"Zakochani po uszy": Michał Meyer lubi rozśmieszać ludzi
Michał Meyer, czyli Piotr Nowak z "Zakochanych po uszy", od dziecka uwielbiał być w centrum uwagi, a rozmieszanie kolegów - w czym był naprawdę dobry - sprawiało mu wielką frajdę. Aktor nie kryje, że komedia to jego żywioł, choć nie zawsze tak było...
Michał Meyer od niedawna prowadzi program "Comedy Club", w którym występuje plejada najlepszych polskich stand-uperów. Aktor żartuje, że nie ma aspiracji, by być konkurencją dla komików, bo jest jedynie... przerywnikiem między ich występami. Czasami jednak chciałby spróbować swoich sił w rozbawianiu ludzi. Kiedyś - gdy był dzieckiem - wychodziło mu to naprawdę dobrze!
- Zawsze lubiłem rozśmieszać. W szkole zdarzało mi się sięgać po alternatywne sposoby, żeby podreperować swoje oceny z matematyki i zamiast rozwiązywać równania na tablicy, robiłem jakieś mini show mające na celu zamaskowanie nieprzygotowania - wspomina.
Michał twierdzi, że komedia, w której niespodziewanie świetnie odnajduje się jako aktor, wcale nie była jego przeznaczeniem.
- Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale zawsze byłem nieśmiały. W szkole teatralnej wybierałem dramatyczne role - twierdzi i dodaje, że po prostu bał się komedii, którą uważa za aktorską wyższą szkołę jazdy.
- W liceum zdarzało mi się kogoś małpować. Później parodiowałem profesorów ze szkoły teatralnej... Działo się to przypadkiem. Schody zaczęły się, gdy zacząłem parodiować innych na zamówienie. Po prostu się blokowałem - mówi.
Nie wszyscy pamiętają, że Michał Mayer był jednym z parodystów w programie "Szymon Majewski Show", który przez lata był jednym z najchętniej oglądanym show w historii TVN. U Szymona Majewskiego aktor parodiował m.in. Kubę Wojewódzkiego, Grzegorza Napieralskiego i Tomasza Kammela. Ten ostatni zadzwonił nawet do Michała, by podziękować mu za świetny występ.
Odtwórca roli Piotra w "Zakochanych po uszy" nie kryje, że czasami zazdrości komikom i stand-uperom, których spotyka podczas realizacji kolejnych odcinków programu "Comedy Club", świetnie napisanych ról. Sam jednak wcale nie chciałby zostać gwiazdą stand-upu.
- Stand-up to cholernie ciężki kawałek chleba. Tu nie ma miejsca na błędy - twierdzi.