny problem z alkoholem. "Wiele rzeczy sobie popsułem... Alkohol pity w nadmiarze i nie zawsze o dobrej porze też się do tego przyczynił" - zwierzył się kiedyś "Super Expressowi".

Przez pewien czas po ślubie Frąckowiakowi udawało się trzymać z daleka od butelki, wydawało się nawet, że pokonał dręczące go demony i nie wróci do picia. Niestety, wyrwanie się ze szponów nałogu było ponad jego siły.

"Ten problem okazał się nie do przezwyciężenia" - stwierdziła Ewa Złotowska w wywiadzie dla "Faktu".

"Starałam się Marka z tego wyciągnąć, pomóc mu. Próbowałam wszystkiego, ale niewiele z tego wychodziło. Były okresy, że nie pił, ale zawsze do tego wracał. Czasami myślałam, że już dalej tego nie uciągnę. Ręce mi opadały, gdy znowu pił..." - wyznała "Dobremu Tygodniowi", wspominając mężczyznę, którego nazywa miłością swojego życia, mimo że zmienił je w koszmar.

"Miał nowotwór, nie chciał się leczyć. Od czasu do czasu 'leczył się' procentami. Myślę, że mógłby jeszcze pożyć, gdyby nie pił" - mówi dziś.

Choroba męża nie była jedną, z jaką zmagała się aktorka. Wiele lat temu lekarze zdiagnozowali u niej drżenie samoistne postresowe, z którym walczy do dziś. Ewa Złotowska miała też poważny wypadek, po którym przez kilkanaście miesięcy nie mogła chodzić i była skazana na... męża.

"Marek opiekował się mną, jak leżałam. Miał naprawdę dużo zalet. Był inteligentny, błyskotliwy, odważny, mądry. Ale widziałam też jego wady. Nasza miłość była trudna, ale na pewno dawaliśmy sobie ciepło i zawsze graliśmy do jednej bramki" - opowiadała "Dobremu Tygodniowi".

Do ostatnich dni grał w teatrze

W 2013 roku u Marka Frąckowiaka wykryto nowotwór, który zaatakował jego kręgosłup. Aktor przeszedł operację usunięcia złośliwego guza z dolnego odcinka kręgosłupa. Rok później u Frąckowiaka zdiagnozowano przerzuty. Po długiej walce artysta przegrał walkę z chorobą. "Do ostatnich dni grał w teatrze" - ujawniła w rozmowie z PAP Maria Wilma ze Związku Artystów Scen Polskich.

"Znowu straciłem kolegę. Poznaliśmy się na planie serialu. Często spotykaliśmy się gdzieś w locie. Pamiętam Twój uśmiech i głos. Byłeś dobrym, wesołym, wrażliwym człowiekiem. Uśmiecham się dziś w Twoją stronę. Dziękuję. Żegnaj Marku" - tymi słowami pożegnał aktora Łukasz Płoszajski, który z Frąckowiakiem występował w serialu "Pierwsza miłość".

swiatseriali
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy