Gwiazda telewizji nie dałaby sobie bez nich rady. Pomogli jej przetrwać najgorsze chwile
Joanna Racewicz - jedna z najbardziej lubianych polskich prezenterek telewizyjnych i dziennikarka mająca na swoim koncie kilka książek - zawsze z wielką miłością mówi o rodzicach. Kiedy 10 kwietnia 2010 roku zginął jej mąż, a ona została z dzieckiem, mama i ojciec byli dla niej jedynym oparciem.
Do Zamościa, gdzie mieszkają jej rodzice, Joanna Racewicz stara się wpadać zawsze, gdy tylko ma wolny dzień.
"To tylko trzy godziny w jedną stronę" - mówi dziennikarka i dodaje, że jej syn, 15-letni Igor, też uwielbia odwiedziny u dziadków.
Gdy był młodszy, pozwalała mamie i tacie na rozpieszczenie wnuka. "A potem naprawiałam, co napsuli" - żartuje.
"Babcia i dziadek, najlepsze pierogi na świecie i najfajniejsze opowieści o pszczołach. Cudownie, że są, bo są od rozpieszczania i miłości bez granic" - napisała w mediach społecznościowych pod zdjęciem wtulonego w jej rodziców Igora.
Mama dziennikarki, Bogusława Racewicz-Białek, przez wiele lat pracowała w I Liceum Ogólnokształcącym w Zamościu jako nauczycielka języka polskiego. Joanna twierdzi, że rozbudziła w niej miłość do literatury i motywowała ją, by nigdy nie spoczywała na laurach.
"Poszłam w jej ślady i po maturze wybrałam studia polonistyczne. Mamie zawdzięczam przekonanie, że nie ma rzeczy niemożliwych" - opowiadała w wywiadzie.
Mama dawała Joannie, zanim ta na dobre wyfrunęła z rodzinnego gniazda, wiele swobody, ale pilnowała, by rozsądnie z niej korzystała. Dziennikarka wspomina, że mama potrafiła "ściągnąć lejce", by uchronić dzieci - ją i jej brata Mirka - przed niebezpieczeństwami tego świata.
"W naszym domu panowała dyscyplina, ale czuliśmy się bardzo kochani" - wyznała.
Ojciec zaszczepił w córce i synu szacunek dla innych ludzi i dla przyrody. Jest pszczelarzem, ma na Roztoczu - swym ulubionym miejscu na świecie - kawałek ziemi, drewniany domek i mnóstwo uli.
"Zamojszczyzna to moja mała ojczyzna, raj utracony. Mam tam swoje ścieżki, ulubione miejsca. Tato pokazał mi je, gdy byłam jeszcze dzieckiem" - mówi Joanna Racewicz.
Tadeusz Racewicz zawsze był i wciąż jest dla córki niedościgłym wzorem męskości. Wszystkich swoich chłopców porównywała do niego.
"Kiedy miałam 6 lat, powiedziałam tacie, że kiedyś wyjdę za niego za mąż" - wspomina.
"Był bez wątpienia bohaterem mojego dzieciństwa. Jestem dumna, że to właśnie on prowadził mnie do ołtarza i "oddał" Pawłowi" - dodaje.
Śp. porucznik Paweł Janeczek, którego dziennikarka poślubiła we wrześniu 2004 roku, bardzo przypominał jej ojca.
"Był tak samo silny psychicznie, tak samo zdecydowany w swoich sądach i tak samo szlachetny" - wzrusza się, opowiadając o ukochanym, który 10 kwietnia 2010 roku zginął w katastrofie lotniczej w Smoleńsku.
Wtedy, gdy w ciągu kilku zaledwie chwil jej szczęście runęło jak domek z kart i została sama z małym dzieckiem, Joanna Racewicz tylko w rodzicach miała oparcie. Dzięki wierze w Boga, którą przekazała jej mama, przetrwała najtrudniejsze chwile.
"Dorastałam w wielkim szacunku do wiary i religii" - twierdzi.
"Dzięki mamie i babci - wierzę, a dzięki tacie - mam otwarty umysł" - wyznała w jednym z wywiadów.
Joanna Racewicz zawsze wzrusza się, widząc, jak mama i tata trzymają się za ręce czy przytulają, albo słysząc, z jak wielką czułością zwracają się do siebie.
"Bardzo się cieszę, że Igor ma z dziadkami bliskie relacje. Dziadkowie to bardzo ważne osoby w życiu dzieci" - mówi.
Dziadek imponuje wnukowi niezwykłą sprawnością fizyczną. Choć nie jest już młodzieńcem, a kilka lat temu przeszedł operację implantacji endoprotezy biodra, uwielbia grać z Igorem w piłkę i naprawdę dobrze sobie radzi na murawie.
"Mój tato kiedyś był sportowcem, dźwigał ciężary. Igor pęka z dumy, gdy ogląda jego zdjęcia z tamtego okresu. Tata ciągle dzielnie się trzyma i wie, że ma silną pozycję u wnuka" - twierdzi dziennikarka.
Także z babcią Igor znakomicie się dogaduje. Babcia nauczyła go lepić pierogi i teraz, gdy do niej przyjeżdża, pomaga jej w przygotowaniu swego ulubionego dania.
Joanna Racewicz kocha rodziców całym sercem. Są dla niej bardzo ważni. Przed laty - tuż po ślubie - rozważała z mężem zakup domu za granicą, ale właśnie z powodu rodziców zrezygnowali z planów opuszczenia kraju.
"Uznaliśmy, że nie możemy być daleko od nich, bo mają swoje lata. Nie chcieliśmy zostawić ich bez opieki" - wspomina.
Dziennikarka zawsze mówi o rodzicach z wielką miłością i szacunkiem. Już dawno zapomniała, że gdy była dzieckiem, mama kazała jej nosić "grzeczne" sukienki, których nie znosiła, a ojciec gonił ją do nauki.
"Dziś mówię im "dziękuję" za to, że mnie pilnowali i stawiali na swoim. To procentuje" - zapewnia.
*****
(wypowiedzi Joanny Racewicz pochodzą z wywiadów dla "Gali", "Vivy!", "Pani", "Twojego Stylu" i "Zwierciadła")