Martyna Wojciechowska: Nikt nie wyleczy się z depresji sam [wywiad]

Martyna Wojciechowska pracuje nad nowym sezonem programu "Kobieta na krańcu świata". W tym roku odwiedzi bohaterki w Afryce, Azji i w obu Amerykach, a chwilę temu wróciła z Ukrainy, gdzie zrealizowała jeden z najważniejszych odcinków.

W ramach działań swojej Fundacja UNAWEZA, razem z ekspertami, Martyna Wojciechowska prowadzi projekt "Młode głowy. Otwarcie o zdrowiu psychicznym", a z Fundacją po DRUGIE buduje dom jednorodzinny, który będzie przeznaczony dla młodych mam.

Czy kiedykolwiek usłyszałaś od Marysi: "Mamo, zwolnij. Chcę być jak inne dzieci". Był taki moment zwrotny w twojej pracy?

Martyna Wojciechowska: - Kiedy dowiedziałam się o tym, że zostanę mamą, wiedziałam też, że w moim życiu wiele się zmieni. I przyjęłam to z pokorą. Oczywiście, nie twierdzę, że łatwo mi było z tym przejść do porządku dziennego, w końcu wszystkie wcześniejsze lata spędziłam głównie w pogoni za przygodami i adrenaliną [uśmiech - przyp. red.]. Macierzyństwo było dla mnie zupełnie inną podróżą. W nieznane i w dodatku bez mapy. Jednak w moim życiu pierwsze miejsce zawsze zajmuje córka. Wszystkie projekty są do tego dopasowywane. Mimo że sporo wyjeżdżam, nigdy nie opuściłam jej rozpoczęcia czy zakończenia roku szkolnego, urodzin, Dnia Dziecka, ani jednego występu. Zawsze jestem na łączach z Marysią i sygnał od niej to jedyny dzwonek, który słyszę i na który reaguję, bo wszystkie połączenia i powiadomienia mam wyciszone, odkąd pamiętam.

Reklama

Jak radziłaś sobie z rówieśniczymi "porachunkami" w dzieciństwie?

- "Za moich czasów", "Kiedy ja byłem/byłam w twoim wieku" - chyba każdy z nas kiedyś usłyszał podobne zdanie od swoich rodziców, dziadków czy nauczycieli. Ale my, współcześni dorośli, musimy sobie zdać sprawę, że świat, który zapamiętaliśmy z naszej młodości różni się od tego, w którym teraz żyją młodzi ludzie. Zmienia się szybciej niż kiedykolwiek wcześniej w historii. Dorastałam w latach 80. i 90. X wieku, jak jedna koleżanka powiedziała coś drugiej i powtórzyły to jeszcze dalej, to i tak wszystko działo się w wąskim gronie, a za kilka dni najczęściej wszyscy już o tym zapominali. Dzisiaj plotka czy nieżyczliwe słowa mogą dotrzeć w zaledwie kilka sekund do wszystkich znajomych i nieznajomych. Nie możemy więc przekładać wspomnień naszego dzieciństwa i okresu dojrzewania na to, czego dzisiaj doświadczają młodzi ludzie. Zmagają się z innymi niż my problemami i dochodzą do tego jeszcze wyzwania współczesności, w której i my dorośli czasem z trudem się odnajdujemy, a co dopiero młodzi. Mam wielki przywilej, że wychowywałam się w domu, w którym nie zamiatało się tematów pod dywan. Dużo rozmawiałam z rodzicami, szczególnie z mamą. Mogłam się do niej zwrócić z każdą sprawą. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy dom tak wygląda. Jednak głęboko wierzę, że zawsze jest jakieś wyjście i naprawdę warto szukać wsparcia, nie radzić sobie ze wszystkim w pojedynkę, czasem trzeba zrobić ten pierwszy krok.

Masz wyznaczoną tę cienką czerwoną linię, która zatrzymuje cię w życiu?

- Kocham moją pracę, traktuję ją jak misję. Często powtarzam też zasłyszane zdanie: "Uczyń ze swojej pasji pracę, a nie przepracujesz w życiu ani jednego dnia". I to jest prawda, ale też łatwo wpaść w pułapkę, bo pasja czasem potrafi wciągnąć za bardzo. Przyznaję, że kiedyś była dla mnie wszystkim. Właściwie całe moje życie było podporządkowane wyjazdom, realizacji kolejnych projektów i przekraczaniu swoich granic. A potem przyszedł czas, że zatrzymałam się, rozejrzałam wokół i na nowo poukładałam swój świat i priorytety. Dzisiaj rodzina jest na pierwszym miejscu, to moja największa siła. Z biegiem lat nauczyłam się też doceniać dom, moje miejsce na ziemi i bezpieczne schronienie. Kiedy jest wszystkiego za dużo, zamykam się w nim na jakiś czas i układam wszystko w głowie. Nigdy bym nie pomyślała, że ten przysłowiowy "stały ląd" będzie dla mnie tak ważny.

Korzystasz z pomocy specjalistów w momentach kryzysowych czy są to przyjaciele?

- W chwilach kryzysowych sięgam najpierw po wsparcie najbliższych. Przyznanie się przed samym sobą do problemu to jest pierwszy i najważniejszy krok, jaki trzeba wykonać. Drugi to powiedzieć o tym głośno innym, a trzeci to sięgnąć po pomoc, także do specjalistów. U nas wciąż pokutuje przekonanie, że korzystanie z psychoterapeuty, psychologa czy psychiatry to oznaka słabości, że sobie z czymś nie radzimy. A przecież nikt z nas tak nie myśli, kiedy leczymy ciało. Zdrowie psychiczne jest tak samo ważne! I warto pamiętać, że nikt nie wyleczy się z depresji czy chorób zdrowia psychicznego sam.

Dziś wypalenie zawodowe, stany lękowe, epizody depresyjne, próby samobójcze przestają być tematem tabu. Czy to Marysia otworzyła ci oczy na problemy psychiczne dzieciaków?

- Obserwuję zmiany na przestrzeni lat i cieszę się, że powoli uczymy się rozmawiać o zdrowiu psychicznym otwarcie, chociaż oczywiście zmiany wciąż są tu jeszcze potrzebne. Dzięki Marysi wiele tematów dotyczących młodzieży poznaję od podszewki. Projekt "Młode głowy" zaczął się od bardzo osobistego doświadczenia. Dwa lata temu osoba z otoczenia mojej córki powiedziała jej, że zamierza popełnić samobójstwo, a z Marysi uczyniła swoją powiernicę. To był dla nas obu moment głębokiego wstrząsu i trzeba było działać. Na szczęście, to dziecko zostało uratowane, ale miałam okazję przekonać się osobiście, jak działa, a raczej jak bardzo nie działa, system. Czy edukujemy młode pokolenie, jak rozpoznać kryzys psychiczny u siebie, u kogoś, jak postępować? Czy potrafimy zrobić to skutecznie? Czy szkoły mają wypracowane procedury reagowania w takich sytuacjach? Do kogo zwrócić się po pomoc? Pytań było więcej niż odpowiedzi. Okazało się, że mamy za mało psychiatrów dziecięcych, że na wizytę u specjalisty na NFZ czeka się nawet rok, prywatnie - wiele miesięcy, podczas gdy reagować powinno się natychmiast. A przede wszystkim, że zdrowie psychiczne to wciąż temat, o którym nie do końca potrafimy rozmawiać.

Czytaj więcej:
Monika Szubrycht: Kryzysów psychicznych wśród nastolatków jest coraz więcej [wywiad]

Wyniki badań są alarmujące. Dzieci krzyczą o pomoc?

- No właśnie nie zawsze krzyczą, często cierpią w ciszy. Dlatego tak ważne było to, żeby dać młodym ludziom głos, żeby mogli się wypowiedzieć w swoim imieniu. I aż 184 tysiące uczniów w wieku 10-19 lat nam zaufało. W projekt "Młode głowy. Otwarcie o zdrowiu psychicznym" zaangażowali się nauczyciele, choć przecież mają wiele swojej pracy, a rodzice wyrazili zgodę na udział dzieci w badaniu. Zdecydowanie stan zdrowia psychicznego młodych osób jest alarmujący. Ale to wiedzieliśmy też, zanim przeprowadziliśmy nasze badanie, które jest tylko pierwszym krokiem z szeregu zaplanowanych działań. Wyniki wskazują na ogromne poczucie bezradności wśród zbadanych dzieci. Stres je przerasta, ponad 80 procent z ankietowanych młodych w sytuacji kłopotliwej nie znajduje rozwiązań. Mówią: "Nie dam rady, mam dość". Dlatego tak ważna jest nasza uważność i uświadomienie im, że zawsze jesteśmy obok, że je akceptujemy bezwarunkowo i że warto sięgać po pomoc. Czasem wystarczy drobny gest lub jeden mądry, wspierający dorosły obok.

Jak widzisz tę ścieżkę do zdrowia dzieci i młodzieży? Jaka jest twoim zadaniem w tym rola bliskich, a jaka specjalistów?

- Młodzi ludzie potrafią rozwiązywać skomplikowane równania matematyczne, znają cały okres rozwojowy pantofelka, a tak niewiele wiedzą o sobie samych, o swoim zdrowiu czy potrzebach. Często pokutuje stereotyp, że do psychologa w szkole idzie się "za karę", a rodzice wstydzą się przyznać, że ich dziecko mierzy się problemami. Chcemy to zmienić!
Nie oszukujmy się - nie sprawimy, że w Polsce nagle będzie więcej specjalistów i oddziałów psychiatrii dziecięcej. Taki proces zmian wymaga wielu lat. To, co teraz realnie możemy zrobić, to prewencja, zwrócenie uwagi na problemy ze zdrowiem psychicznym wśród młodych, wskazanie związanych z tym wyzwań i przede wszystkim normalizowanie sięgania po pomoc. Wierzymy, że skuteczny system wczesnego reagowania może sprawić, że liczba dzieci podejmujących próby samobójcze będzie niższa. Dlatego w gronie doświadczonych specjalistów opracowujemy długofalowe działania, m.in. ogólnodostępny, bezpłatny program profilaktyczny dla dzieci, dla rodziców i nauczycieli, dla wszystkich, którzy mają styczność z młodymi głowami oraz tzw. złoty standard pomocy psychologicznej, który może służyć do ochrony zdrowia psychicznego uczniów.

Rodzice z jednej strony wymagają bardzo dużo od dzieci, z drugiej są nieobecni. Sama byłaś, jesteś mamą na walizkach. Jak na to patrzysz właśnie jako mama nastolatki.

- Mam wrażenie, że często my, dorośli, debatujemy nad tym, co byłoby dobre dla naszych dzieci, ale ich samych nikt nie pyta o zdanie. Uważam, że nie da się zaplanować efektywnych programów profilaktycznych, które mogą zmienić rzeczywistość, bez wcześniejszego sprawdzenia, czego dokładnie młodzi potrzebują. Wierzę w to, że każdy z nas stara się być jak najlepszym rodzicem dla swoich dzieci, ale rodzicielstwo to trudna droga i popełniamy na niej też błędy. Niektórzy z nas w nadmiarze starają się podarować kolejnemu pokoleniu to, czego mieli niedosyt w dzieciństwie, przekładamy nasze własne marzenia na nasze dzieci nie pytając, czego one chcą. Często też uprawiamy "helikopterowe rodzicielstwo", chcemy wszystko kontrolować, nie dajemy młodym przestrzeni na popełnianie błędów. Nie czuję się absolutnie kompetentna, żeby komukolwiek cokolwiek doradzać, nie jestem żadną specjalistką. Jestem po prostu mamą, która popełniła wiele błędów i postanowiłam zrozumieć, dowiedzieć się więcej i wspierać moje obie córki tak, jak najbardziej tego potrzebują. Sama uczę się cały czas czegoś nowego. Ale wiem na pewno, że jako dorośli mamy ogromny wpływ na nasze dzieci i jesteśmy dla nich najważniejszymi bohaterami, co jasno wynika z naszego raportu. Więcej szczegółów można znaleźć na stronie mlodeglowy.pl, do czego bardzo zachęcam.

Jaki przedmiot obowiązkowo wprowadziłabyś do szkoły?

- Zdecydowanie byłaby to tzw. "pierwsza pomoc psychologiczna". Jeśli możemy szkolić się w zakresie pierwszej pomocy ofiarom wypadków, to możemy też wdrażać do naszego codziennego życia i programów edukacyjnych wiedzę dotyczącą zdrowia psychicznego.

Zastanawiam się, jak oczami dzieci, młodzieży wygląda ten "beznadziejny dzień", o którym piszą, mówią...

- Dobre pytanie, sama jestem tego ciekawa. Ale wiem na pewno, że musimy zdawać sobie sprawę z tego, że nasze dzieci odbierają świat zupełnie inaczej niż my. To pierwszy krok do porozumienia. Dorośli często bagatelizują sprawy młodych i w ten sposób unieważniają ich uczucia. Sprawy i wyzwania, które dla dzieciaków w danej sytuacji są poważne, my dorośli często nazywamy błahostkami, czasem padają te słynne słowa: "To żaden problem, poczekaj aż dorośniesz - wtedy zobaczysz, jak wyglądają prawdziwe problemy". Ale w życiu tej młodej osoby to - tu i teraz - coś wydaje się najpoważniejsze na świecie. I powinni w nas mieć mądre wsparcie w tym konkretnym momencie, zamiast słuchać, że przesadzają i że mają przecież wszystko.

Beata Banasiewicz / AKPA

AKPA
Dowiedz się więcej na temat: Martyna Wojciechowska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy