Zachowaj spokój
Ocena
serialu
7,2
Dobry
Ocen: 6
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Zachowaj spokój": Granica adaptacji i powrót Kopińskiego [wywiad: Agata Malesińska, Wojtek Miłoszewski]

O tym, jak daleko można ingerować w oryginał adaptując powieść, współpracy z Harlanem Cobenem i wprowadzeniu bohaterów "W głębi lasu" do "Zachowaj spokój" rozmawiamy ze scenarzystami - Agatą Malsińską i Wojtkiem Miłoszewskim.

Katarzyna Ulman, Interia: W "Zachowaj spokój" powracają bohaterowie z "W głębi lasu". Skąd wziął się pomysł na wprowadzenie Laury i Pawła do nowego serialu? 

Agata Malesińska: "W głębi lasu" zostało tak świetnie odebrane, że w normalnych warunkach nakręcilibyśmy drugi sezon tego serialu. Jednak mówimy tutaj o narracji książek Harlana Cobena, które wielokrotnie są zamkniętymi historiami, tak jak w przypadku "W głębi lasu". Ta książka nie ma naturalnej kontynuacji, więc musieliśmy znaleźć taką powieść spośród wszystkich książek autora, w której Paweł Kopiński [w tej roli Grzegorz Damięcki - przyp. red.], ponownie się pojawia. Dzieje się to w "Zachowaj spokój", ale w bardzo epizodycznej roli. Fani, którzy znają powieść i obejrzą serial na pewno będą zaskoczeni rozwojem tej postaci; W książce ta postać jest właściwie elementem tła, łącznie z tym, że zamyka książkę. Mieliśmy więc z Wojtkiem dylemat - co z nim zrobić, jak teraz jego wątek rozwinąć. Mieliśmy ochotę go zabić... 

Reklama

Nie, nie, nie...

A.M.: W końcu piszemy historię kryminalną, więc "kill him" a nie "save him" (śmiech). Stanęliśmy wobec takiego problemu, właściwie wymogu: skoro adaptujemy książkę "Zachowaj spokój", to mamy określonych głównych bohaterów -  bohaterkę oraz jej męża z dziećmi - nie mogliśmy ich nikim przykryć. Musieliśmy znaleźć taki kawałek historii, żeby fani "W głębi lasu" czuli się usatysfakcjonowani, ale żeby serial nie stał się produkcją składającą się z dwóch opowieści. Efekt jest taki, że Kopiński jest w  pomocniczej, jednak bardzo ważnej roli. Pojawia się w każdym z odcinków, zaczynając od drugiego. Jego wątek jest dość szeroko potraktowany, ale cały czas mamy główną bohaterkę i sytuację, w której jej rodzina znajduje się na pierwszym planie.

Wojtek Miłoszewski:  Mieliśmy przy pracy nad "Zachowaj spokój" ułatwione zadanie w tym sensie, że w "W głębi lasu" okazało się sukcesem, a w "Zachowaj spokój" Kopiński się pojawia. Musieliśmy coś z Agatą dodać, ale taka jest już rola scenarzysty. Jak to mówią "stąpanie  po kruchym lodzie". 

A.M.: Mamy jednak taką dobrą sytuację, że Harlan Coben jest bardzo otwarty na nasze zmiany. Był w procesie twórczym z nami od początku - czytał już pierwszą naszą propozycję, znał też historię z Kopińskim, która była dużo bardziej rozbudowana i podobała mu się, ale potem w rezultacie różnych rozmów produkcyjnych zdecydowaliśmy, że będzie tak, jak jest. Harlan powiedział przy okazji "W głębi lasu", że adaptacja to taki cover piosenki - tak na to patrzy. Nie mieliśmy problemów; nie walczyliśmy ze sobą na ringu do tej pory.

Zobacz też: "W głębi lasu": Polski zespół zrobił świetny cover mojej powieści [wywiad z Harlanem Cobenem]

Jak daleko może ingerować scenarzysta? Na jak dużo zmian można pozwolić sobie prze adaptacji powieści, aby nie zatracić jej esencji?

A.M.: Tutaj przede wszystkim dochodzi do głosu nasz zdrowy rozum i nasze wyczucie proporcji. Wszystko to splot rzeczy ze sobą powiązanych - z jednej strony jesteśmy zatrudnieni przez producenta, którego zatrudnił pisarz, i wszystkie te strony muszą czuć, że robią, coś pod czym się chcą podpisać. Oczywiście, musimy to zrobić w taki sposób, aby osoby znające "Zachowaj spokój" i chcące obejrzeć adaptację też były zadowolone. Główny szkielet serialu musi pozostać taki sam jak książka. Cała reszta to kwestia naszych wewnętrznych dyskusji.

