Bogusław Wołoszański współpracował z SB. Co zawierają akta legendy TVP?
Akta Bogusława Wołoszańskiego to jedna z najmarniejszych historii, jakie można znaleźć w archiwach IPN. Niewiele mówią one o działaniach komunistycznego wywiadu, ale sporo o ich bohaterze i jego karierze w PRL - pisze w poniedziałkowym wydaniu tygodnik "Sieci".
Poniedziałkowy tygodnik "Sieci" opisuje historię współpracy dziennikarza Bogusława Wołoszańskiego z wywiadem Służby Bezpieczeństwa PRL. Tygodnik napisał, że w świetle dostępnych akt nie ma większych wątpliwości, czym kierował się "Ben" (pseudonim Wołoszańskiego), mówiąc o swoich możliwościach funkcjonariuszom wywiadu PRL. "Chodziło o jak najdłuższe trwanie w Londynie. Przez następne miesiące tamtejszą rezydenturę wywiadu PRL zalewały informacje dostarczane przez agenta 'Bena'. Większość z nich można zdefiniować jako 'węglowy miał', który nie przynosił większych zysków wywiadowi" - pisze tygodnik.
Gazeta opisuje, że Wołoszański w swoich raportach szeroko informował o spotkaniach z różnymi dziennikarzami, przy czym był w stanie podać tylko ich najprostsze charakterystyki, miejsce pracy albo jedynie nazwisko, jak w przypadku pewnego Japończyka.
"Informacje polityczne w zasadzie nie przekraczały poziomu wiedzy powszechnie znanej lub dostępnej w prasie, okraszonych uwagami i wnioskami 'Bena', które nawet w warszawskiej centrali uważano za niedorzeczne" - czytamy w "Sieci".
Mimo że niektóre informacji przekazywanych przez Wołoszańskiego w warszawskiej centrali uznano za niewiarygodne, "strumień informacji o jawnych i ukrytych mechanizmach politycznych NATO, USA, Wielkiej Brytanii oraz ich polityce wobec PRL i Związku Sowieckiego płynął. 'Ben' donosił o awanturach u sąsiadów albo o tym, że obserwują go zachodnie służby, a jego mieszkanie naszpikowane jest aparaturą podsłuchową. Skąd to wiedział? Bo jego dziecku nie działał samochód na baterię kierowany radiem. Nie wiadomo, jak traktować tego typu informacje" - podał tygodnik.
"Sieci" napisały, że meldunki przynoszone przez "Bena" uznać można za informacyjne śmieci, za które agent coraz częściej oczekiwał pieniędzy, tłumacząc to wydatkami na lunche z zachodnimi dziennikarzami. "Czasem służba odmawiała, uzasadniając to brakiem zysku ze spotkania, czasem wypłacała agentowi po kilkadziesiąt funtów. Łącznie na skutek swoich próśb o 'zwrot kosztów' (agent nigdy nie przedstawił rachunków) 'Ben' w Londynie 'wyprosił' ok. 500 funtów" - czytamy.
Piotr Gontarczyk, autor artykułu, napisał, że kiedy w 2007 r. opublikował w "Rzeczpospolitej" ledwie sygnalne informacje na temat tej historii, "jej bohater zareagował wedle obowiązujących wówczas byłych peerelowskich agentów schematów: 'wszystkiemu zaprzeczaj, a jak złapią za rękę, krzycz, że to nie twoja ręka'". Autor dodał, że Bogusław Wołoszański zwołał konferencję prasową, zapowiadając pozew sądowy za "zniesławienie". "Ale nigdy go nie złożył. Potem były inne historyjki, na przykład, że współpracował, ale nie ze Służbą Bezpieczeństwa, tylko z 'wywiadem'. Kłopot w tym, że ten wywiad to właśnie Departament I SB Ministerstwa Spraw Wewnętrznych" - pisze Gontarczyk.
Autor przypomniał, że tuż po ujawnieniu sprawy w jednej ze stacji radiowych Wołoszański z przejęciem mówił, iż ma "głęboką, pełną świadomość, że naprawdę nikogo nie skrzywdził, na nikogo nie doniósł". "Otóż doniósł na wiele osób, i to raczej z mało wysublimowanych pobudek" - podkreślił Gontarczyk.
Bogusław Wołoszański jest dziennikarzem, popularyzatorem historii, autorem książek i scenarzystą. Przez lata zawodowo związany był z Telewizją Polską. Szczególną popularność przeniósł mu emitowany od 1983 roku program "Sensacje XX wieku". W 1985 wyjechał jako korespondent radia i telewizji do Londynu, gdzie pracował przez 3 lata.