W.M.: Najprościej można określić to tak: na ile autor powieści pozwoli. Oczywiście autor powieści zbywa swoje prawa na rzecz producenta odnośnie realizacji i Harlan Coben był bardzo otwarty,  Pisanie serialowej adaptacji to sytuacja, w której wszystkie kawałki trzeba zgrać i czuć, że każda strona wygrywa. Pisarzowi zależy, żeby ten serial był fajny, żeby miał oglądalność taką jak "W głębi lasu". Przed nami stanęło to niewdzięczne zadanie, żeby autora zadowolić. Zresztą nie tylko jego, bo znajdzie się jeszcze kilka innych różnych osób -  w tym reżysera czy aktorów. Każdy będzie chciał na temat tego tekstu się wypowiedzieć i to jego święte prawo. My jesteśmy od tego, żeby wszystko się udało.

Zobacz też: "W głębi lasu": Opowieść powszechna [wywiad z Leszkiem Dawidem i Bartoszem Konopką]

Czy scenarzyści powinni się trzymać sztywno powieści, aby zadowolić jej fanów?

W.M.: To jest trudne zadanie. Oczywiście są takie produkcje, które wzbudzają dyskusję wśród fanów pierwowzoru. Można przywołać przykład Andrzeja Sapkowskiego i świetną powieść "Wiedźmin". Jest duża grupa polskich widzów, którym się pewne rozwiązania nie podobają i głośno o tym dyskutują, to też jest pytanie - z czym oni tak naprawdę dyskutują.  Rozmawiać zawsze warto, jednak trudno zadowolić wszystkie zainteresowane strony. Tak jak w życiu nie jest czarno-białe. Te granice się rozmywają i nie możemy zapominać o tym, że przekładamy język literatury na język serialu czy filmu, który rządzi się swoimi prawami - więcej powinniśmy widzieć, niż słyszeć. W powieści autor ma tę dowolność, że może spojrzeć w umysł bohatera, a on może sobie przypominać nagle coś, co wydarzyło się, jak miał 5 lat. W serialu jest to o wiele trudniejsze.

A.M.: Dla mnie, w przypadku adaptacji, jest ważne to, aby główny bohater był rozpoznawalny tak, że po przeczytaniu książki będziemy mogli powiedzieć: ‘Tak, to jest właśnie ta osoba, o której czytałem’. Nieważne, czy będzie wyglądał inaczej niż byśmy sobie wyobrażali, ponieważ to kwestia bardzo indywidualna; ważne, żebyśmy mieli poczucie spójności między postacią z książki i tą napisaną na potrzeby serialu.

W.M.: Głównym zadaniem kogoś, kto adaptuje powieści powinna być myśl przewodnia danej książki. U Harlana Cobena to jest dość wyraźnie zaznaczone. W przypadku "Zachowaj spokój" to pewien lęk o nasze dzieci, które dojrzewają, dorastają i stają się samodzielne.

A.M.:  U nas Kopiński robi coś innego niż w książce. W "Zachowaj spokój" awansował, czyli nie był już prokuratorem. Musieliśmy zakończyć jego wątek, a że akcja rozgrywa się kilka lat później, to wprowadziliśmy pewne zmiany. Tak naprawdę książkowe "Zachowaj spokój" jest bliższe czasowo serialowemu "W głębi lasu". 

W.M.: Jeżeli komuś podobało się "W głębi lasu", to nie będzie zawiedziony "Zachowaj spokój", bo to jest lepszy serial, a następny, który będziemy pisać z Agatą - będzie jeszcze lepszy.

Zobacz też: Agnieszka Grochowska: Różnorodność jest wskazana [wywiad]

Jakie były największe wyzwania przy adaptacji "W głębi lasu" i "Zachowaj spokój"? Jakich zmian wymagało przystosowanie powieści do polskich realiów?

A.M.: W przypadku "W głębi lasu" musieliśmy rozpisać i poradzić sobie z dwiema przestrzeniami czasowymi. Opowiadaliśmy historię, która działa się na dwóch płaszczyznach - to było ważną częścią serialu, a nie tylko małą retrospekcją. W zasadzie to były dwie czasowe osie, na których toczył się przebieg wydarzeń. Musieliśmy również wpisać ten Cobenowski klimat, polskie lata 90.. W "Zachowaj spokój" akcja rozgrywa się tu i teraz. Te światy są bardzo podobne - zamknięte osiedle w Warszawie przypomina przedmieścia Nowego Jorku.  Podobne jest to, co tak naprawdę dotyka tych ludzi - są pewne sytuacje uniwersalne, które można przełożyć prościej. 

W.M.: Sądzę, że scenariusz "W głębi lasu" był bardziej wymagający. Tam książkowy bohater to amerykański prokurator, a system prawny w Ameryce różni się znacznie od polskiego. Książkowy Kopiński miał przed sobą wybory, u nas prokurator był mianowanym urzędnikiem przez zwierzchników... I tam i tutaj mieliśmy rodziców i ich problemy z dziećmi, które w pewnym miejscu trzeba było zaadaptować, bo w pewnym sensie są one oczywiście uniwersalne, z drugiej strony jednak sporo się różnią.

A.M.: Tak jak mówisz, "Zachowaj spokój" było prościej zaadaptować. W "W głębi lasu" było różnic - takich cech społecznych jak i związanych z tym, że mamy siostrę bogatych dzieciaków; ciemnoskórą prostytutkę; obozy, na które Amerykanie jeżdżą od zarania dziejów... U nas tego nie ma, jednak czasami ze zdumieniem odkrywam, jak bardzo są podobne te rzeczy. Uniwersalne jest bycie nastolatkiem, bo każdy kiedyś był młody...

W.M.:  ... ale niektórzy nie pamiętają później (śmiech).

A.M.: Większość z nas jednak jest rodzicem albo rodzicem będzie,i nie mamy żadnych innych tematów, które są tak specyficzne dla jednego świata, świat zachodu. Nie ma się co oszukiwać, opowiadamy o problemach najedzonego zachodniego świata.

W.M.: Ale też takiego, do którego już na dzień dzisiejszy Polska należy. Na naszym wycinku Europy (nie mówiąc o tym, co się teraz dzieje) to ta Europa, jako Europa, jest jednym z bardziej bezpiecznych miejsc do życia w porównaniu z innymi kontynentami. Nie wdając się w szczegóły, aby za dużo nie zdradzać... Faktycznie, w powieści pojawia się niebezpieczna dzielnica, ale czy w Warszawie można sobie wyobrazić tak naprawdę niebezpieczną dzielnicę, w której wysiadasz z autobusu i nagle ktoś do ciebie strzela? Nie bardzo, więc to też była kwestia adaptacji - użycia tego wątku tak, żeby wszystko po prostu pasowało do naszych realiów.

Zobacz też: Grzegorz Damięcki: O etnografii polskiego piekiełka [wywiad]

Jaka była największa zmiana, jaka została wprowadzona w scenariuszu?

A.M.: Zmieniliśmy jedną bardzo ważną rzecz - głównym bohaterem została kobieta. Coraz więcej seriali i filmów opowiada o kobietach, więc czemu nie. Wojtek jest cudownym partnerem do pisania o kobietach, on kobiety uwielbia.

W.M.: Dziękuję bardzo.

A.M.:  Annę [w tej roli Magdalena Boczarska - przyp. red.], jak się serial ogląda przez dłuższy czas, można wręcz znielubić. Ona jest już tak zdeterminowana, tak skoncentrowana na swoim dziecku, że w zasadzie - po trupach do celu, nieważne jak, nieważne co... Wszystko, aby uratować syna. Wraz z rozwojem akcji zaczynamy troszkę więcej się o niej dowiadywać, wiemy, dlaczego jest jaka jest... Okazuje się, że przeżyła pewne rzeczy, które niejako uzasadniają jej naturę. Ja jestem matką młodszych dzieci, ale nie wiem, czy miejscami zdecydowałabym się na takie kroki i była zerojedynkowa jak ona.

Zobacz też:

Netflix: Serial na podstawie książek Michaela Connelly'ego już w maju

"Wiedźmin: Rodowód krwi": Michelle Yeoh o prequelu "Wiedźmina"

"Miłość, śmierć i roboty": Trzecia odsłona hitu Netflix już w maju!

Jesteś fanem amerykańskich seriali? Zalajkuj nasz fan page "Zjednoczone Stany Seriali", czytaj najświeższe newsy zza oceanu oglądaj trailery, galerie, komentuj i czytaj opisy odcinków już dwa tygodnie przed emisją w Polsce

swiatseriali
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy